rozdział 5.

1.6K 56 46
                                    

- Jesteś debilem - podsumował blondyn, gdy Harry uciekł zapłakany do "swojego" pokoju, przy okazji trzaskając drzwiami.

- Jestem debilem - zgodził się szatyn, czuł potworne wyrzuty sumienia, przez to jak potraktował młodszego.

- Zraniłeś go, a po drugie musisz mu kiedyś powiedzieć, przecież to jeszcze dzieciak i to dość ciekawski - westchnął - Lepiej powiedz mu sam, bo dowie się przez przypadek i będzie jeszcze bardziej zły niż jak byś mu powiedział zauważył Niall.

- Kiedyś będę musiał... - westchnął ciężko - Myślisz, że bardzo go zraniłem?? - zapytał z wyraźnym smutkiem w głosie i popatrzył w stronę schodów.

- Myślę, że potrzebuje trochę czasu, a zraniony raczej nie jest bardziej rozczarowany twoją postawą - powiedział blondyn - Ja trochę również, lecz nigdy nie widziałem, żebyś tak szybko się do kogoś przywiązał, zazwyczaj zajmowało ci to miesiące, jak nie dłużej. A przy tym dzieciaku wystarczyło ci kilka dni i to mnie bardzo ciekawi - popatrzył z zaciekawieniem na Louisa.

- Wydaje ci się Niall - odpowiedział chłodno szatyn, nie patrząc mu w oczy.

- Kłamiesz - zaśmiał się - Louis nie znam cię od wczoraj, zawsze kiedy kłamiesz nie patrzysz drugiej osobie w oczy. Po prostu ci na nim zależy, przyjacielu i to nie jest nic złego mój drogi. A teraz idź do swojej Juli, bo ja idę coś zjeść - powiedział ze śmiechem blondyn i poszedł w stronę kuchni.

- Typowe... - mruknął do siebie cicho.

                       ~~~~~~

Harry wbiegł do pokoju cały zapłakany i od razu swoje kroki skierował do swojej walizki. Tak będąc tu około tydzień nadal się nie rozpakował, bo z domu nie wychodził a po nim chodził zazwyczaj w koszulce Louisa.

Z walizki wyciągnął swoją odwieczną przyjaciółkę żyletkę i powolnym krokiem, obracając ostrze w ręku ruszył w stronę łazienki, łzy nadal swobodnie płynęły po jego policzkach, a brunet nawet nie miał siły ich otrzeć.

Usiadł na podłodze, zaraz przy wielkiej wannie i nadal obracał żyletkę w dłoniach, wpatrując się w nią mocno. Wiedział, że nie była to najlepsza droga do rozwiązywania problemów, tym bardziej gdy łzy nadal zasłaniały mu obraz.

Powoli podwinął rękawy bluzy, oczywiście Louisa i zbliżył żyletkę do nadgarstka i przejechał kilka razy po obydwóch rękach. Nareszcie czuł niewielki spokój. Po dłuższej chwili nareszcie przetarł załzawione oczy i wreszcie widział prawie normalnie, lecz coś mu się nie zgadzało, wiedział że cięcia nie będą idealne przez łzy w oczach, ale niestety musiał za mocno przejechać ostrzem, ponieważ krwi płynęło o wiele więcej niż zazwyczaj.

Loczek lekko się wystraszył i próbował przynajmniej trochę zatamować krwawienie. Póścił wodę w celu przemyciła ran, ale usłyszał kroki na korytarzu.

- Harreh możemy porozmawiać? - zapytał szatyn, delikatnie pukając w drzwi łazienki.

- Możemy za chwilę? - zapytał, nadal próbując zatamować krwawienie, które jak na złość nie miało końca.

- Wszystko dobrze Hazz? Mogę wejść? - pytał Louis

- Tak, tak wszystko dobrze... - powiedział słabo młodszy, ponieważ przez chwilę miał mroczki przed oczami.

- Mogę wejść?? Harry?? - zapytał zaniepokojony niebieskooki, słysząc słaby głos bruneta.

Harremu robiło się coraz bardziej słabo, a krew z nadgarstków nadal płynęła dość mocno. Podparł się ściany, gdy znowu miał mroczki przed oczami, po chwili zjechał po niej plecami.

- Harry!! Co się dzieje?! Otworzysz drzwi?! - pytał Louis, gdy na wcześniejsze pytania nie otrzymał odpowiedzi.

- Nie dam rady - powiedział cicho brunet, na szczęście starszy go usłyszał.

- Dasz radę kochanie, proszę spróbuj, dla mnie skarbie - powiedział szatyn ze łzami w oczach.

Loczek powoli wstał z przyjemnie zimnej podłogi i próbował dostać się w stronę drzwi, trzymając się wanny dla asekuracji. Niestety prawie przy drzwiach znowu zrobiło mu się ciemno przed oczami, lecz tym razem pozwolił temu działać i z braku sił i lekkiego wykrwawienia upadł na podłogę, niestety pech chciał, żeby przy okazji brunet uderzył głową o kant wanny.

- Harry??!! Kochanie??!! - krzyknął, gdy usłyszał huk, po drugiej stronie drzwi.

Nie zastanawiając się długo, mocno uderzył w drzwi i wszedł szybko do pomieszczenia, lecz widok jaki tam zastał dosłownie złamał mu serce. Jego kochanie leżało w niedużej kałuży krwi, która płynęła w dużej mierze z nadgarstków i trochę z głowy.

- Hazz?! - podbiegł do mniejszego ciała i mocno je do siebie przytulił - Niall!!! - krzyknął, a samotna łza powoli spłynęła po policzku szatyna.

- Louis!! Co się stało!! - zapytał przestraszony blondyn, gdy wbiegł do łazienki.

- Ja nie wiem, w głowę chyba uderzył gdy upadł - powiedział niepewnie niebieskooki - To wszystko moja wina - przytulił mocniej do siebie młodszego i nawet nie zauważył, że blondyn wezwał karetkę.

- Lou musisz się odsunąć, ratownicy muszą zabrać Hazzę - powiedział cicho Niall - Chodź przebież się w tym czasie i pojedziemy od razu do szpitala - zaproponował blondyn, a Louis jak z niechęcią odsunął się od bruneta - Mówiłem ci zależy ci na nim - powiedział blondyn gdy wsiedli do auta, by dostać się do szpitala.

MAŁŻEŃSTWO Z BOSSEMOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz