rozdział 27.

768 38 12
                                    

Harry powoli chodził uliczkami Doncaster, które były lekko pokryte śniegiem, a przez całe zamieszanie ze ślubem i problemy z jego rodzicami, kompletnie zapomnieli o świętach Bożego Narodzenia, sylwestrze i o urodzinach Louisa....

Przez to brunetowi jeszcze bardziej pogorszył się humor, a oczy zaszły łzami.

- Może to był jeden z powodów jego okropnego zachowania? - zastanawiał się w myślach zielonooki. - Jak mogłem o tym zapomnieć? - westchnął smutny brunet.

Szedł przez całkiem długi czas i nawet nie zorientował się, że wszedł do centrum miasteczka, w którym w sumie było tylko kilka sklepów, w których powoli zdejmowali świąteczne i noworoczne dekoracje. Harry patrzył z tęsknotą na sporą choinkę stojącą na środku niedużego placu i szczęśliwe pary chodzące wokół niej. Największe zainteresowanie wzbudziła w nim jedna z par, trzymająca się za ręce. Kobieta była już wysoko w ciąży, o czym mógł świadczyć spory brzuszek, ukryty pod materiałem jej czarnego płaszcza, zaś mężczyzna z wyraźną radością i szczęściem wpatrywał się w nią i jej brzuszek, czasem kładąc na nim rękę, najprawdopodobniej chcąc poczuć ruchy dziecka.

Brunet nawet nieświadomie położył swoją zmarzniętą dłoń na swoim, bardzo delikatnie wystającym brzuszku i uśmiechnął się smutno, ponieważ chciałby by ten ruch czasem wykonywał Louis, lecz nie wiedział, że szatyn każdej nocy gdy do niego przychodził właśnie to robił i nawet czasem śpiewał lub mówił, choć wiedział, że ani dziecko ani Harry go nie usłyszą.

O dziwo zielonooki całkiem dobrze wspominał święta w jego domu. W tedy panowała tam spokojna i świąteczna atmosfera, a rodzice czasami byli dla niego mili i nawet dawali mu prezenty, choć nie były tym o czym marzył, ponieważ ojciec uważał, że nie ma czasu na zabawę, dlatego głównie dostawał jakieś książki i podręczniki, lecz liczył się gest i intencje prawda?

Gdy wystarczająco napatrzył się na zielone drzewo i w przeciwieństwie do niego, szczęśliwych ludzi, ruszył dalej i przy okazji wyjął z kieszeni telefon, który nie przestawał dzwonić od dłuższego czasu. Spojrzał na wyświetlacz, gdzie pokazały mu się tysiące nieodebranych połączeń, które głównie były od Nialla, Liama i Zayna, lecz przewijając w dół zauważył również kilka nieodebranych połączeń od Louisa. Szczerze mówiąc bardzo się zdziwił, że szatyn do niego dzwonił i nawet lekko się uśmiechnął, lecz po chwili znowu zmarkotniał, zdając sobie sprawę, że pewnie dzwonił tylko po to by na niego nakrzyczeć i zmusić do zażycia tabletki, a nie dlatego że się martwił i mu zależało na nim i dziecku.

Jego telefon nadal nie przestawał dzwonić, co brunet starał się ignorować, lecz po dłuższym czasie zaczęło go to irytować, więc go wyciszył i schował go do tylnej kieszeni spodni.

Zielonooki nadal powoli spacerował uliczkami Doncaster i nawet nie zauważył, że zaczęło robić się ciemno, a włączały się lampy, oświetlając pomarańczowym światłem ulice. Brunet zatrzymał się na chwilę i spojrzał w piękne rozgwieżdżone niebo, lecz cały czas miał wrażenie, że ktoś za nim idzie i go dokładnie obserwuje, ale gdy się obracał nikogo nie widział, co jeszcze bardziej go przerażało. Dlatego postanowił zadzwonić do któregoś z chłopaków, by po niego przyjechał. Wyciągnął telefon z kieszeni i wszedł w połączenia, lecz gdy miał wybrać numer Nialla, Liama lub Zayna a w ostateczności Louisa, przez przypadek na kogoś wpadł, a urządzenie wypadło mu z ręki.

- P-przepraszam nie chciałem.. Z-zagapiłem się.. - powiedział zawstydzony Harry i nie patrząc na osobę na którą wpadł, schylił się by podnieść telefon, lecz jak się okazało mężczyzna, na którego wpadł, był szybszy. Brunet niepewnie spojrzał i nie dowierzał, kto właśnie przed nim stoi.

- Co tu robisz sam, o tej porze drogi Harry? - zapytał mężczyzna, odgarniając loki Harry'ego za ucho, przez co zielonooki odskoczył od niego jak poparzony.

- Nie twoja sprawa Nick - powiedział wystraszony loczek, lecz nie dawał tego po sobie poznać.

- Chyba ostatnio, miłość Tomlinsona do ciebie zmalała i to drastycznie, a przecież jesteście małżeństwem - zaśmiał się mężczyzna. - Ciekawe co może być tego powodem? - zamyślił się. - Zdradziłeś go? Albo może on ciebie, bo miał cię dość? Sprzeciwiłeś mu się? - pytał Grimshaw, a Harry słuchał tego ze strachem, że mężczyzna odkryje prawdziwy powód. - Chyba że jesteś w ciąży, a on nie chce tego dziecka - Nick uśmiechnął się szeroko, gdy zobaczył, że brunet cofa się do tyłu i kładzie ręce na brzuchu w ochronnym geście. - Czyli jednak powstanie mały Tomlinson - zaśmiał się. - Chyba że ty albo ten dzieciak nie dożyjecie porodu - powiedział Grimshaw, a oczy bruneta zaszły łzami. - Myślisz że Tomlinson będzie za tobą lub tym głupim dzieckiem tęsknił? Może zrobię mu przysługę zabijając ciebie lub je? - powiedział powoli zbliżając się do zielonookiego, który zaczął się cofać.

- Z-zostaw m-mie w spokoju - powiedział wystraszony loczek.

- Bo co? Kogoś wogule obchodzisz? Tomlinson cię nienawidzi ponieważ nosisz to dziecko, rodzice też mają cię gdzieś.. - mówił Grimshaw, powodując, że Harry zaczął szlochać, ponieważ to była tylko i wyłącznie czysta prawda. Wszyscy uważali go za problem. - Pójdź ze mną, a dla ciebie nawet pokocham to głupie dziecko - powiedział, nadal nieprzestając się zbliżać do bruneta.

- Nigdy - prychnął Harry, choć wiedział, że to tylko jeszcze bardziej zdenerwuje mężczyznę i w sumie miał rację, ponieważ Grimshaw uderzył go w twarz, a później popchnął, że upadł na zaśnieżoną trawę, a łzy nie przestawały płynąć po czerwonych z zimna policzkach.

- Zła odpowiedź - westchnął. - I tak w sumie nie masz prawa głosu, bo czy chcesz czy nie i tak pójdziesz ze mną - zaśmiał się Nick i spojrzał w stronę ulicy gdzie akurat podjechał czarny samochód. Harry nadal siedział na ziemi i czuł, że jego spodnie są całe mokre.

Brunet przed krótką chwilę przyglądał się że strachem na poczynania Grimshawa, aktualnie nie był na nim bardzo skupiony, więc loczek powoli sięgnął po telefon, który leżał obok na chodniku i szybko, sam nie wiedział dlaczego, wybrał numer Louisa.

- Hazz gdzie jesteś? Przepraszam, że byłem takim dupkiem, proszę wróć do domu - poprosił wystraszony Tomlinson, który bardzo martwił się o zielonookiego i ich dziecko.

- Lou.. - zapłakał, lecz nie dokończył, ponieważ Nick wyrwał mu telefon z ręki i rzucił na chodnik miażdżąc go dodatkowo butem, więc z urządzenia nic nie pozostało. - N-nie! - zaszlochał, ponieważ to była jego jedyna szansa na ucieczkę.

Grimshaw spojrzał wściekły na Harry'ego, który skulił się pod jego spojrzeniem. Mężczyzna mocno chwycił bruneta za loki i pociągnął do góry, przez co loczek jeszcze bardziej zaczął szlochać. Nick ciągnął go w stronę czarnego samochodu, otworzył drzwi i go do niego wepchnął, przez co zielonooki uderzył głową w drugie drzwi, a później nastała ciemność.

MAŁŻEŃSTWO Z BOSSEMOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz