Cz 10 Jak Zdobyłem Avatara

97 6 1
                                    

" Co ty tu robisz?! Nie powinno cie tu być!"- pomyślał sobie brunet
- Zac co ty tu robisz ?
- Przyleciałem bo trener mnie poprosił. Nie wiedziałem, że przeprowadziłeś się tutaj
- Zac , Joe potem sobie pogadacie. Teraz trening - zwrócił im uwagę trener
-Tak proszę pana! już mi się podoba to miasto- Zac ruszył na środek boiska.
King niepewnie za nim .
Bał się, że Zac się wygada co do ich znajomości
Chociaż i tak wiedzą, że był w Dragonsach...., ale co jeśli dowiedzą się mrocznej prawdy?
Dostał zadanie z Axelem jako pierwsi strzelić bramke , Zac miał im odebrać piłkę i strzelić.
Ruszyli.
- Twoja Joe !- Blaze kopnął piłkę w stronę przyjaiclea
Chłopak przyjął.
Podbiegł Zac. Zaczęła się walka o piłkę.
- Nic się nie zmieniłeś. Wciąż wyśmienicie nie pozwalasz odebrać sobie piłki- pochwalił Zac próbując odebrać piłkę
- Tak samo jak ty. Ja nie zapominam tego co uczył mnie trener
- O rany..- szepnęła Celia
- Hej co się stało?- Sylvia spojrzała na przyjaciółkę.
- Widzisz to?!
- Niby co ?
- Zac i Joe mają taką samą technikę gry. Spójrz tylko. Te same ruchy. Wiem, że Zac jest z tej samej drużyny co Joe, ale.... Żeby tak samo grali?
Tymczasem Zac w końcu trafił w piłkę przebijając ją miedzy nogami Kinga i szybko go obieiegł zdobywając piłkę i zawracając. Biegł teraz wprost na Evansa.
Joe ruszył za nim.
- Gotów Mark?
- Dajesz!
- No to zium ! - Zac stanął w miejscu i rozłożył ręce na bok- ognisty avatarze przyzywam cie! - okręg ognia otoczył chłopaka, a za nim pojawił się jakby duży zeus lecz cały z ognia - ognisty wojownik !- Zac kopnął z całej siły piłkę. Poleciała ona z impetem w stronę bramki jakby nasycona energią avatara
- Nie tak łatwo. Ręka Majina ! Jest za szybka!- Mark nie zdążył dobrze wykonać obrony gdy piłka wpadła w niego i wraz z nim do bramki.
Ognsity Zeus zniknął tak jak okrąg.
" Nic się nie zmienił. Wciąż używa tego avatara. "- przyznał Joe w myślach.
Zac podszedł do Marka podając mu rękę
- Jesteś za wolny. Musisz reagować szybciej.
- Zapamiętam- Evans wstał dzięki pomocy.
- Spróbujcie jeszcze raz !- krzyknął trener.
Cała trójka trenowała. Sytuacja odebrania przez Zaca piłki się powtarzała.
Jednak podczas ostatniej próby :
- Coś za słabo Joe. Z łatwością odbieram ci piłke - skrytykował Zac. Wtedy wykorzystał moment i cofnął piłkę do tyłu nogą kopiąc w bok i szybko zaczął z nią biec w stronę bramki
- Wciąż za słabo?- rzucił przez ramię.
Zauważył, że Axel jest dość daleko. Nie miał zamiaru na niego czekać .
- Burza zagłady! - strzelił
- Moja kolej ! Boska ręka !- Mark starał się obronić , ale cios wydawał się silniejszy . Przepuścił piłkę- dobra robota Joe
- Dzięki. W końcu.
- Sprytnie . Tego się nie spodziewałem - pochwalił Zac
- Dzięki Zac.

Po treningu Joe i Zac poszli na boisku nad rzeką.
- Więc długo grasz w Raimonie?
- Niezbyt. Krótko dość. Byłem bramkarzem kiedy przybyłem do tego miasta . Potem dopiero dołączyłem do Raimona.
- Nie mogę uwierzyć, że cie widze całego i zdrowego. Gdy nagle postanowiłeś odejść z naszej drużyny wystraszyliśmy się. Minęło tyle lat i znów się widzimy
- Tak. Też nie mogę w to uwierzyć- usiedli na trawie przy rzece - przepraszam ,że was od tak zostawiłem. Ja poprostu....wstydziłem się tamtych porażek. Ty i ja byliśmy najlepszymi napastnikami , ale ja wszystko zacząłem psuć . Nie trafiałem do bramek , treningi coraz gorzej mi szły, nie umiałem dobrze poprowadzić drużyny, strzeliłem gola samobójczego i na dodatek prawie zabiłem przez swoją głupotę...
- Więc wstydziłeś się tych porażek, a próba pozbycia się Steva była wisienką na torcie- spojrzał na bruneta który spuścił wzrok - gdybym wiedział o tym....czemu nie mówiłeś o tym , że wstydziłeś się porażek ?!
- Wstydziłem się ich. O prawie wszystkich wiedziałeś oprócz
- O tamtym meczu kiedy byłeś kapitanem- dokończył Zac- nie sądziłem , iż przegrane będziesz brał tak głęboko do serca. Joe tak mi przykro. Dlatego nie wróciłeś do naszej drużyny. Bałeś się co powiedzą
- Tak. Chciałem zapomnieć o tym co zrobiłem źle, ale...pewnych rzeczy nie da się zapomnieć
- Wiesz co? Mam pomysł. Pamiętasz co mi poprawiało humor kiedy byłem na dnie?
- Ostry trening
- I to jest prawidłowa odpowiedź. Chodź. Czas potrenować. Zobaczmy jak sobie poradzisz 1 na 1.
-Z wielką przyjemnością .
" Cieszę się, że Joe nie zmienił się ani trochę. Jednak.....nie jestem pewien czy powinienem mu powiedzieć o pewnej sytuacji. To jest dla jego dobra ale ....jak zareaguje to nie mam pojęcia. Chciałbym żeby wrócił do naszej drużyny, ale też nie chce go do niczego zmuszać."- biły się myśli Zaca.
Chłopaki stanęli na środku boiska.
- Zobaczymy czy pamiętasz jak mnie pokonać- stwierdził Zac.
Zaczęła się walka o piłkę.
Zac je zdobył i biegł w stronę bramki.
Joe tuż za nim.
- Szybki jesteś to ci trzeba przyznać. Ale jak dla mnie wciąż za wolny- rudowłosy przyjaciel już miał wykonać salto w tył żeby wylądować za przyjacielem , lecz King wykonał wślizg podbijając drugą nogą w piszczel przyjaciela. Gdy odebrał piłkę ruszył przed siebie.
- Tak się bawisz? Niech ci będzie- Zac wytarł wierzchem dłoni usta od ziemi i ruszył pędem za przyjacielem. Dobiegł go szybko. Zac wykonał wślizg z dwiema wyprostowanymi nogami.
Joe padł na murawę na plecy.
Rudy kopnął lekko piłkę do bramki i podszedł do Josepha. Usiadł obok niego
- Twój ulubiony wślizg- przyznał leżący
- Tak. Nazywam go podwójnym wybiciem. Jesteśmy sobie równi. I to się nie zmieniło. Pamiętam jak razem za dzieciaka trenowaliśmy
-Tak treningi były bardzo ciężkie. Czasem nie mogłem ich wytrzymać. Tym bardziej na tych pierwszych trudnych treningach i pamiętam jak zdobyłem avatara .......(Retrospekcja)
Okinawa.
Las trening drużyny Dragonsów.
- Auła!- Joe padł na ziemie na twarz- mam dość! Nie cierpię treningów w lesie ! - zaszlochał
- Nie mazgaj się. Nie jesteś tu sam- Zac podszedł i kucnął przy przyjacielowi - inni też tu są. Musimy dojść do końca. Więc wstawaj i biegniemy dalej
Brunet wytarł łzy z policzków i usiadł.
- Nie rozumiem trenera. Czemu akurat tu mamy trenować ?
- Znów go nie słuchałeś? Ma to zwiększyć naszą odporność i wytrzymałość. A mijanie drzew ma pomóc w wymijaniu trunych zawodników. Zrób to dla mnie i wstawaj i chodź.
- Dobrze. Dogonie cię. Ruszaj.
- Pewien jesteś?
- Tak. Będę tylko cie spowalniać. Biegnij.
