rozdział 14.

1K 51 6
                                    

Dziś miała przyjechać rodzina szatyna, o czym młodszy oczywiście został poinformowany i był trochę zestresowany, choć w sumie trochę to mało powiedziane. Brunet nie mógł usiedzieć na jednym miejscu i cały czas krążył niespokojnie po domu.

- Hazz? - zawołał loczka, szatyn, lecz gdy ten nie zareagował, postanowił do niego podejść - Hazz? - spróbował jeszcze raz, kładąc mu rękę na ramieniu, przez co młodszy się wzdrygnął - Co się dzieje kochanie?

- Nic się nie dzieje Lou.. - powiedział cicho loczek, lecz gdy zobaczył ostrzegawczy wzrok starszego, zrezygnował z dalszego kłamania - Stresuję się i boję się, że mnie nie polubią.

- Hazz, słońce nie znam żadnej osoby, która cię nie lubi - powiedział szatyn, przyciągając młodszego do przytulenia.

- A moi rodzice i Nick? - zapytał brunet i popatrzył zaszklonymi oczami na starszego.

- Twoi rodzice się nie liczą, a Grimshaw lubi cię, aż za bardzo, słońce - powiedział szatyn, głaszcząc delikatnie plecy zielonookiego.

- Jaka jest twoja mama Lou? - zapytał po chwili ciszy loczek.

- Jest cudowną kobietą, jest miła, czuła, radosna, życzliwa i kochana.. - wyliczał z uśmiechem niebieskooki - Skarbie czemu płaczesz?! - zareagował od razu, gdy zobaczył mokre policzki młodszego.

- Też chciałbym taką mamę, moja mnie nawet nie kocha i uważa mnie za powietrze, albo szansę na powiększenie majątku - powiedział, a kolejne łzy popłynęły po jego policzkach.

- Hazz, słońce, nie przejmuj się nią i twoim ojcem, masz mnie, Nialla, Liama, Zayna i wszyscy cię kochamy - powiedział - Oczywiście ja najbardziej! - zauważył starszy, a brunet się zaśmiał i został obcałowany po całej twarzy, przez Louisa, lecz przerwał im dzwonek do drzwi - Pójdę otworzyć - odparł szatyn.

Młodszy stał w tym samym miejscu gdzie zostawił go niebieskooki i nie ruszył się nawet na milimetr, dopiero gdy w progu pojawiły się osoby postanowił do nich podejść.

- Ty pewnie musisz być Harry - uśmiechnęła się do niego najstarsza kobieta - Jestem Jay - przedstawiła się i mocno przytuliła loczka.

- Fizzy - przedstawiła się wysoka brunetka.

- Daisy i Phoebe - powiedziały równo, dwie identyczne dziewczynki.

- Doris i Ernest - przedstawiły się cicho najmłodsi.

Gorzej poszło tylko z Lottie, która tylko prychnęła, gdy brunet podszedł do niej, by się przywitać i przedstawić.

- Charlotte zachowuj się - upomniała ją kobieta - Bardzo cię za nią przepraszam Harry - westchnęła kobieta.

- Nic się nie stało - powiedział loczek i uśmiechnął się do kobiety, choć i tak szatyn wiedział, że młodszego to trochę zabolało.

- Chodźmy do salonu - zaproponował Louis, zmieniając gładko temat.

Loczek bardzo się polubił z rodzeństwem starszego, choć Lottie nadal nie pałała do niego sympatią i ciągle prychała na bruneta, gdy ten chciał zacząć rozmowę.

- Harry pomożesz mi przynieść z kuchni talerzyki? - zapytała Jay, na co kędzierzawy się z przyjemnością zgodził - Nie przejmuj się Lottie, ostatnio ma jakieś humorki - powiedziała kobieta, gdy weszli do kuchni.

- Dobrze.. - zgodził się brunet i wziął kilka talerzyków i ruszył w stronę salonu, a za nim Jay.

Zielonooki powoli stawiał kroki i patrzył pod nogi, by nie przewrócić się i nie zrobić sobie i szatynowi wstydu przez rodziną. Niestety pech chciał by młodszy nie zauważył jak Lottie podstawia mu nogę i przewrócił się upuszczając wszystkie talerzyki, które rozbiły się na drobny mak.

- P-przepraszam.. - wyszeptał loczek i szybko zaczął zbierać, porozbijane pozostałości po talerzach i raniąc się przez to w dłonie, przez co przypomniała mu się sytuacja, kiedy pokłócił się z Louisem i łzy zaczęły lecieć mu po policzkach

Szatyn szybko podbiegł do loczka, zabierając mu z rąk szkło i przytulając mocno do siebie, wiedząc co młodszemu chodzi po głowie.

- Hazz, kochanie chodź, pójdziemy do łazienki - powiedział cicho starszy i pomógł wstać mu wstać, posyłając Lottie mordercze spojrzenie.

- Pizda - prychnęła cicho dziewczyna, a Louis miał ochotę ją zabić, lecz powstrzymywał go tylko stan bruneta, który nadal wpatrywał się w swoje krwawiące dłonie.

                                **

- Hazz, słońce bardzo cię przepraszam za zachowanie Lottie, ona nigdy się tak nie zachowywała - powiedział szatyn, gdy weszli do łazienki i mocno przytulił do siebie loczka i szeptał mu kolejne przeprosiny oraz to jak bardzo go kocha, do ucha - Chodź trzeba opatrzeć te rany - zauważył starszy i pociągnął delikatnie bruneta w stronę umywalki.

Starszy powoli obmył rany chłodną wodą i lekko oraz starannie owinął bandażem. Zielonooki ani razu się nie odezwał, a z zainteresowaniem i skupieniem wpatrywał się w twarz Louisa, który akurat skończył i podniósł się, a ich wzrok się skrzyżował. Szatyn również zaczął mu się przyglądać z lekkim uśmiechem, a po chwili powoli zmniejszył pomiędzy nimi odległość i z czułością, lecz namiętnie pocałował młodszego, który od razu oddał pieszczotę. Oderwali się od siebie, gdy zaczęło im brakować powietrza i nadal się w siebie wpatrywali.

- Kocham cię Hazz - powiedział szatyn, patrząc w zielone jak szmaragdy oczy.

- Ja ciebie też LouLou - odpowiedział młodszy i uśmiechnął się w stronę Louisa.

- Chcesz tam wracać? - zapytał niebieskooki - Jak chcesz to możesz iść do pokoju, moja mama na pewno zrozumie - zapewnił loczka.

- Chyba pójdę do pokoju - wyszeptał kędzierzawy.

- Dobrze, ja pójdę jeszcze na chwilę do nich, a później przyjdę do ciebie - pocałował bruneta w czoło i złapał go bardzo delikatny za rękę, uważając na rany i wyszli z łazienki.

Louis poczekał, aż młodszy wejdzie po schodach, a gdy zniknął mu z oczu ruszył w stronę salonu, gdzie siedziała jego rodzina.

- Czemu to zrobiłaś?! - warknął na dziewczynę, która tylko głupio się uśmiechnęła.

- Nie lubię tego dzieciaka - wzruszyła ramionami.

- Nawet z nim nie porozmawiałaś?! - zauważył zirytowany zachowaniem siostry, szatyn.

- Louis zostaw ją - powiedział ojciec niebieskookiego.

- Ona mu podłożyła nogę, mógł coś sobie zrobić! - krzyknął.

- Nie mów do mnie takim tonem - powiedział mężczyzna.

- Przez nią Harremu mogło się coś stać, a to ja się źle zachowuję?! - warknął zirytowany Louis - Wyjdźcie z tego domu, zanim powiem coś, czego będę później żałować.

- Louis.... - westchnął równie zirytowany mężczyzna.

- Wyjdźcie stąd!

_____________________________________

Wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Kobiet!!! 😄😘

MAŁŻEŃSTWO Z BOSSEMOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz