rozdział 22.

963 40 1
                                    

Promienie wschodzącego słońca wpadały przez niezasłonięte okna do sypialni centralnie na twarz Louisa, który zaczął się przez to budzić. Powoli otworzył oczy, lecz po chwili musiał je zmrużyć przez zbyt jasne światło, przetarł dłońmi twarz i spojrzał na swój tors gdzie cicho pochrapywał sobie Harry, któremu słońce nie przeszkadzało w śnie, ponieważ twarz miał obróconą w drugą stronę i schowaną w szyji szatyna.

Niebieskooki przez dłuższą chwilę leżał i przypatrywał się młodszemu, przypominał sobie wydarzenia z minionej nocy i uśmiechnął się szeroko na to wspomnienie. Wiedział, że brunet mu zaufał i zrobili bardzo duży krok w ich związku, a raczej małżeństwie,  którym byli przecież od kilku dni.

Szatyn delikatnie zdjął z siebie mniejsze ciało i przykrył loczka kołdrą, ponieważ nadal obydwoje byli nadzy, a nie chciał by młodszy się przeziębił. Zasłonił okna i jeszcze na chwilę położył się na łóżku, przytulając młodszego do swojego torsu i nawet nie zauważył kiedy zasnął.

Gdy obudził się ponownie było już po dziesiątej, więc postanowił pójść wziąć prysznic i zrobić śniadanie dla siebie i Harry'ego, który nie ruszył się nawet o centymetr, jeśli nie licząc obrócenia się na drugi bok.

Louis powoli wygramolił się z łóżka, całując przy okazji bruneta w czoło i poprawiając opadające loczki, zakładając mu je za ucho, by nie przeszkadzały w spaniu. Z szafy wyjął dresy, bokserki i zwykłą koszulkę, a z nimi pokierował się do łazienki wziąć prysznic. Szybko się wykąpał i ubrał, a później zszedł na dół do kuchni by zrobić śniadanie dla ich dwójki, włączył radio, by w domu nie panowała cisza, od której już się odzwyczaił, ponieważ odkąd mieszka tu też Harry i chłopaki często przychodzą, zawsze jest tu głośno i wesoło, co bardzo podoba się szatynowi, ponieważ wcześniej w domu czuł się niekomfortowo, przez panującą w nim ciszę, tym bardziej, że dom jest gigantyczny jak dla jednej osoby.

W radiu szła jakaś piosenka Taylor Swift, którą swoją drogą niebieskooki nie lubił, sam nawet nie wiedział czemu miał taką niechęć do tej artystki, ale cóż bywa.
Przełączył na inną stację na której szły ciekawsze w jego mniemaniu piosenki i wrócił do robienia śniadania, którym miały być naleśniki. Wyjął wszystkie potrzebne składniki i zaczął przygotowywać masę.

Przygotowanie dwóch porcji naleśników nie zajęło mu dużo czasu, więc po dwudziestu minutach były gotowe, a szatyn powoli szedł na górę by obudzić Harry'ego, który zapewne nadal sobie spokojnie spał, ponieważ był strasznym śpiochem.

Po cichu wszedł do pokoju gdzie tak jak przypuszczał nadal spał sobie brunet, na jego stronie łóżka, która zapewne po jego wyjściu była ciepła z czego młodszy zapewne skorzystał szukając ciepła. Powoli i cicho podszedł do łóżka i chciał na niego wejść, lecz przez przypadek nogą strącił z szafki nocnej kubek po herbacie, powodując głośny huk spowodowany rozbiciem się kubka w drobny mak, a przyjemna pobudka, którą zaplanował dla młodszego poszła w zapomnienie, ponieważ brunet poderwał się wystraszony do góry, a jego zdezorientowany i lekko przestraszony wzrok spoczął na szatynie.

- Przepraszam - powiedział cicho starszy  z przepraszającym uśmiechem.

- Nic się nie stało Lou - powiedział brunet i uśmiechnął się w stronę szatyna, po czym ziewnął.

Louis pocałował na dzień dobry młodszego, który oczywiście od razu odwzajemnił pieszczotę. Szatyn cieszył się, że brunet nie unika go ani nic, przez wydarzenia z nocy. Obawiał się lekko, że będą mieć ciche dni i będzie pomiędzy nimi niekomfortowo.

- Zrobiłem śniadanie - powiedział w usta zielonookiego i się uśmiechnął, przez co zderzyli się zębami.

- Najpierw muszę iść się umyć - powiedział loczek - A co zrobiłeś dobrego? - zapytał zaciekawiony, ponieważ aż tu w pokoju czuł piękny zapach jedzenia.

- Zobaczysz - pocałował ostatni raz młodszego, po czym wyszedł z pokoju, kierując swoje kroki w stronę kuchni.

Brunet czując, że zaczyna się robić coraz bardziej głodnyz zapominając o lekko bolącym tyłku, szybko wziął rzeczy i poszedł do łazienki wziąć bardzo szybki prysznic. Gdy był już umyty i ubrany w podskokach ruszył w stronę kuchni, skąd dochodził piękny zapach jedzenia i cicha muzyka radia.
Podszedł do szatyna, który stał do niego tyłem i wskoczył mu na barana i pocałował w policzek.

- Głodny? - zapytał niebieskooki z uśmiechem, łapiąc młodszego za nogi by nie spadł.

- Jak wilk - powiedział ze śmiechem i położył brodę na ramieniu starszego - Kiedy będą gotowe? - zapytał po chwili, gdy któryś raz z rzędu zaburczało mu w brzuchu.

- Za chwilę Hazz - zaśmiał się.

Gdy Louis dalej przygotowywał naleśniki, a Harry teraz siedział obok niego na blacie wymachując radośnie nogami, zadzwonił telefon starszego, który od razu odebrał widząc na wyświetlaczu imię swojego przyjaciela.

- Za pięć minut wbijamy ci na chatę - usłyszał wesoły głos Nialla - Mam nadzieję, że masz coś dobrego w lodówce, bo jeśli nie to będzie z tobą źle Tommo - zagroził mu blondyn, lecz w głosie było słychać rozbawienie.

- Jane Niall, właśnie robię naleśniki - westchnął szatyn z uśmiechem i spojrzał na młodszego, który mu się przyglądał z zainteresowaniem.

- To będziemy szybciej - powiedział ucieszony irlandczyk, po czym się rozłączył, lecz jeszcze przed tym usłyszał jak farbowany pośpiesza Zayna i Liama, co szatyn podsumował śmiechem.

- Kto dzwonił? - zapytał loczek.

- Niall. Będzie z chłopakami za chwilę - powiedzi i pocałował bruneta.

Tak jak blondyn mówił po pięciu minutach usłyszeli dzwonek do drzwi, a zielonooki pobiegł otworzyć, a po chwili pojawił się w kuchni wraz z chłopakami.

- Gdzie są moje dzieci?! - zawołał szczęśliwy Niall.

- Jakie dzieci? - zapytał zdezorientowany szatyn.

- Mówiłeś, że robisz naleśniki.

- No tak..

- No właśnie, naleśniki to moje dzieci - uśmiechnął się szeroko blondyn.

Wszyscy usiedli przy stole i zjedli po kilka naleśników, oczywiście oprócz Nialla, który chyba miał gigantyczny żołądek, ponieważ pochłaniał naleśniki jak odkurzacz, a później jeszcze zaglądał do lodówki.

MAŁŻEŃSTWO Z BOSSEMOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz