rozdział 13.

1K 48 3
                                    

Louisa obudził dzwonek jego telefonu, który swoją drogą był beznadziejny, jakaś pierwsza lepsza wybrana muzyka z proponowanych piosenek na telefonie. W każdym razie szatyn z niechęcią uchylił powieki i zobaczył Harre'go, który praktycznie spał na nim, a przez  ruchy starszego i dzwoniący telefon też zaczął powoli się budzić, więc niebieskooki szybko odebrał, by nie obudzić całkowicie młodszego, który i tak mamrotał coś przez sen pod nosem, wyglądając przy tym przeuroczo, marszcząc czasem nosek i brwi.

- Halo? - ziewnął starszy i zaczął nawijać sobie loczki bruneta na palce.

- Louis, ile można do ciebie dzwonić? - w słuchawce odezwał się zirytowany głos ojca szatyna.

- Obudziłeś mnie - powiedział Louis, nadal będąc bardziej zainteresowanym śpiącym Harrym niż rozmową z ojcem.

- Louis jest trzynasta. Od kiedy ty tak długo śpisz? - zapytał mężczyzna, a niebieskooki dopiero teraz spojrzał na zegarek i faktycznie było po pierwszej, co jego samego też zdziwiło, za to młodszym wogule się nie przejął, ponieważ zdążył zauważyć, że ten jest strasznym śpiochem.

- Tak jakoś wyszło - wzruszył ramionami, choć wiedział, że mężczyzna tego nie zobaczy - Po co dzwonisz? - zapytał po chwili szatyn.

- Chciałem cię tylko poinformować, że przyjedziemy z mamą, dziewczynkami i Ernestem za kilka dni, ponieważ trzeba uzgodnić termin ślubu i wszystko inne - powiedział ojciec chłopaka, a Louis kompletnie zapomniał, że mężczyźnie chodzi tylko o powiększenie majątku.

- Kiedy mniej więcej to będzie?

- Przyjedziemy, może pojutrze, a data ślubu jeszcze do uzgodnienia, choć ostatnio rozmawiałem z rodzicami Harolda i mówili, że chcieliby, żebyście się pobrali do końca miesiąca, a ja się z nimi zgadzam - powiedział, a na wzmiankę o rodzicach młodszego, szatyn prychnął cicho i poprawił opadające na czoło bruneta, czekoladowe loczki.

- Okej - westchnął ciężko niebieskooki - Coś jeszcze?

- Rodzice Harolda też powinni przyjechać na dniach, ale niestety nie mogli wtedy kiedy my będziemy.

- Jeszcze ich tu brakowało - warknął do siebie cicho szatyn - Cieszę się niezmiernie, a Harry pewnie jeszcze bardziej - udawał zachwyt szatyn - To tyle? - zapytał po chwili.

- Mógłbyś lepiej udawać synu - powiedział zrezygnowany mężczyzna - Czemu ich nie lubisz?

- Zapytaj się lepiej, czemu ich lubię, będzie mniej wymieniania - powiedział - jeśli wogule będzie co wymieniać - zaśmiał się cicho.

- Dobra, nieważne. Kończę już Louis i pozdrów odemnie Harolda - zakończył rozmowę mężczyzna, po czym nie czekając na odpowiedź rozłączył się, a niebieskooki opadł delikatnie, by nie obudzić młodszego na łóżko.

Louis, pocałował bruneta w czoło i powoli przeczesywał jego loczki, a ten lekko uśmiechnął się przez sen. Szatyn szczerze mówiąc dalej był trochę śpiący, ale wtedy musiał by odpuścić sobie patrzenia na uroczo śpiącego loczka, niestety zmęczenie wygrało i za chwilę obydwoje spokojnie spali, wtuleni w siebie.

Szatyn obudził się kilka godzin później z Harrym śpiącym na nim. Starszy delikatnie przeczesał loczki młodszego i poprawił te opadające na czoło, przez co loczek wymamrotał coś pod nosem, co najprawdopodobniej miało być gestem aprobaty. Kilka minut później brunet powoli zaczął się budzić, przez co wiercił się na ciele niebieskookiego, a to strasznie podniecało szatyna, który już miał namiot w spodniach.

- Dzień dobry Lou - powiedział cicho młodszy, schodząc powoli z mężczyzny.

- Dzień dobry, a raczej popołudnie Harry - powiedział szatyn, próbując zakryć erekcję - Idę do łazienki - wstał szybko, na co dostał zdezorientowany i zaspany wzrok bruneta.

- Zrobiłem coś nie tak? - zapytał zielonooki, gdy starszy wrócił do pokoju, po pozbyciu się problemu.

- Nie, po prostu musiałem iść do toalety... - powiedział cicho starszy, nie patrząc na młodszego.

- To czemu nie patrzysz mi w oczy? - zauważył loczek i podszedł do Louisa i złapał go za rękę - Powiedz mi o co chodzi Lou.

- Dobrze, jeśli tak bardzo chcesz wiedzieć to dobrze, powiem ci.. - westchnął - Stanął mi, ponieważ spałeś na mnie, gdy się budziłeś to się strasznie wierciłeś, a bardzo cię kocham, więc to logiczne, że to mnie podnieciło.

- Och... - zarumienił się uroczo - Przepraszam - wyszeptał młodszy.

- Nie masz za co skarbie - powiedział szatyn - Choć pójdziemy coś zjeść - zaproponował, na co dostał ochocze skinienie głową, więc chwycił bruneta w stylu panny młodej przez co loczek pisnął.

- LouLou pójść jestem ciężki.

- Ty i ciężki? Chyba ci się coś pomyliło, bo jesteś leciutki, powiedziałbym, że nawet za bardzo - powiedział starszy, przez co młodszy się zmieszał - Oczywiście kocham cię takiego jakim jesteś - położył bruneta na kanapie i zaczął go łaskotać.

- L-lou p-przestań - poprosił pomiędzy napadami śmiechu.

- Idę zrobić coś do jedzenia, a ty znajdź coś ciekawego w telewizji - powiedział, po czym ruszył w stronę kuchni.

Kędzierzawy znalazł jakiś serial w telewizji, który uznał za ciekawy i poszedł do kuchni, zobaczyć co dobrego do jedzenia robi niebieskooki.

Nie chcąc przeszkadzać starszemu usiadł niedaleko niego na blacie i zaczął wesoło wymachiwać nogami, wyglądając przy tym przeuroczo.

- Co gotujesz dobrego? - zapytał zaciekawiony brunet.

- Pizzę - odpowiedział szatyn i spojrzał  na młodszego, będąc rozczulonym jego zachowaniem.

- Mniam! - zawołał loczek, czując piękny zapach jedzenia.

- A ty co wybrałeś do oglądania? - zapytał niebieskooki, nastawiając piekarnik.

- MacGyver, znasz?

- Chyba kojarzę, ten nowszy? - zapytał szatyn.

- Mhm - mruknął brunet i zeskoczył z blatu, by przyjrzeć się piekącej się pizzie.

- Będzie gotowa za około pięć minut - powiedział ze śmiechem Louis, na zainteresowanie loczka, piekącym się jedzeniem.

Gdy jedzenie było gotowe, usiedli wygodnie na kanapie i zaczęli oglądać serial wybrany przez bruneta, który okazał się bardzo ciekawy i oglądali go do późnych godzin wieczornych, zasypiając na kanapie.

MAŁŻEŃSTWO Z BOSSEMOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz