rozdział 18.

1K 49 18
                                    

Po całej willi rozbrzmiał głośny huk wystrzału, przez co wszyscy na chwilę wstrzymali oddech, a Harry głośno krzyknął, ponieważ kula trafiła w ścianę zaraz obok jego głowy, a gdyby leciała kilka milimetrów na prawo młodszy raczej by tego nie przeżył. 

Louis szybko do niego podbiegł i mocno go przytulił, a brunet nadal stał jak słup soli i patrzył z niedowierzaniem oraz strachem na ojca.

Gdy loczek otrząsnął się trochę, również mocno przytulił szatyna, a kilka łez spłynęło po bladych policzkach.

- Kocham cię Hazz, tak bardzo cię kocham, nigdy bym sobie nie wybaczył gdyby coś ci się stało - powiedział szybko niebieskooki, całując młodszego w czoło.

- Też cię bardzo kocham LouLou - powiedział cicho loczek, pociągając nosem.

- Mogłeś go zabić! - krzyknął szatyn do Desmonda, który patrzył na nich chłodnym wzrokiem - Wypierdalać! - krzyknął i przytulił do siebie jeszcze mocniej bruneta, który nadal był jeszcze roztrzęsiony.

- Idziemy stąd Anne - warknął do żony, mężczyzna - Nie zamierzam spędzić ani chwili dłużej z tymi pedałami.

Małżeństwo wyszło, demonstracyjnie trzaskając drzwiami, a szatyn nadal mocno tulił do siebie młodszego i oparł brodę na jego głowie. Wiedział, że brunet będzie to przeżywał, ponieważ był bardzo emocjonalny, a przez całą wizytę Desmonda i Anne padło wiele nieprzyjemnych słów. Niebieskooki bardzo się zdziwił, że rodzice loczka zachowali się w taki sposób w stosunku do swojego dziecka, oczywiście wiedział, że nie darzą się wielką miłością, ale nie sądził, że ci posuną się aż do takich słów. Plus dochodziło jeszcze to, że zielonooki został prawie postrzelony przez własnego ojca, który udawał, że to wydarzenie nie miało miejsca, a matka młodszego patrzyła na to wszystko i nawet nie mrugnęła.

- Nie przejmuj się nimi Hazz - powiedział cicho starszy, choć wiedział, że te słowa nie pomogą brunetowi, który nie odezwał się od wyjścia małżeństwa.

- Oni naprawdę mnie nienawidzą..... - powiedział równie cicho młodszy - Myślałem, że gdzieś tam głęboko w duszy mnie choć trochę kochają, ale on nadal miał mnie gdzieś, kiedy prawie mnie zabił, tak samo ona, nawet nie kiwnęła palcem... - kilka łez spłynęło po policzkach loczka, które od razu starł kciukami szatyn - A wiesz co jest najgorsze? Nie potrafię ich nienawidzić, po tym wszystkim nadal ich kocham - zaszlochał młodszy, mocząc koszulkę szatyna do którego nadal był mocno przytulony.

- Nie płacz kochanie, oni nie są warci twoich łez i twojej miłości. Uwierz mi, że jesteś najwspanialszym człowiekiem i dosłownie każdy by chciał otrzymać choć namiastkę twojej miłości, a ja jestem zaszczycony, że ją otrzymałem - powiedział niebieskooki, całując z uczuciem bruneta, czując delikatny słony smak łez, lecz przerwał im dzwoniący telefon szatyna, przez co młodszy się wzdrygnął - Po co dzwonisz? - zapytał prosto z mostu, gdy nacisnął zieloną słuchawkę.

- Dzień dobry Louis, ciebie też miło słyszeć - powiedział sztucznie ojciec niebieskookiego.

- Jeśli to twoje "ciebie też miło słyszeć" uważasz za moją nienawiść w stosunku do ciebie, to tak owszem miło cię słyszeć - prychnął szatyn.

-  Byli u ciebie Desmond i Anne? - mężczyzna zignorował wcześniejszą wypowiedź szatyna.

- Niestety - westchnął ciężko - Po co dzwonisz? - ponowił pytanie.

- Ślub jest za tydzień, wszystko jest mniej więcej ustalone - powiedział spokojnie mężczyzna.

- Ty bierzesz ślub, czy my? - prychnął - Z tego co wiem Des i Anne odwołali ślub - zauważył niebieskooki.

- Zmienili decyzję. Po wyjściu od ciebie Desmond zadzwonił do mnie właśnie z zamiarem odwołania go, lecz przekonałem go, żeby tego nie robił - wytłumaczył Mark.

- Jakiś ty wielkoduszny - zaśmiał się bez humoru szatyn, idąc z nadal przytulonym do niego brunetem w stronę kanapy.

Louis widział, że młodszy patrzy na niego z zaciekawieniem, a gdy ten chciał o coś zapytać całował go szybko w usta, przez co loczek patrzył na niego oburzony, a starszy śmiał się cicho z uroczego zachowania Harry'ego.

- Przyjadę do ciebie lub zadzwonię by jeszcze omówić szczegóły - powiedział mężczyzna.

- Wolałbym nie..., ale jeśli musisz - westchnął ciężko, po czym pocałował bruneta w nosek, przez co ten uroczo go zmarszczył.

- Nie narzekaj Louis - powiedział Mark - Będę już kończył.

- Okej - nie czekając na odpowiedź nacisnął czerwoną słuchawkę i rzucił telefon na kanapę naprzeciwko.

- Kto to był - zapytał cicho młodszy, kładąc głowę na kolanach starszego.

- Nikt ważny - powiedział szatyn i zaczął łaskotać kędzierzawego, który prawie spadł z kanapy.

- L-lou p-przestań - poprosił brunet, śmiejąc się głośno.

- Co dostanę w zamian? - zapytał z cwanym uśmiechem niebieskooki, przestając na chwilę łaskotać loczka

- Buziaka - zaproponował zielonooki, gdy złapał oddech i pocałował szatyna, który od razu pogłębił pieszczotę.

Brunet uśmiechnął się podczas pocałunku, przez co zderzyli się zębami, a młodszy zaczął cicho chichotać.
Po chwili po całym domu rozbrzmiał dzwonek do drzwi.

- Kogo znowu niesie - westchnął ciężko szatyn i powoli ruszył w stronę drzwi, a za nim Harry, którego trzymał za rękę.

- We're back bitches! - krzyknął Niall, gdy Louis otworzył drzwi, gdzie stali Niall, Liam i Zayn - Kapitan Niall wrócił do akcji! - krzyknął ponownie blondyn.

- A ty wogule kiedyś przestałeś ich shipować? - zapytał rozbawiony Payne.

- No nie

- To czemu powiedziałeś, że wróciłeś do akcji? - zapytał równie rozbawiony Zayn.

- Bo długo się nie widzieliśmy i Tommo miał humorki - wytłumaczył irlandczyk.

- Może wejdzie? - zaproponował lekko zdezorientowany szatyn.

- Głupie pytanie, raczej nie przyszliśmy tutaj by stać pod drzwiami - powiedział farbowany i wszedł do domu, a za nim Liam i Zayn.

Wszyscy usiedli na kanapie, oczywiście oprócz blondyna, który najpierw poszedł do kuchni coś zjeść. Szatyn włączył telewizor, gdzie akurat szedł mecz piłki nożnej ich ulubionej drużyny. Bruneta nie za bardzo to ciekawiło, więc położył głowę na ramieniu starszego, który zaczął przeczesywać jego loczki, na co zamruczał z przyjemności.

W połowie meczu, podczas przerwy na reklamy Louis zauważył, że młodszy zasnął, więc postanowił zanieść go na górę by nie obudzić krzykami podczas meczu. Delikatnie wziął loczka na ręce, który mruknął coś pod nosem, ale nadal spał i powoli ruszył w stronę sypialni.

Położył zielonookiego na łóżku i przykrył szczelnie kołdrą, by nie było mu zimno i pocałował w czoło, odgarniając przy okazji opadające na czoło loczki. Po cichu wyszedł z pokoju zamykając za sobą drzwi do pokoju i zszedł na dół do chłopaków, gdzie akurat skończyły się reklamy.

MAŁŻEŃSTWO Z BOSSEMOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz