Cz 17 Co Jest Nie Tak Z Naszym Joem

78 5 1
                                    

Zac , Joe i Axel biegli równo . Podawali do siebie piłkę bardzo szybko, lecz kapitan przeciwników szybko im odebrał piłkę.
- Ślimaki z was. Gdzie to się podziała wasza wola walki co?
-Jest szybszy-Joe ruszył za przeciwnikiem
-Ja się nim zajmę! Cieniowa tarcza!-Gernow wykonał ten sam ruch co podczas walki z Joem. Dzięki temu zatrzymał kapitana przeciwników- wasza chłopaki!- krzyknął kopiąc w ich stronę piłkę .
- Jazda !-Zac odebrał i wraz z Joem oraz Axelem biegli w stronę bramki przeciwników.
- Masz jakiś plan?- zagadnął King
- No jasne. Jak zawsze, ale to ty jesteś kapitanem . Więc daj nam jakieś rozkazy.
- Kapitanem....- powiedział do siebie cicho Joe- no dobra! Połączenie awatarów.
- Nie ma sprawy.
Joe z Zaciem nieco wyprzedzili Axela i stanęli nagle obok siebie i w tym samym momencie uwolnili swoje avatary
- Ognsity grom!-krzyknęli kopiąc piłkę. Z wielką mocą zaczęła lecieć w stronę bramki.
- Nie wpuszczę tego strzału! Parapluie défensif!- przed bramką pojawił się duży rozłożony parasol. Jednak był za słaby by powstrzymać cios chłopaków. Piłka wpadła
- Gol! Gol! Goooool! Niesamowita współpraca napastników reprezentacji Japonii!- krzyczał komentator.
- Świetnie! Mamy pierwszą bramkę- ucieszył się Zac- dobra robota kapitanie
- To dopiero początek. Mamy dużo roboty. Ruchy- Joe ruszył do drużyny

- Hmm i co myślisz? - zagadnął chłopak stojący na samej górze trybun
- Widzę,że zapowiada się ciekawie. Bardzo ciekawie- odpowiedział mu drugi.

Piłka wędrowała w te i z powrotem. W pewnym momencie znalazła się na przeciw bramki Toda
Chłopak przypomniał sobie jak to robił na treningu.
Głośno krzyknął i odbił piłkę pięścią.
- Dobra robota Tod- pochwalił go kapitan
- Dzięki. Staram się!
- Joe się nadaje na kapitana. Jest stanowczy i odpowiedzialny. Drużyna mu ufa- powiedziała Sylvia
Piłka wędrowała z jednej strony boiska na drugą.
Obie drużyny się męczyły.
-  To jest nie możliwe . Po ostatnim strzale idelanie blokują nasze strzały-  wydyszał Joe
- Za minutę koniec pierwszej połowy. Tod też ledwo zipie. Wiem kogo możemy za niego wstawić- dodał Zac.
W końcu gwizdek.
Zmęczona drużyna usiadła przy trenerze i zaczęli pić wode
- Trzeba wymyślić technikę na nich- wysapał Nathan
- Trenerze....proszę żeby pan zamienił Toda na Marka. Tod ledwo zipie-  dodał Zac
- Tak trenerze.....mogę zejść, ale nie chce się narzucać...
- Jeśli Mark jest gotów to niech tak będzie
- Z przyjemnością trenerze! Dam z siebie wszystko
- Dobrze. Zatem Mark w drugiej połowie grasz za Toda.
Zac spojrzał na Joea , który wpatrywał się w murawę
- I jak tam? Jakoś dałeś radę- pocieszył go kładąc rękę na ramieniu Kinga
- To była pierwsza połowa. Przed nami jeszcze druga. Potem następne mecze..
- Wiem , że się stresujesz. To normalne. Rozumiem , ale ja w ciebie wierze.
- Zac....to nie jest takie proste...
- Wiem. Wiem to.

