- Louis!! Louis!! - słyszał jak przez mgłę szatyn - Obudź się!! Louis!! - usłyszał już tym razem wyraźnie i poczuł coś mokrego na twarzy, przez co podniósł się gwałtownie - No nareszcie, myślałem, że nigdy nie wstaniesz - zaśmiał się blondyn - Czemu leżałeś na podłodze? - zapytał Niall.
- Harry! - krzyknął starszy ignorując farbowanego i szybko wstał.
Niestety młodszego nie było w szpitalnym łóżku, a wszystkie kabelki wisiały swobodnie, opadając na podłogę.
- Louis co się dzieje i gdzie jest młody?? - zapytał zdezorientowany irlandczyk.
- Grimshaw tu był - warknoł - Gadał coś o jakieś zemście i podał Harremu jakiś środek usypiający, a mnie walneli czymś w głowę - powiedział wściekły na siebie szatyn, ponieważ nie zapewnił brunetowi bezpieczeństwa - Zabiję gnoja, jak go znajdę, będzie wąchał kwiatki od dołu - zapewnił wściekły.
- Znajdziemy go Lou - obiecał - Zadzwonię do Zayna i Liama - powiedział blondyn, lecz gdy nadal widział przygnębioną twarz przyjaciela, kontynuował - Louis masz pod sobą całą Londyńską mafię, jesteś jej szefem, znajdziemy go - zapewnił go farbowany i przytulił do siebie szatyna.
💙💚
Harry obudził się w ciemnym pomieszczeniu przywiązany do krzesła, w jego oczach od razu zebrały się łzy, bo przecież przed chwilą był jeszcze w szpitalu.
W pomieszczeniu, w którym znajdował się brunet było potwornie zimno, a on nie miał nawet skarpetek, bo nadal był w szpitalnym ubraniu. Po dłuższej chwili drzwi się otworzyły i wszedł przez nie ten sam mężczyzna ze szpitala.
- Widzę, że księżniczka wstała - zaśmiał się Grimshaw dotykając policzka młodszego.
- Nie mów tak do mnie i mnie nie dotykaj - warknoł loczek, na co mężczyzna znowu się zaśmiał.
- Myślisz, że ktoś tutaj będzie brał pod uwagę zdanie jakiegoś dzieciaka? - prychnoł mężczyzna - Tutaj wszyscy słuchają mnie.
- Ja na pewno nie będę - warknoł zielonooki, widział po twarzy Grimshawa, że bardzo go to zdenerwowało, a po chwili brunet poczuł mocne uderzenie na twarzy, przez co kolejne łzy zaczęły zbierać się w jego oczach.
Mężczyzna wyszedł z pomieszczenia przy okazji głośno trzaskając drzwiami, zostawiając loczka samego, któremu łzy spływały po policzkach.
💚💙
- Jesteś pewny, że tam są? - zapytał szatyn, gdy w czwórkę jechali pod opuszczoną fabrykę, którą wskazał blondyn.
- Grimshaw tak, Harry nie wiem - powiedział Niall, patrząc na drogę.
- Jak to nie wiesz!? Przed chwilą mówiłeś, że obydwoje na pewno tam są! - powiedział wściekły i zdezorientowany szatyn.
- Spokojnie Romeo, znajdziemy twoją Julię - zaśmiał się blondyn, lecz Louisowi wcale nie było do śmiechu, tylko warknoł na farbowanego.
- Macie broń? - zapytał szatyn, gdy wysiedli z auta pod fabryką, a kiedy reszta przytaknęła ruszyli w stronę wejścia.
Po wejściu do budynku rozdzielili się, by przeszukać jak największy obszar w jak najkrótszym czasie.
Louis uważnie przeszukiwał wszystkie pomieszczenia, trzymając przed sobą broń, dla bezpieczeństwa. Dotychczas przeszukanych pomieszczeniach nie znalazł nic podejrzanego ani Harre'go, co coraz bardziej go martwiło.
💚💙
Harry miał wrażenie, że zaraz zamarznie, przecież był listopad a on miał na sobie tylko szpitalne ubranie i siedział w pomieszczeniu, które miało betonowe ściany, przez co było jeszcze bardziej zimno.
Na polu na pewno było już ciemno, łzy nie przestawały cieknąć po różowych od zimna policzkach bruneta. Zielonooki modlił się, żeby ktoś wkońcu go znalazł, ponieważ powoli nie miał nawet siły na płakanie, a tym bardziej wołanie o pomoc, lecz musiał spróbować.
- Pomocy! - krzyknął najgłośniej jak umiał loczek.
💚💙
Louis nadal przeszukiwał pomieszczenia i szczerze powiedziawszy powoli tracił nadzieję na znalezienie Hazzy, lecz gdy już miał zamiar zawracać usłyszał wołanie o pomoc i to nie byle kogo, a Harre'go.
Szybko pobiegł w stronę, z której usłyszał wołanie i od razu otworzył drzwi.
- Harreh - zawołał szatyn.
- LouLou? - zapłakał brunet, a starszy od razu do niego podbiegł oraz rozwiązał ręce i nogi.
Tomlinson mocno przytulił do siebie loczka, który nadal płakał i trząsł się z zimna.
- Zimno Lou, bardzo - wtulił się mocniej w starszego szukając choć odrobiny ciepła.
Szatyn nie zastanawiając się długo, ściągnął swoją kurtkę i założył ją brunetowi, który i tak nadal się do niego tulił. Wziął delikatnie młodszego na ręce i wyszedł szybko z pomieszczenia, kierując się równie szybko do auta, by zielonooki jak najkrócej przebywał na zimnie, w którym i tak już spędził wystarczająco dużo czasu, przez co na pewno będzie chory.
Louis szybko wszedł do auta, podkręcając ogrzewanie, sadzając bruneta na swoje kolana, żeby mógł się nadal do niego tulić. Gdy w samochodzie zrobiło się cieplej, poczuł jak młodszy trochę się rozluźnia.
- Jesteś już bezpieczny Hazz - powiedział całując go w czoło, które powoli robiło się gorące.
- Dziękuję - wyszeptał loczek, szatyn rozumiał, że kędzierzawy jest zmęczony nie tyle co z braku energii, a psychicznie i emocjonalnie.
Gdy loczek spokojnie opierał się o tors mężczyzny, ten postanowił powiadomić resztę chłopaków, że już czekają w aucie.
Do czasu przyjścia chłopaków, młodszy zdążył zasnąć, co całkowicie odpowiadało starszemu, bo przecież sen jest najlepszym lekarstwem.
Gdy chłopaki weszli do auta, Tomlinson pokazał im żeby byli cicho, by nie obudzili Harre'go.- Nie uważacie, że to było trochę podejrzane, że nikogo tam nie było?? Poszło nam za łatwo - zauważył Liam, patrząc na resztę, zatrzymując swój wzrok trochę dłużej na szatynie, który przeczesywał loczki młodszego, Liam uśmiechnął się rozczulony na zachowanie starszego.
- Chyba masz rację - zgodził się z towarzyszem Zayn.
- Pożyjemy zobaczymy - powiedział Niall, również zerkając na Louisa z cwanym uśmiechem.

CZYTASZ
MAŁŻEŃSTWO Z BOSSEM
FanfictionLouis Tomlinson - Boss największej mafii w Londynie Harry Styles - szesnastoletni syn, małżeństwa o najbardziej znanym nazwisku w Londynie