- Jak chcesz. Jeśli nie przybędziesz na mete na czas wrócę po ciebie- Zac wstał i podbiegł w stronę gęstych drzew kopiąc piłkę.
Joe się podniósł. Wziął głęboki wdech i wydech. Ruszył przed siebie kopiąc piłkę.
Mijał krzaki, drzewa. Przybierał coraz większej prędkości. Nie zauważył wysatającego korzenia drzewa. Zachaczył o niego nogą. Przepadł i wpadł dziury obok.
Zagryzł wargi przez płacz.
- Nie jestem taki dobry . To chyba jakaś nora. Muszę się z stąd wydostać
Zaczął się wspinać po kruchej ziemi , ale wciąż się ześlizgiwał.
- Nie wydostanę się z stąd - zacisnął pięści. Już miał krzyknąć po pomoc , ale usłyszał warczenie za sobą. Przeszedł go dreszcz. Obrócił się ze strachem w oczach. Starał się zobaczyć co się kryje w ciemności- błagam nie- szepnął do siebie.
Z cienia wyszedł borsuk .
- Uff to tylko borsuk. Hej malultki. Nie zrobię Ci krzywdy. Też wpadłeś tu przez przypadek ? No już dobrze- chłopak wyciągnął rękę w stronę zwierza. Ten przestał warczeć. Podszedł i obwąchał rękę. Nagle mocno ugryzł 8 latka .
- Aaaa!- krzyknął Joe chwytając się za krwawiącą rękę . Cała dłoń krwawiła- ty pchlarzu!- borsuk wówczas rozpędził się i skoczył na jego głowę. Odbił się od niej wprost do wyjścia- ej! Wracaj tu ! Głupi zwierz ! Auła- zacisnął wargi. Z oczu po policzkach popłynęły łzy. Usiadł na ziemi- czemu ja ?- zaszlochał.
Nagle piłka uderzyła w tył jego głowy- auł ! Ej! Kto tu jest?! - obrócił się wkurzony. Wstał i podszedł do miejsca gdzie zwisały długie trawy.
Odgarnął ręka przeszedł do jakiejś podziemnej jaskini.
- Ale super- wszędzie były kryształy. Nie zauważył przed sobą pochylni. Postawił krok i pojechał na plecach na sam dół. Zatrzymał się przy jakiejś krystalicznej wodzie- no to teraz napewno mnie nie znajdą - usiadł i spuścił wzrok na wciąż krwawiącą dłoń- auć. I co ja mam teraz zrobić?
Na kolanach stanął przy wodzie i zanurzył krwawiącą rękę. Syknął przez ból. Poczuł mrowienie w ranie. Wyciągnął dłoń.
Rana wciąż była lecz krew już nie płynęła. Wyglądała jakby zaschła.
- Niesamowite. To chyba nie jest zwykła woda - wstał. Podszedł do drugiego przejścia. Ta grota bardzo się różniła od tamtej w której się znajdował. Była czarna. Z jeziorka na samym środku tryskały pioruny. Był też tam czarno-srebrny kryształ.
Wciąż jednak chłopak nie miał pojęcia kto rzucił w niego piłką. Nie wiedział co , ale coś go przyciągało do tego kryształu.
Wstawił jedną nogę do dziwnej srebnej wody. Najpierw małe porażenie prądem, ale nie bolało.
Zaczął śmiało stawiać kroki w stronę kryształu. Dotknął go zdrową ręką.
Nagle zaczął wiać silny wiatr. Gromy zaczęły strzelać w kryształ
- Co się dzieje?! Pomocy!
Wtedy coś wciągnęło go pod wodę.
Tam dziwne pioruny w niego waliły. Dziwnie go to bolało.
Chciał wypłynąć na powierzchnię, lecz nie mógł . Ostatnim co zobaczył nim stracił przytomność było coś dziwnego czarnego wpadającego i wchodzącego w niego .
Obudziły go głos. Otworzył oczy. Znów był w lesie
- Joeee! Tu jesteś! Postanowiłem wrócić po ciebie przed samą metą. Nie chce by coś ci się stało. W porządku?- Zac uklęknął przy przyjacielu.
Tamten jednak wpatrywał się w niego z szeroko otwartymi oczami
- Ale jak? Byłem tam. Tyle czasu minęło..ten borsuk, kryształy....
