rozdział 2.

1.7K 68 51
                                    

A więc to dziś szesnaste urodziny Harre'go, pierwszy lutego. Dziś pozna osobę z którą najprawdopodobniej spędzi całe życie. W sumie, to nic ciekawego się nie działo, rodzice bruneta wyszli na jakieś spotkanie biznesowe, a on siedział sam w wielkiej wili, poszedł do salonu gdzie chciał poczytać coś nie związanego ze szkołą. Miał w ręku Romea i Julię, lecz gdy był w połowie oczy zaczęły mu się coraz bardziej kleić i miał trudności z utrzymaniem ich otwartych, a po chwili w salonie dało się usłyszeć urocze pochrapywanie bruneta.
Po kilku godzinach, po wili rozniósł się odgłos dzwonka do drzwi, lecz nawet on nie zbudził Harre'go. Jedna z gosposi postanowiła otworzyć drzwi, a gościem okazał się Tomlinson, kobieta pozwoliła mu wejść do środka tłumacząc, że małżeństwo gdzieś wyszło, ale zaraz powinno wrócić i może poczekać w salonie.
Louis powolnym krokiem ruszył do salonu, oglądając po drodze wszystko dookoła. Gdy tam dotarł, stanął jak wryty, na kanapie spała najsłodsza istota na świecie, niziutki brunet, któremu czekoladowe loczki lekko opadały na czoło, a chłopak spał zwinięty w kulkę, co było urocze, za gumki dresów można było się dopatrzeć kawałka koronki. Szatyna martwiły zanikające już siniaki widoczne przez lekko podwinietą koszulkę oraz wory pod oczami, co świadczyło o tym, że młodszy prawie nie sypiał, lecz zwrócił także uwagę na chudziutkie ciałko bruneta.
Chłopak po chwili zaczął się niespokojnie poruszać, przez co szatyn lekko się wystraszył, lecz po chwili zrozumiał że chłopcu musi śnić się koszmar.

- Proszę nie.., będę się więcej uczyć.., to boli..., proszę, ojcze przestań....- powtarzał Harry, a Louis wziął delikatnie małą dłoń chłopca i zaczął powoli przejeżdżać po niej kciukiem i szeptać uspokajające słowa. Gdy Harry się uspokoił, dalej trzymał mocno rękę szatyna przez sen i wtulił się w nią. Gdy brunet nadal spał Tomlinson zaczął się zastanawiać co mogły znaczyć słowa które chłopak wypowiadał przez sen, jego rozmyślania przerwał szczęk zamka, przez co podniósł się szybko do góry wyrywając swoją rękę Harremu, który przez to się obudził, lecz nie za bardzo ogarniał co się dzieje dookoła.
Do salonu weszła Anne a za nią Desmond.

- Haroldzie co ci mówiliśmy o spaniu na kanapie. - wycedził przez zęby mężczyzna. - Witaj Louis. - zwrócił się do starszego. - przepraszam za niego na ogół jest lepiej wychowany.

- Nic się nie dzieje. - odpowiedział zdziwiony zachowaniem Desa, szatyn.

- Coś do picia? - zapytała Anne.

- Poproszę kawę. - powiedział Louis.

- A ty Des? - zapytała męża.

- Również. - odpowiedział, a szatyna dziwiło, że małżeństwo wydawało się zachować jakby Harre'go wogule z nimi nie było.

-A ty Harry nic nie pijesz. - zapytał Louis.

- Harry ma rączki może sam sobie zrobić. - powiedział hamsko Desmond.

- Wy też. - powiedział cicho, że tylko chłopak go usłyszał i widział jak próbuje się powstrzymać od uśmiechnięcia. Louis uśmiechnął się do niego, a on uroczo się zarumienił.

- Kiedy Harry będzie mógł się do ciebie wprowadzić? - zapytał mężczyzna.

- Może nawet dzisiaj. - odpowiedział, a Des skrzywił się nieznacznie, ponieważ myślał że może jeszcze zdąży go ukarać za spanie na kanapie.

- Oczywiście. - odpowiedział ze sztucznym uśmiechem.

- Z twoim ojcem uzgodniłem, że w noc poślubną Harry ma przestać być prawiczkiem. Oczywiście rano sprawdzimy pościel. - powiedział, a Louis spojrzał na młodszego, który patrzył na wszystkich ze strachem i łzami w oczach.

- A jeśli tego nie zrobimy? - zapytał szatyn.

- To znajdziemy dla Harolda innego męża. - powiedział głosem wypranym z emocji. - Może Nicka Grimshawa. - zaproponował Desmond.

- Zrobimy to. - powiedział ostro do mężczyzny, szatyn, który wręcz nienawidził Nicka, można powiedzieć że byli odwiecznymi wrogami, a sam Grimshaw był okropnym człowiekiem, jeśli wogule nim był.

- Tak myślałem. - powiedział z cwaniackim uśmiechem. - Harold możesz iść do pokoju się pakować. - powiedział, a chłopak próbując wstać stracił przytomność z nadmiaru emocji i brakiem snu oraz jedzenia. Louis zerwał się się, gdy młodszy upadł na podłogę.

- Wezmę go na górę. - powiedział i wziął młodszego na ręce i zdziwił się, że młodszy był taki lekki. - Gdzie ma pokój? - zapytał po chwili.

- Na górę i ostatnie drzwi po lewej. - powiedział ze wzrokiem utkwionym w telefonie.

Tomlinson szedł powoli po schodach z brunetem na rękach, przyglądając mu się dokładnie. W szedł do pokoju otwierając drzwi nogą i położył Harre'go na łóżku i usiadł obok niego głaszcząc czekoladowe loczki. Po paru minutach chłopak zaczął się powoli budzić.

- Co się stało. - zapytał cicho.

- Zemdlałeś. - odpowiedział szatyn. - połóż się jeszcze na chwilę dla pewności.

- Muszę się spakować. - próbował wstać lecz zakręciło mu się w głowie i znowu opadł na łóżko.

- Ja cię spakuje. - zaproponował Louis.

- Dziękuję Panu. - powiedział loczek.

- Mów mi po imieniu Harry. - zaśmiał się.

- No to dziękuję Lou. - powiedział z uśmiechem.

Tomlinson zaczął pakować młodszego, a gdy skończył zaniósł rzeczy do samochodu, było po osiemnastej więc na polu panowała ciemność, dlatego szatyn zdecydował się że będą się już zbierać. Gdy byli już  przy drzwiach żadne z rodziców nawet nie spojrzało na loczka, przez co Louisowi zrobiło mu się go żal.
W czasie godzinnej drogi Harry zasnął z głową opartą o szybę, po drodze obudził się tylko raz, ponieważ było mu zimno więc szatyn wziął z tylnych siedzeń swoją bluzę i podał chłopcowi, a później znowu zasną czując w końcu ciepło i bezpieczeństwo.
Po dojechaniu pod dom, Louis musiał go obudzić.

- Wstawaj śpiochu. - zaśmiał się. - już jesteśmy pod domem.

- Gdzie jesteśmy? - zapytał zaciekawiony Harry

- A więc mój drogi Harry, witaj w Doncaster.

MAŁŻEŃSTWO Z BOSSEMOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz