Untitled Part 36

2.5K 112 3
                                    

Rozdział 27



Zatraciłam się w rozmowie z Ingrid, w cale nie zwracając uwagi na Marco. Teraz przypomniałam sobie o jego istnieniu, zmroził mnie strach, odwróciłam się i zobaczyłam go stojącego w drzwiach. Spotkałam jego zimne oczy, wpatrywał się we mnie z nieodgadnioną miną. Jego postawa była napięta, śledził mnie. Boże, on wszystko słyszał. Ingrid podążyła za moim wzrokiem, zobaczyłam w jej oczach zdumienie, strach.


-Spokojnie to mój ochroniarz. -Uspokoiłam ją.

-Ochroniarz, przed kim ? -Zapytała z grymasem.

-Harry się martwi o mnie, teraz jak każdy zna moja twarz. Wiesz ile świrów żyje w tym

mieście ? -Odpowiedziałam. Z całych sił próbowałam pokazać jej dobre strony Harrego. Uspokoić jej obawy. Znowu zmuszona byłą do tłumaczenia zachowania Harrego. Ciągle muszę znajdować wymówki, usprawiedliwienia dla jego niepoprawnego samczego zachowania.

-Gdyby nie on nie miałabyś takich problemów. -Odparła ze złościa.

-Ingrid proszę, zmieńmy temat. -Zaproponowałam.


Bałam się tego, że to wszystko trafi do ucha Harrego. On tak źle reaguje na wyzywającą postawę Ingrid. Do tej pory pamiętam jego złość, smagnięcia pejcza na mojej skórze. -Zmieniłam więc temat.


-Jak chemia, wyniki, opowiadaj co u ciebie? -Z troską zapytałam.

-Mi mówią, że wszystko dobrze. -Odparła bez emocji.

-To cudownie. -Ucieszyłam się.

-Tak, ale za bardzo nie wierze w ich zapewnienia. To pewnie część terapii nie podawać złych

wiadomości pacjentowi, wpłynąć na jego mobilizacje, takie placebo słowne. -Uśmiech po jej słowach zamarł mi na ustach. Ona czasami jest szczera do bólu. A ja wolę pół prawdę.

-Na pewno nie. -Zapewniłam. Jak się czujesz ? -Zapytałam.

-Dobrze, niech Ci będzie, czułam się kiepsko na początku, ale teraz już jest lepiej.

-To dobrze, martwiłam się o ciebie. -Wyszeptałam.

-A powiedź mi jedno Freya, czy twój mężczyzna ma coś nie tak z głową ? -Zapytała ze złością. Co on znowu zrobił?

-Dlaczego ? -Zapytałam z ciekawością.

-Przysłał mi terapeutkę, ja nie jestem stuknięta tylko chora i całodobowe własne trzy

pielęgniarki.

- Terapeutkę ? -Wykrzyczałam. Nic o tym nie wiem kochanie. - Zapewniłam.

-Tak, ma pracować ze mną, jakieś gówno psychiatryczne mi wmawia. Chcę mi wzmocnić

wiarę w wyzdrowienie, poprawić samopoczucie, zapisała mi leki przeciw depresji. Ja nie

mam depresji tylko umieram.

-Ingrid, proszę nie mów tak. -Wydyszałam słysząc jej słowa.

-Ale taka jest prawda, mam małe szanse, a ty musisz liczyć się z tym, że tym razem mogę

nie wygrać. -Powiedział to twardo i dobitnie. Zadrżałam. Musisz mi obiecać, że będziesz dalej żyć, jakby nigdy nic. Dwa razy do roku możesz mnie wspominać nie więcej.

Antidotum - # 1 ZniewolonaWhere stories live. Discover now