- O czym ty mówisz? Odkąd cie zostawiłem minęło z pięć minut. Musiałeś przyrżnąć o coś głową bo gadasz bzdury. Co ci się stało w rękę?- spytał rudy chłopiec spoglądając na zaschniętą ranę przyjaciela.
Kingowi napłynęły łzy do oczu
- Zac!- rzucił się na przyjaciela zawieszając ręce na jego karku
- Ej no wszystko dobrze? Joe?
- To było straszne !
- Już dobrze jestem tu- poklepał Joea po plecach. Nie pozwolę żeby stała ci się krzywda. A teraz chodź. Trzeba popatrzeć ranę.
Wstali i poszli w stronę mety.
- Jesteście ostatni. Coś z waszą kondycją źle albo z orientacją w terenie- przyznał trener
- Panie trenerze....Joe jest ranny. Nie wiem co się stało , ale....zaczął wygadywać jakieś bzdury i ma dość sporą ranę na ręce - wyjaśnił szybko Zac.
Joe szybko trafił do szpitala. Tam go zbadano, wykonano opatrunek na rękę i po godzinie mógł wyjść.
W domu czekał na niego trener.
- Usiądź- nakazał zamykając za chłopcem drzwi.
Joe usiadł na łóżku przypatrując się mężczyźnie .
- Mówiłeś o kryształach i o tym, że spędziłeś więcej czasu w tym dziwnym miejscu- zaczął trener
- Tak. Pan mi nie wierzy?
- Wiesz....jest odpowiedź co się mogło stać. Są różne sposoby żeby go dostać....
- Ale kogo ? Co?
- Mój chłopcze....zdobyłeś avatra. Kryształy , i to wszystko co cie spotkało. To wszystko dzięki mocy tamtejszego miejsca. Dostałeś swojego avatara. Musisz teraz spróbować go w sobie obudzić żebyś mógł go używać.
- Avatar? We mnie?- chłopak spojrzał na ręce
- W twoim sercu. Zac go zdobył kilka dni przed tobą. Napewno ci mówił o dziwnych płomieniach które pojawiły się w jego pokoju , ale nie wyrządziły szkód
- Tak mówił o tym.
- W ten sposób też można zdobyć avatara. I on go w ten sposób zdobył. On zdobył płomiennego avatara. Odpowiedziałem mu od razu całą sytuację w jakiej się znalazł. Na początku był w szoku , lecz potem zrozumiał . Ty jak mówiłeś o gromach i piorunach zdobyłeś bardzo niebezpiecznego avatara. Gromowy avatar. Ma on zdolność do przekształcenia się w mrocznego avatara więc musisz nauczyć się nauczyć go kontrolować nim on cie wykończy. Rozumiesz?
- Ale trenerze....- Joe spuścił wzrok na ręce . Zacisnął dłonie. Spojrzał na mężczyznę - rozumiem. Ciąży na mnie wielka odpowiedzialność.
- Dokładnie. Nie wiem czy cała drużyna tego doświadczy....., ale wy musicie się szybko nauczyć kontrolować moc jasne?
- Tak trenerze. I mam pytanie. Gdy tam byłem tej dziurze dostałem piłką w głowę. Czy to ta moc ...
- Ale nie widziałeś kto to zrobił?
Chłopak pokręcił przecząco głową
- To właśnie strażnik avatarów. Nikt go nigdy nie widział, ale podobno jest bardzo pomocny
- Rozumiem.
Koniec retrospekcji
- Wciąż nie mogę uwierzyć , że w ten sposób dostałem avatara. Byłem taki przestraszony- King uśmiechnął się pod nosem
- Znam to. Pamiętam jak w moim pokoju pojawiły się płomienie. Tak się bałem. Ale ty dostałeś wyjątkowego avatara. Nie sądziłem , że cała drużyna zostanie nim obdarzona.
- Też. A ja nie sądziłem , że przeżyje tamto
- Są pewne dwie sprawy o których chce z tobą pogadać
- Jasne wal.
- Pamiętasz Steva?- zaczął Zac. " ehh głupie pytanie. Niedawno o nim wspomniałem"
Mina Joea od razu się zmieniła . Widać było, że nie chce o tym gadać
- Kto by nie pamiętał
- Więc słuchaj mnie uważnie. Bo to ważne.

Inazuma eleven Rozdział 1 : nowa historiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz