°Rozdział 32°

2.2K 77 44
                                    

Napisał do mnie....

Napisał do mnie Patryk.

*Patryś❤️*
Zechciałabyś się ze mną przejść i pogadać?😏

Popatrzyłam na chłopaka i kiwnęłam twierdząco głową, na co on wstał, co różnież ja uczyniłam.

- To my idziemy się przejść.- oznajmił Patryk.
- Idźcie gołąbeczki, tylko wróćcie dzisiaj.- powiedział Góralek.
- Jest 23.35, więc szczerze wątpię, że uda nam się dzisiaj wrócić.- zaśmiałam się.
- To do jutra.- pomachał nam Maciek.

Nie wiem dlaczego, jakoś wstydzę się teraz przy Maćku. No dobra, fakt, że się prawie przeruchaliśmy i on tego prawdopodobnie nie pamięta, wyjaśniałby ten wstyd. Ale nadal nie kumam czemu mam opory, żeby popatrzeć mu w oczy. Przecież ja taka nie jestem. Ja mam wyjebane w takie rzeczy. Przecież to nie pierwszy raz, kiedy ktoś mnie całował po ciele.

Tamci nie byli moimi przyjaciółmi...

Paula nie zajmuj się tym. Zajmij się najważniejszą osobą. Patryczkiem.

Wyszliśmy z domu i ruszyliśmy w stronę miasta.

Wszędzie jest miasto, debilu.

Chodzi, że w stronę centrum. Chłopaki mieszkają bardziej na przedmieściach, jednak nie jest to daleko do centrum.

Szliśmy w ciszy. Na początku nie przeszkadzało mi to, jednak z czasem robiło się trochę niezręcznie. W pewnym momencie poczułam, jak nasze dłonie się o siebie obijają. Spojrzałam na nie, co również uczynił Patryk. Stanęliśmy w miejscu i patrzyliśmy sobie w oczy. Mogłam niemal usłyszeć równe, jednak przyspieszone bicie swojego, jak i Patryka serca.

Po chwili zaczęło kropić. Niestety, albo i stety te małe krople przerodziły się w większy deszcz. Nie była to ulewa, a dosyć przyjemny i nastrojowy deszcz. Kiedy się obydwoje ocknęlimy z tego transu, pobiegliśmy do pobliskiej kawiarni, gdzie były stoliki na zewnątrz. Stały na podłodze wykonanej z jasnego drewna, stoliki były koloru białego i było to wszystko przykryte oszklonym dachem podtrzymywanym przez drewniane belki. Na samym dachu i belkach były zielone pnącza i wokół nich były wplątane światełka w odcieniu ciepłej bieli. Wszystko wyglądało cudownie.

Jestem typem marzyciela, więc w mojej głowie wyglądało to dużo piękniej i bardziej magicznie niż w głowie przeciętnego człowieka.

Nie wiedziałam, że jest taka kawiarnia w Zakopanem, a mieszkam tu od urodzenia. Byłam w wielu miejscach w Polsce i na świecie, jednak to w tym momencie jest najpiękniejsze.

Patrzyłam na to wszystko jak zaczarowana, aż w końcu usłyszałam głos chłopaka.

- Ziemia do Pauli. Chodźmy do środka, bo cali przemokniemy.- powiedział, pstrykając palcami przed moimi oczyma.
- Przepraszam, po prostu to miejsce jest przepiękne.
- Tak, wiem.- powiedział, łapiąc mnie za rękę i ciągnąc do pierwszego stolika.- Chcesz coś do picia?- zapytał.
- Może wodę.- odparłam.
-  To wezmę ci herbatę.- odparł z uśmiechem, na co przewróciłam oczami.

Poszedł kupić, a ja siedziałam sama i wsłuchiwałam się w krople wody, spadające na szklany dach, światełka i tą błogą ciszę.

Po 5 minutach Patryk wrócił z napojami i usiadł naprzeciwko mnie.

- Proszę bardzo.- powiedział, kładąc przede mną herbatkę.
- Ile mam ci za to oddać?- zapytałam od razu, bo nie lubię mieć długów u ludzi.
- Głupolu, nic.- odparł.
- Na pewno?- zapytałam dla pewności.
- Tak, spokojnie.- uśmiechnął się, pokazując swój śliczny aparat na ząbkach, na co również się uśmiechnęłam.
- Wiesz, uwielbiam twój uśmiech.- powiedział, a ja poczułam, że się czerwienię.- I twoje rumieńce, kiedy mówię ci komplementy.- dodał, po czym walnęłam jeszcze większego buraka.
- Przestań, bo już cała krew w moim cele jest w policzkach.- zakryłam dłońmi twarz.

Chłopak wziął moje ręce i popatrzył mi głęboko w oczy.

- I za to cię uwielbiam.

Wypiliśmy herbaty i akurat przestało padać, jednak jeszcze troszeczkę kropiło. Stwierdziliśmy, że wrócimy teraz, bo jak się znowu rozleje to będziemy mieć przewalone, zwłaszcza, że za dziesięć pierwsza.

Ja nie wiem, gdzie ten czas spierdolił, ale z Patrykiem może sobie spierdalać ile chce.

Szliśmy do domu za ręce. Nie wiem jak, nie wiem kiedy, ale nasze palce przez całą drogę były ze sobą splecione.

- Paula możemy pogadać?- zapytał Maciek, jak tylko przekroczyliśmy próg domu.
- Jasne.- powiedziałam nie pewnie, bo domyśliłam się o co może chodzić.

Poszliśmy na górę do pokoju chłopaka i obydwoje usiedliśmy na łóżku.

- Pewnie wiesz o co mi chodzi.- zaczął.
- Domyślam się.- odparłam.
- Jak to się w ogóle mogło stać?- zapytał bardziej siebie niż mnie.
- Wiesz czasami się takie rzeczy dzieją, po alkoholu, ale nie spodziewałabym się, że akurat my coś takiego odwalimy.- powiedziałam, wzruszając ramionami.
- Przepraszam cię za to.- powiedział, patrząc lekko zakłopotany na mnie.
- Ja też cię przepraszam, obydwoje jesteśmy winni.
- Tak, ale jednak ty masz 16 lat, a ja 22, jest trochę różnicy.
- Dla mnie to szczerze nie ma znaczenia, po za tym, to, że jesteś starszy nie znaczy, że to twoja wina.- mówiłam, starając się go przekonać, że on nie zawinił, bo tak było.
- I tak mi głupio, że do tego doszło.
- Spokojnie, nic się nie stało, jednak jedną rzecz mogłeś sobie darować.- powiedziałam, zakładając ręce na piersi.
- Co takiego?- zapytał zdziwiony.

Wtedy odsłoniłam szyję, która ukazała malinke, wielkości piłeczki do ping-ponga.

- O kurwa.- przeklnął, przyglądając się mojej szyi.- Nawet nie wiedziałem, że tak potrafię.- zaśmiał się.
- Oj potrafisz i to sporo.

Zaczęłam mu pokazywać inne malinki. Na dekolcie, na rękach, na brzuchu i gdzie tam jeszcze były, oczywiście oprócz tej na udzie.

Prawie na piździe...

- Ja pierdole, przepraszam.- powiedział, łapiąc się za głowę, kiedy zobaczył prawie każde swoje dzieło.- Masakra, przepraszam.- powtarzał.
- Nic się nie stało. Za parę dni zniknął.
- Ale ja jestem głupi.- karcił się.- Po chuj ja to zrobiłem. Nieletnią dziewczynę, prawie przeruchać i zostawić jej parenaście malinek. Jednak jestem debilem i to nie na żarty.- było mi przykro kiedy coś takiego mówił o sobie.
- Hej Maciuś, wszystko jest dobrze. To nie twoja wina. Popełniłam ten sam błąd co ty. Stało się, więc się nie odstanie, a to, że jestem nieletnia nic kompletnie nie znaczy. I co najważniejsze nie jesteś debilem, no może odrobinkę, ale w dobrym tego słowa znaczeniu.- po tym ostatnim Maciek lekko się zaśmiał.- I taki uśmiech chcę widzieć.
- Dzięki Paula.- przytulił mnie.

- Nie ma sprawy. Tylko jest jeszcze jedna kwestia. Najgorsza.
- Jaka?- zapytał.
- Patryk.- chłopak popatrzył w ziemię, drapiąc się po karku.- Mówimy mu? I jeśli tak, to jak? Boję się mu to powiedzieć, ale nie chcę go okłamywać.
- Fuck, nie wiem. On będzie na nas taki wkurwiony, że szok.
- Wiem właśnie, ale domyśli się, że coś jest nie halo. Mimo, że będę te malinki zakrywać podkładem, to może on się zetrzeć, albo Hubert się wygada. Jest dużo niebezpieczeństw, dlatego wolę, żeby się tego od nas dowiedział.- zaczęłam mówić za dużo i za szybko.
- Spokojnie, wymyślimy coś.- powiedział i popatrzył jeszcze raz na swoje dzieło na mojej szyi odchylając mi włosy.

Przyglądał się jej z bliska, gdy nagle usłyszeliśmy otwierające się drzwi. Stał w nich Patryk i chyba widział jak Maciek jest blisko mojej szyi, a teraz widzi malinke, ponieważ została ona odsłonęta.

- Co jest kurwa?...

~Kto by się spodziewał~ |Patryk Skóbel|✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz