Rozdział 27
Zatraciłam się w rozmowie z Ingrid, w cale nie zwracając uwagi na Marco. Teraz przypomniałam sobie o jego istnieniu, zmroził mnie strach, odwróciłam się i zobaczyłam go stojącego w drzwiach. Spotkałam jego zimne oczy, wpatrywał się we mnie z nieodgadnioną miną. Jego postawa była napięta, śledził mnie. Boże, on wszystko słyszał. Ingrid podążyła za moim wzrokiem, zobaczyłam w jej oczach zdumienie, strach.
-Spokojnie to mój ochroniarz. -Uspokoiłam ją.
-Ochroniarz, przed kim ? -Zapytała z grymasem.
-Harry się martwi o mnie, teraz jak każdy zna moja twarz. Wiesz ile świrów żyje w tym
mieście ? -Odpowiedziałam. Z całych sił próbowałam pokazać jej dobre strony Harrego. Uspokoić jej obawy. Znowu zmuszona byłą do tłumaczenia zachowania Harrego. Ciągle muszę znajdować wymówki, usprawiedliwienia dla jego niepoprawnego samczego zachowania.
-Gdyby nie on nie miałabyś takich problemów. -Odparła ze złościa.
-Ingrid proszę, zmieńmy temat. -Zaproponowałam.
Bałam się tego, że to wszystko trafi do ucha Harrego. On tak źle reaguje na wyzywającą postawę Ingrid. Do tej pory pamiętam jego złość, smagnięcia pejcza na mojej skórze. -Zmieniłam więc temat.
-Jak chemia, wyniki, opowiadaj co u ciebie? -Z troską zapytałam.
-Mi mówią, że wszystko dobrze. -Odparła bez emocji.
-To cudownie. -Ucieszyłam się.
-Tak, ale za bardzo nie wierze w ich zapewnienia. To pewnie część terapii nie podawać złych
wiadomości pacjentowi, wpłynąć na jego mobilizacje, takie placebo słowne. -Uśmiech po jej słowach zamarł mi na ustach. Ona czasami jest szczera do bólu. A ja wolę pół prawdę.
-Na pewno nie. -Zapewniłam. Jak się czujesz ? -Zapytałam.
-Dobrze, niech Ci będzie, czułam się kiepsko na początku, ale teraz już jest lepiej.
-To dobrze, martwiłam się o ciebie. -Wyszeptałam.
-A powiedź mi jedno Freya, czy twój mężczyzna ma coś nie tak z głową ? -Zapytała ze złością. Co on znowu zrobił?
-Dlaczego ? -Zapytałam z ciekawością.
-Przysłał mi terapeutkę, ja nie jestem stuknięta tylko chora i całodobowe własne trzy
pielęgniarki.
- Terapeutkę ? -Wykrzyczałam. Nic o tym nie wiem kochanie. - Zapewniłam.
-Tak, ma pracować ze mną, jakieś gówno psychiatryczne mi wmawia. Chcę mi wzmocnić
wiarę w wyzdrowienie, poprawić samopoczucie, zapisała mi leki przeciw depresji. Ja nie
mam depresji tylko umieram.
-Ingrid, proszę nie mów tak. -Wydyszałam słysząc jej słowa.
-Ale taka jest prawda, mam małe szanse, a ty musisz liczyć się z tym, że tym razem mogę
nie wygrać. -Powiedział to twardo i dobitnie. Zadrżałam. Musisz mi obiecać, że będziesz dalej żyć, jakby nigdy nic. Dwa razy do roku możesz mnie wspominać nie więcej.
YOU ARE READING
Antidotum - # 1 Zniewolona
RomansaMam na imię Freya i jestem seksualną niewolnicą, pewnie myślicie, że zostałam porwana, pobita, zmuszona do tego, ale nie taka jest prawda, dobrowolnie się temu poddałam, wybrałam taką drogę. Zapewne jesteście zdegustowani moją postawą, ale czasami w...