W następnej połowie Mark stanął na bramce.
" Tym razem trzeba zaatakować całą swoją siłą"- powiedział do siebie w myślach Joe.
Gwizdek sędziego i ruszyli.
Joe mijał sprawnie przeciwników .
- Ej powoli! Zwolnij trochę!- krzyknął za nim Zac. Nie mogli go dogonić
- To przyśpieszcie!-rzucił przez ramię do członków drużyny.
- Co z nim nie tak?! - warknął Stev-  jego ego widocznie podskoczyło o kilka szczebli wyżej.
- Zatrzymajcie go!!-krzyknął kapitan przenieciwników.
King wyminął szybko jednego z obrońców, ale drugi użył błotnego wślizgu przez co brunet padł na murawe tracąc piłkę.
- Kurde!- powiedział do siebie podnosząc się z ziemi po czym szybko ruszył za przeciwnikiem.
- Próbuje sam wszystko zrobić. To źle świadczy- szepnęła Sylvia
- Co za narwaniec. Możemy to wykorzystać- zadrwił kapitan przeciwników.
- Nie przepuszcze was! Cieniowa...co do..?!- Stev nie zdążył wykonać obrony gdyż przeciwnik użył nowego ruchu przebiegając obok chłopaka- uciekł mi!- rzucił się do biegu.
- Nathan , Jack powstrzymajcie go!- krzyknął Mark
- Nie ty tu jesteś kapitanem!-od razu warknął Joe- sam to załatwie.
Starał się prześcignąć przeciwników.
- Ja go zatrzymam! Muuuurrrr! -krzyknął Jack używając swojej techniki.
- Niesamowite przebili się przez obronę!- krzyczał komentator gdy Jack padł
- Dam radę!- Joemu udało się dobiec przed bramke
- Już po tobie! - kapitan drużyny przeciwnej wytworzył avatara - pogrom français!-krzyknął kopiąc piłkę
-To ci się nie uda! Gromowy Avatar!- pstryknął palcami i gdy tylko pojawił się avatar z całej siły kopnął piłkę. Zacisnął zęby. Cios był dla niego za mocny - Nie....przepuszcze.....tego! - niestety piłka się przebiła. Evans nie zdążył zareagować. On , Joe i piłka wpadli do siatki bramki
- Gooooolllll!!!!Fransuka reprezentacja wyrównuje z Japonią!- krzyczał komentator
- Nic ci nie jest?- zagdnął Mark
- Nie. Następnym razem nie pozwole im dojść do bramki- wysapał King wstając i odchodząc.
- Joe- szepnął Mark
- Może następnym razem na nas zacekasz?- zagdnął Stev
- Może następnym razem przyśpieszycie?- spytał cynicznie King
- Nie bądź bezczelny. Mogłeś trochę zwolnić. Musisz przyznać, że sam sobie nie dasz rady- wtrącił Zac.
- Dam sobie radę. Wy róbcie to co zwykle czyli starajcie się odebrać piłkę przeciwnikowi i strzelić mu bramkę- rzucił przez ramię Joe
- Co się z nim dzieje? Zachowuje się jak jakiś pajac- skomentował Nathan

- No proszę. Nawet on nie dał rady. Nie mogę się doczekać naszego meczu- powiedział zadowolony Johny opierając się o brarierke
- A wy co? Szpiegujecie Japońską reprezentację?- za nimi stanęła dziewczyna z bluzą z kapturem założonym na głowe
- Dobrze czasem pooglądać mecz z innej perspektywy
- Podobno to Olimp miał grać, a nie francja- powiedziała podchodząc bliżej
- Pani mądrala atakuje. Nie powinnaś być na Okinawie?- spytał Johny wpatrując się w kosmyk włosów wiszący na bluzie.
- To moja sprawa gdzie jestem. Wy za to ...
- Nie ucz nas. Pamiętaj z kim kiedyś trzymałaś. Idziemy- Johny minął dziewczyne . Jego kumpel za nim.
"Nie pozwolę wam skrzywdzić zawodników japońskiej reprezentacji".







Inazuma eleven Rozdział 1 : nowa historiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz