Przed wyjściem szatyn pożegnał się z mamą, Fizzy, bliźniaczkami i bliźniakami, ponieważ pokłócił się tylko z ojcem oraz Lottie, a nie chciał by reszta rodziny na tym ucierpiała.
Chwila o której mówił Herremu zmieniła się tak naprawdę w półtorej godziny i było już dobrze po dwudziestej pierwszej. Zrobił szybko w kuchni kilka kanapek dla niego i bruneta oraz po kubku gorącej herbaty. Powoli, by nie wylać na siebie gorącego napoju, wchodził po schodach i nogą kopnął drzwi do pokoju, by je otworzyć.
Postawił kubki oraz talerz na szafce nocnej i dopiero, gdy podniósł głowę zauważył, że młodszy śpi zwinięty w kulkę niczym embrion, na jego stronie łóżka, czując się pewnie na niej bezpieczniej. Szatyn widząc, że loczek lekko drży, zamknął okno i przykrył go szczelnie kołdrą, poprawiając opadające na twarz loczki.
Niebieskooki powoli by nie obudzić młodszego wszedł na łóżko i przytulił się do jego pleców, lecz ten miał całkowicie inne plany i czując drugą osobę obrócił się i wtulił się w tors mężczyzny, co ten podsumował cichym śmiechem. Starszy okrył ich kołdrą, kompletnie zapominając o kanapkach i herbacie.
Louis delikatnie przeczesywał grzywkę bruneta, która zrobiła się z opadających na czoło loczków. Czasami miał wrażenie, jakby przez te gesty, kędzierzawy lekko uśmiechał się przez sen i cichutko mruczał z przyjemności, lecz nagle po policzkach młodszego zaczęły płynąć łzy, na co starszy zmarszczył brwi.
- Hazz, kochanie obudź się - próbował obudzić bruneta - Hazz! - potrząsnął jego ramieniem, przez co loczek otworzył oczy i od razu się przytulił do szatyna.
- T-to boli L-lou - zapłakał brunet.
- Co cię boli Hazz?! - przestraszył się niebieskooki.
- R-ramię, bardzo b-boli - powiedział równie przestraszony loczek.
- Przyniosę coś przeciwbólowego - powiedział szybko, wstał z łóżka i pobiegł do kuchni w poszukiwaniu leku i miał nadzieję, że Liam kupił go gdy był w aptece.
Gdy znalazł tabletki, szybko pobiegł znowu na górę, zabierając jeszcze po drodze butelkę wody z lodówki.
Szatyn podał tabletkę i wodę młodszemu, który ją zażył, by jak najszybciej pozbyć się bólu i wtulił się mocno w starszego, nadal cicho płacząc.
- Zaraz przestanie boleć kochanie - pocałował bruneta w czoło.
Lek pomógł tylko na chwilę i tylko minimalnie zmniejszył ból, przez co obydwoje mieli nieprzespaną noc. Louis jako szef mafii był przyzwyczajony do nieprzespanych nocy, a bardziej martwił się o Harr'ego, który nadal potrzebował dużo snu, a przez ból nie przespał nawet godziny.
Niestety tak wyglądały ich noce i dni do końca tygodnia, a szatyn coraz bardziej martwił się o bruneta, który przez to praktycznie nie spał.
_____________________________________Hej👋 Od razu przepraszam za tak krótki rozdział, ale mam dość smutną wiadomość.
Niestety muszę wrócić do publikowania rozdziałów co dwa dni, ponieważ moja wena twórcza jak na razie mnie opuściła i za tydzień mam egzaminy próbne, więc trochę nie nadążam. 😐🙁

CZYTASZ
MAŁŻEŃSTWO Z BOSSEM
FanfictionLouis Tomlinson - Boss największej mafii w Londynie Harry Styles - szesnastoletni syn, małżeństwa o najbardziej znanym nazwisku w Londynie