rozdział 6.

1.5K 52 46
                                    

Louis szybko wybiegł z auta przyjaciela, gdy dotarli do szpitala, słyszał jeszcze za sobą krzyki Nialla, ale teraz liczył się dla niego tylko Harry. Wbiegł do budynku, kierując się w stronę, gdzie myślał, że jest recepcja.

- Przepraszam, czy dotarł już Harry Styles?? - zapytał szatyn, brunetkę stojącą po drugiej stronie.

- Pan z rodziny?? - zapytała nawet na niego nie patrząc, nadal przeglądając jakieś papiery, okazjonalnie robiąc coś na komputerze.

- Tak narzeczony - powiedział dumnie - Przyjechał już?? - zapytał coraz bardziej zniecierpliwiony niebieskooki.

- Tak, 2 piętro, sala 28 - odpowiedziała - W sali powinien być lekarz, jego pan zapytać co z pacjentem - dodała po chwili pielęgniarka.

- Dobrze, bardzo pani dziękuję - uśmiechnął się w stronę kobiety i pobiegł w stronę windy, wciskając odpowiedni guzik.

Szybko wysiadł z widny i szukał wzrokiem sali z numerem, który podała mu pielęgniarka.

Powoli podszedł do drzwi z numerem 28 i zapukał, gdy dostał odpowiedź po cichu wszedł do środka i delikatnie zamknął drzwi.

- Pan Tomlinson? - zapytał lekarz, a gdy otrzymał niepewne skinienie głową, kontynuował - Stan pana Stylesa jest stabilny, ma lekkie wstrząśnienie mózgu, a rany na nadgarstkach szyliśmy, stracił trochę krwi, ale nie jest to coś co może zagrażać jego życiu lub zdrowiu. Na razie śpi, ponieważ jeszcze jest pod wpływem narkozy - powiedział spokojnym głosem lekarz.

- Dobrze, a kiedy będzie mógł wyjść?? - zapytał Louis, ciesząc się, że z jego skarbem wszystko w porządku.

- Jeśli wszystko będzie dobrze, to za około tydzień, może mniej, wszystko będzie zależeć od stanu zdrowia pacjenta - odpowiedział mężczyzna - Ja będę już szedł, proszę wezwać kogoś jeśli pan Styles się obudzi - dodał.

- Dobrze i dziękuję panu - podziękował szatyn z uśmiechem.

Gdy lekarz wyszedł Louis od razu szybko podszedł do łóżka i usiadł na krześle obok, chwytając przy okazji lekko zimną, małą dłoń Harre'go, delikatnie ją całując.

- Co z nim?? - zapytał Niall, wchodząc cicho do sali i stając przy szatynie i kładąc mu rękę na ramieniu w geście wsparcia.

- Chyba dobrze, ma lekkie wstrząśnienie mózgu, a rany mu zszyli - uśmiechnął się smutno starszy - To wszystko, moja wina, gdybym go nie uderzył nie zrobił by tego... - westchnął ciężko.

- Nie obwiniaj się stary, nie wiesz co dokładnie się stało - pocieszał go blondyn - Pojadę do ciebie i wezmę kilka rzeczy dla ciebie i młodego - zaproponował po chwili Niall.

- Jesteś wielki stary - uśmiechnął się do przyjaciela szatyn.

- Wiem - zaśmiał się farbowany - Jak coś to dzwoń - poinformował go Niall.

- Będę - odpowiedział do wychodzącego mężczyzny.

Było po czwartej rano, Louis praktycznie przez cały czas pilnował młodszego, czasami zasypiając na kilka minut. Niall przywiózł rzeczy tak jak obiecał i pojechał do swojego domu.

Szatyn znów prawie zasypiał z głową opartą a ręce, a w drugiej trzymał dłoń bruneta. Po chwili mała dłoń loczka ścisnęła tę starszego, przez co od razu szybko się wyprostował i usiadł nie daleko głowy młodszego, delikatnie poprawiając opadające na czoło loczki. Zielonooki próbował otworzyć oczy, lecz nawet przy zgaszonym świetle wszystko go raziło.

- Harreh?? - zapytał cicho szatyn, gładząc teraz delikatnie policzek młodszego.

- Lou? - wychrypiał brunet, powoli otwierając oczy i od razu patrząc na starszego i przyswajając wszystkie informacje, gdy loczek przypomniał sobie wydarzenia z przed kilku godzin, jego oczy zaszły łzami - J-ja nie chciałem L-lou, to m-miało być d-delikatnie, ale to z-zaczeło krwawić c-coraz b-bardziej.... J-ja nie chciałem- zaszlochał młodszy.

- Ciiii, nie płacz Hazz, przecież nic się nie stało - przytulił bruneta do swojego toru, gładząc uspokajająco po plecach - Nic się nie stało - powtarzał mu do ucha szatyn.

- J-ja n-nie chciałem - dalej szlochał w bluzę Louisa, bardziej się w niego wtulając.

- Wiem Hazz, nie płacz już skarbie, bo będzie cię bardziej głowa boleć - powiedział cicho starszy - Nie płaczemy już, dobrze? - zapytał Louis.

- Mhm - mruknął cicho loczek, pociągając jeszcze noskiem i popatrzył na szatyna swoimi pięknymi zielonymi oczami, a po chwili znowu mocno wtulił się w tors mężczyzny.

- Prześpij się jeszcze Hazz, jest dopiero po czwartej - zaproponował niebieskooki.

- Dobrze - zgodził się młodszy jeszcze kilka razy pociągając nosem - Zaśpiewasz mi coś LouLou?? - ziewnął i popatrzył na szatyna prosząco.

- No dobrze - zgodził się starszy, całują młodszego w czoło.

- Będziesz tu kiedy się obudzę? - zapytał loczek, układając się wygodnie na torsie mężczyzny i przykrywając ich kołdrą.

- Będę - obiecał z rozczulonym uśmiechem Louis i zaczął powoli śpiewać -
People say we shouldn't be together
Too young to know about forever
But I say they don't know what they're talk-talk-talkin' about
'Cause this love is only getting stronger
So I don't wanna wait any longer
I just wanna tell the world that you're mine, girl
Oh, they don't know about the things we do
They don't know about the I love you's
But I bet you if they only knew
They would just be jealous of us
They don't know about the up all nights
They don't know I've waited all my life
Just to find a love that feels this right
Baby, they don't know about, they don't know about us*
- zakończył cicho, patrząc na spokojnie śpiącego Hazzę, który delikatnie uśmiechał się przez sen, chwilę później pocałował śliczne czekoladowe loczki bruneta i sam zasnął, czasami budząc się na chwilę, by spojrzeć na uroczo śpiącego loczka i sprawdzić czy jest bezpieczny.

------------------------------------------------------
* They Don't Know About Us - One Direction

MAŁŻEŃSTWO Z BOSSEMOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz