rozdział 16.

988 53 7
                                    

Szatyn przez cały czas siedział przy młodszym, którego ból nie opuścił nawet na chwilę, szczerze mówiąc brunet miał wrażenie jakby wzrastał, a nie malał. Przez te kilka dni loczek nie zmróżył nawet oka i wyglądał jak chodzące zombie i prawie nie kontaktował. Louis bardzo martwił się o chłopaka, a reszta też nie miała pojęcia co może się dziać młodszemu.

- Chyba wiem, co się dzieje - powiedział cicho Liam, a szatyn spojrzał na niego z nadzieją - Pamiętacie jak Grimshaw mówił, żebyśmy nie chowali przed nim Harry'ego, ponieważ i tak go znajdzie?

- No tak - potwierdził szatyn - Ale co to ma wspólnego? - zapytał zdezorientowany.

- Mówiłeś, że Grimshaw podał Harremu środek usypiający, a ciebie ktoś walnął w głowę..

- Wolałbym, żebyś mi o tym nie przypominał - przerwał mu starszy.

- A ja wolałbym, żebyś mi nie przerywał - warknął - Wracając, szukaliśmy Harry'ego przez kilka godzin w ciągu, których Nick mógłby zrobić bardzo dużo na przykład....

- Na przykład wszczepienie mu czipu.. - dokończył Zayn i spojrzał na Louisa.

- Dokładnie.. - powiedział Payne.

- A źle wszczepiony czip, to potworny ból - zauważył Niall.

- Kurwa zabiję gnoja! - krzyknął wściekły Louis - Nawet kurwa, jebanego czipu, debil nie umie wszczepić - warknął - Nie wiem czy mam się z tego powodu cieszyć, czy płakać, bo boli Hazzę.

- Louis spokojnie - powiedział mulat - Na razie nic go nie boli - zauważył.

- Właśnie, na razie! To znaczy, że w każdym momencie może zacząć i to nawet jeszcze mocniej! - powiedział wściekły i zirytowany szatyn.

- LouLou? - zawołał słabo brunet, który zaniepokojony krzykami zszedł na dół.

Tomlinson szybko odwrócił się w stronę młodszego, który wyglądał jakby zaraz miał zejść z tego świata.

- Hazz, co się dzieje? Znowu cię boli? - zaniepokoił się Louis, lecz nie dostał odpowiedzi, ponieważ loczek upadł na podłogę - Harry! - krzyknął wystraszony i szybko podbiegł do kędzierzawego.

Louis delikatnie wziął go na ręce i pożył na kanapie, siadając obok niego oraz spoglądając na resztę chłopaków.

- Co się dzieje? - zapytał szatyn - To przez czip?

- Raczej nie, sądzę, że przez zmęczenie i brak snu, ale i tak trzeba jak najszybciej wyciągnąć to dziadostwo - powiedział Liam - Mój znajomy się na tym zna i mieszka godzinę drogi stąd. Mogę do niego zadzwonić - zaproponował.

- Jeśli byś mógł - poprosił szatyn i dalej wpatrywał się w młodszego.

W czasie kiedy Payne rozmawiał przez telefon, brunet zdążył się obudzić, lecz na ich nieszczęście znowu złapał go silny ból. Louis mocno go do siebie przytulił i szeptał uspokajające słowa.

- B-boli - zapłakał loczek i spojrzał oczami, pełnymi łez na starszego.

- Wiem skarbie.. - wszeptał i również spojrzał na młodszego, czując się strasznie bezsilnie.

- Musimy do niego pojechać - oznajmił Liam, po skończonej rozmowie.

- Czy ty widzisz, która jest godzina?! - zapytał Niall.

- Możemy tam jechać i pozbyć się tego dziadostwa lub siedzieć w domu i patrzeć jak Harry cierpi - spojrzał na szatyna, który toczył wewnętrzną walkę.

- Jedziemy - zdecydował szybko starszy, widząc jak bardzo cierpi młodszy.

- Ja zostanę by pilnować willi - zaproponował blondyn, a szatyn pokręcił zrezygnowany głową, na lenistwo Nialla.

Louis opatulił bruneta kocem, by nie było mu zimno, ponieważ gdyby ubrał kurtkę jest szansa, że ta naciskała by na bolące miejsce, przez co bolało by jeszcze bardziej. Szatyn wziął młodszego na ręce, by ten niepotrzebnie się nie męczył i zaniósł go do samochodu, siadając obok i kładąc jego głowę na swoich kolanach.

- Gdzie jedziemy Lou? - zapytał słabym, przez ciągły płacz, głosem loczek.

- Do znajomego Liama - powiedział szatyn, przeczesując lekko spocone loczki.

- Przestanie mnie boleć? - zapytał z nadzieją i spojrzał na starszego.

- Nie wiem skarbie, ale mam taką nadzieję - westchnął niebieskooki.

Ich krótką rozmowę przerwali Zayn i Liam, wsiadający do auta.

- Jedziemy? - dopytał Payne i spojrzał na chłopaków.

- Jedziemy - potwierdził Louis, spoglądając na Harry'ego, któremu oczy same się zamykały.

Droga minęła im spokojnie, nie licząc bólu młodszego, który przyczepił się do niego jak rzep do psiego ogona i za chiny ludowe nie chciał odejść.
Była dość późna godzina, więc nie było korków, dzięki czemu dojechali szybciej niż się spodziewali.

Liam podjechał pod mały domek na obrzeżach miasta, parkując na podjeździe, gdzie czekał już na nich znajomy Payna.

- Ed Sheeran - przedstawił się mężczyzna, wystawiając rękę w stronę szatyna.

- Louis Tomlinson - również się przedstawiał - A to Harry - starszy wskazał na młodszego, który stał obok niego.

- Wejdźmy do środka - zaproponował Ed, zaczynając kierować się w stronę domu.

W środku dom wyglądał normalnie, był bardzo przytulny, wszędzie panował nieskazitelny porządek, lecz gdy zeszli schodami na dół, zaniemówili. Znajdowało się tam ogromne laboratorium, połączone z częścią "szpitalną".

- Okej to co dla mnie macie? - zapytał Sheeran, stając na środku pomieszczenia.

- Znasz Grimshawa? - zapytał mulat, a gdy dostał potwierdzające skinienie głową kontynuował - A więc ten debil, źle wszczepił czip Harremu, a raczej wiesz, że to strasznie boli.

- Okej, możecie poczekać w pokoju obok, to nie zajmie dużo czasu - zaproponował mężczyzna.

Louis z niechęcią wyszedł z pomieszczenia i usiadł zdenerwowany na kanapie w pokoju wskazanym przez Eda.

- Nie denerwuj się tak, nic mu się nie stanie - powiedział Liam, lekko rozbawiony zachowaniem starszego, przez co szatyn pokazał mu środkowego palca.

Tak jak mówił Ed, nie trwało to długo, lecz Louis i tak zdążył usnąć na kanapie, a gdy się obudził kilka minut później, zauważył Harry'ego, który spał z głową ułożoną na jego kolanach, a Zayn, Liam i Ed rozmawiali o czymś cicho.

- O! Wstałeś! - zawołał Liam.

- Ile spałem? - zapytał szatyn, ciągle patrząc na młodszego.

- Jakieś... Dziesięć minut - powiedział niepewnie Malik.

- A kiedy przyszedł Hazz?

- Przed chwilą - odpowiedział Ed - Wszystko poszło zgodnie z planem. Czip wyciągnięty, a bólu nie ma.

- Dziękuję - powiedział Louis.

- No to co, będziemy się zbierać - zaproponował Liam, na co wszyscy przytaknęli zgodnie.

Podróż w drugą stronę, minęła im trochę dłużej, ponieważ uznali, że nie będą jechać aż tak szybko, jak w tamtą stronę. Do domu dojechali około trzeciej rano, szatyn delikatnie wziął bruneta na ręce, nie chcąc niepotrzebnie go budzić, ponieważ wiedział, że teraz jedyne co loczkowi potrzebne to sen i jeszcze może obecność pewnego niebieskookiego szatyna.


MAŁŻEŃSTWO Z BOSSEMOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz