rozdział 32.

987 38 9
                                    

Harry szlochał w ramie Gigi, która gładziła delikatnie jego plecy. Brunet wiedział, że szatyn mówił prawdę, słyszał jak starszemu załamuje się czasem głos, w którym było wielkie poczucie winny, lecz z jakiegoś powodu nie mógł mu wybaczyć tego co zrobił i przede wszystkim tego co powiedział. Zielonookiemu nadal siedział w głowie głos Louisa kiedy mówił, że nie chce dziecka ani jego jeśli go nie usunie. Rozumiał, że niebieskooki mógł się bać, lecz brunet również się bał i to znacznie bardziej. Miał szesnaście prawie siedemnaście lat, a za kilka miesięcy miał zostać mamą, lecz już na samym początku pokochał to dziecko. Nie rozumiał dlaczego szatyn po prostu z nim nie porozmawiał, tylko wybrał najgorszą z możliwych opcji.

- Oddychaj powolutku Harry, żeby dzidzi nie stała się krzywda, dobrze? - zaproponowała Hadid i odetchnęła z ulgą, gdy młodszy chłopak zaczął normalnie oddychać, a głośny szloch zamienił się w ciche pociąganie nosem. - Chyba ta rozmowa nie była dobrym pomysłem, co? - zapytała z lekkim uśmiechem blondynka.

- Nie bardzo - powiedział brunet również z lekkim uśmiechem. - Czemu nie mógł ze mną normalnie porozmawiać? - zapytał, a po delikatnym uśmiechu nie było już ani śladu.

- Myślę, że dużo się działo i po prostu go to trochę przerosło, lecz nie zamierzam go usprawiedliwiać, ponieważ to co zrobił było paskudne i żeby poznać prawdziwy powód musisz porozmawiać z Louis'em - wytłumaczyła powoli Gigi, delikatnie gładząc plecy chłopca, który w skupieniu analizował słowa dziewczyny.

Niestety nie mieli szansy dalej porozmawiać, ponieważ usłyszeli, że ktoś idzie korytarzem w stronę pomieszczenia, w którym się znajdowali. Harry spiął się i bardziej wtulił się w ciało starszej dziewczyny.

- Muszę się zbierać skarbie - powiedziała cicho blondynka i poczochrała lekko włosy bruneta. - Obiecuję, że wrócę najszybciej jak się da i przy okazji przyniosę ci coś pożądanego do zjedzenia, bo to co dał ci Grimshit nawet świnia by nie zjadła - powiedziała z uśmiechem, patrząc na zielonookiego, który również się uśmiechał, choć nieco mniej.

- Obiecujesz, że wrócisz? - zapytał wystraszony Harry, gdy kroki stały się głośniejsze.

- Obiecuję skarbie - powiedziała i pocałowała chłopaka w pocieszającym geście w czoło, a później szybko wyszła z pomieszczenia.

Brunet skulił się w kącie i objął lekko wystający brzuszek rękami, a po chwili usłyszał strzały i krzyki, przez co jeszcze bardziej się skulił wystraszony, a w oczach zebrały mu się łzy.

Odgłosy dochodzące za drzwi zamiast ucichnąć z każdą chwilą się nasilały. Coraz więcej krzyków i strzałów, Harry nie miał bladego pojęcia co może się tam dziać, przez co jeszcze bardziej się bał, a łzy zaczęły powoli spływać po jego policzkach. Nadal rękami chronił brzuszek, choć na razie dziecku w jego brzuchu bardziej zagrażały emocje bruneta, niż sytuacja za drzwiami.

Po chwili wszystko ucichło, a brunet miał cichą nadzieję, że wszystko się skończyło, lecz niestety nadzieja matką głupich. Po chwili ciszy usłyszał głośny huk i miał wrażenie, że wszystkie ściany się zatrzęsły. Całe pomieszczenie zaszło dymem, a brunet zaczął kaszleć, przez co nie mógł praktycznie oddychać.

Przez dym i ciemność nie widział kompletnie nic, dlatego po omacku dalej kaszląc, próbował dostać się do drzwi. Ku jego zaskoczeniu, nie były one zamknięte na klucz, więc nie wiele myśląc szybko je otworzył. Miał nadzieję że tam będzie lepiej, będzie mógł normalnie oddychać, lecz bardzo się pomylił. Na korytarzu było jeszcze więcej dymu, a do tego wszędzie był ogień.

**

- Louis! Gdzie idziesz debilu!? Tam jest teraz wszędzie ogień! - krzyknął do szatyna Zayn.

Tomlinson po rozmowie z Harrym nie miał zamiaru więcej czekać i bez zastanowienia wziął kilka broni z magazynu, chłopaki gdy dowiedzieli się, że niebieskooki idzie zabić Nicka i uwolnić Harry'ego od razu wzięli swoje pistolety i ruszyli za nim.

Jedyne co mieli to broń i w chuj wkurwionego Tomlinsona, żadnego planu, ludzi, nic.

Gdy dojechali pod miejsce gdzie znajdowała się nora Grimshawa, Louis wysiadł pierwszy z samochodu i wyjął z bagażnika ładunek wybuchowy, włączył go i rzucił w byle jaką część budynku.
Było to głupie, ale skuteczne, ponieważ po chwili praktycznie wszyscy ludzie Nicka wybiegli z budynku.

Niebieskooki zignorował Zayna i wbiegł do zadymionej części budynku, zakrył sobie nos i budzię kawałkiem materiału i po omacku, przy ścianach szedł dalej.

- Harry!? - krzyknął mając nadzieję że brunet go usłyszy. - Harry!?

- Louis? - szatyn usłyszał słaby głos zielonookiego.

- Harry?! Gdzie jesteś?!

- Skąd mogę wiedzieć?! - prycha Harry, a później głośno kaszle.

Tomlinson nadal po omacku szedł dalej, aż na końcu korytarza zobaczył skulonego bruneta. Szybko do niego podbiegł i kucnął obok niego.

- Hazz - niebieskooki ogarnął mu loczki z czoła, a później spojrzał na jego lekko wystający brzuszek i delikatnie go dotknął.

- Lou, możesz zrobić to kiedy indziej, a nie w palącym się budynku, kiedy się duszę? - zapytał młodszy chłopak, cały czas kaszląc, szatyn spojrzał na niego i szybko wstał, biorąc go na ręce.

- A wy gdzie się wybieracie? - zapytał Grimshaw stojąc przed nimi z pistoletem w ręku.

______________________________________

Witam was moi drodzy! :))
Długo mnie tu nie było, rozdział jest krótki, ale najważniejsze że jest

W bonusie macie zdjęcie mojego kota

I mew (nwm po co wam to do życia, ale mewy są fajne)

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

I mew (nwm po co wam to do życia, ale mewy są fajne)

I mew (nwm po co wam to do życia, ale mewy są fajne)

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
MAŁŻEŃSTWO Z BOSSEMOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz