Untitled Part 5

5.2K 149 1
                                    

Wpis 5

Gdy czekałam na lekarza miałam nadzieje, że to omdlenie z błahego powodu - nie zjadła jak zawsze obiadu, bo była zajęta klientami, jest może w ciąży, stresuje się zaręczynami.....

Wymyślałam w głowie tysiące usprawiedliwień, żeby uspokoić galopujące serce, wyciszyć strach. Czekałam i czekałam, w końcu pojawił się lekarz. Wyjaśnił, że nie wie co jest mojej siostrze, że robią badania i miejmy nadzieje, że to nic poważnego....

Nadzieja jakie to złudne słowo, zostaje ona tylko desperatom, którzy muszą w coś wierzyć.

Gdy weszłam do pokoju mojej siostry, wyglądała normalnie, uśmiechała się i pomyślałam,

że jej nic nie będzie. Śmiałam się do niej, że robi sobie ze mnie żarty, bo wie, że nie znoszę szpitali. Potem przyjechał Jack jej narzeczony i było całkiem miło. W końcu wrócił lekarz, zaczął mówić, że OB we krwi jest podwyższone i że Ingrid mus zostać w szpitalu na dalsze badania. Kazał się nie martwić na zapas, że pewnie to nić groźnego, ale zaczęłam się bać.

Wróciłam wieczorem ze szpitala i poczułam się tak, strasznie samotna w naszym mieszaniu. Sprzątając resztę zakupów uświadomiłam sobie, że nic nie jadłam od obiadu, ale nic nie chciało mi przejść przez zaciśnięte gardło. Zjadłam parę łyżek jogurtu, wzięłam gorący prysznic, aż moja skóra piekła i miałam bordową barwę. Chciałam usunąć z głowy i duszy złowrogie przeczucia. Ruszyłam do swojej sypialni, ale zmieniłam zamiar i weszłam do pokoju Ingrid. Zwinęłam się w łóżku siostry w kłębek i próbowałam zasnąć, bezwiednie zaczęły płynąć mi na poduszkę łzy. Jutro muszę iść do pracy, nie zadzwoniłam do nikogo z prośbą o zamianę, więc muszę być w bibliotece do 17.00. Później przełamie się i pójdę do szpitala, mam nadzieje, że otrzymam dobre wieści.

W końcu zmęczenie wygrało z moimi powiekami, zapadłam w sen. Znowu miałam koszmar, śnił mi się jak zawsze cmentarz i rząd trumien. Atmosfera przesiąknięta była moim żalem i rozpaczą, a w powietrzu unosiły się szare zasłony mgły. Ruszyłam przedzierając się przez mglistą poświatę, przede mną zaczął wyłaniać się nieostry kształt trumien. Byłam coraz bliżej, zauważyłam, że tym razem nie było ich jak zawsze dwie, a trzy - dwie czarne i jedna biała. Na cmentarzu byłam całkiem sama, z każdym krokiem moje serce biło coraz mocniej, z trudem oddychałam, a w koło panowała upiorna cisza. Zawsze towarzyszyła mi w tym koszmarze Ingrid, trzymająca moją dłoń dla wsparcia jak podczas prawdziwego pogrzebu rodziców, ale nie tym razem.

Trumny były otwarte przyśpieszyłam kroku. Zobaczyłam tatę, mamę, a później Ingrid i wtedy obudziłam się z krzykiem. Byłam cała zlana potem, prześcieradło lepiło się do całej mojej skóry. Na budziku była 4.45, już nie zasnęłam..

Antidotum - # 1 ZniewolonaWhere stories live. Discover now