XXII

160 22 5
                                    

List 277

Kochana Mamo.

Spotkanie z Aweną okazała się kompletną stratą czasu! Tak, bez zbędnych ozdobników przechodzę do sedna moich kłopotów. Twoja najstarsza córka wręcz wyrzekła się naszego dziedzictwa, nie wspominając o kulturze podjęcia gościa, którym to była jej siostra!

To bolało Mamo. Tak bardzo bolało, bo spędzając bezsenną, samotną noc w miejskim hotelu, zrozumiałam, że dokładnie to teraz mnie czeka – samotność. Czuję się taka słaba i bezradna. Mam ochotę bez ustanku płakać. Czy tak właśnie czuła się Orana po powrocie z wyspy? Ale przecież ja nie mam, gdzie uciec? Nie wiem, co robić.

Luca nieustannie podnosi mnie na duchu i chyba tylko dzięki niej jakoś się trzymam. Stan taty pozostaje bez zmian, co oznacza raczej dobrą wiadomość. Jego leczenie jest kosztowne, ale odsuwam to od siebie, jak myśl o tym, że kolejny raz będę musiała silić się na uprzejmość i dziękować za pomoc Maura Croyowi.

Na Patronki, jego postać jest dla mnie jednocześnie zbawieniem, jak i klątwą. Wiem już, co na temat jego osoby myśli Luca, ale ja nie dopuszczam do siebie podobnych insynuacji. Mimo to ... Co on tutaj wciąż robi? Te odwiedziny ... A jeśli nie wizyty, to „prezenty" jak określa to Luca, burzą mi krew. W pierwszej chwili mam ochotę wyrzucić je za okno, by po chwili czuć wdzięczność, gdyż dostajemy od niego wszystko to, co niezbędne, by jakoś przetrwać zimno. Wiem, że na pomoc ze strony Aweny nie mamy co liczyć, więc pozostaje mi tylko tolerować jego zuchwalstwo i robić dobrą minę do złej gry. Na całe szczęście sam Croy nigdy, nawet w aluzjach, w których to tak bardzo się lubował przed zniknięciem Orany, nie daje mi do zrozumienia jakoby chciał ode mnie coś w zamian. Mimo wszystko doskonale rozumiem wydźwięk jego „pomocy": on jest bogaty, a my biedni. On ma pieniądze, my ich nie mam. On ma możliwości, my nie mamy nic.

Z drugiej strony Mamo, czasami myślę sobie, że nie ma nic złego w otrzymywaniu wsparcia od kogoś, kto może go udzielić. I niech Patronki będę mi świadkiem, ale bardzo chętnie zapłaciłabym za jego „dobroć", tylko że nie mam pieniędzy. Niewygodnie jest czuć wdzięczność dla kogoś takiego, a jeszcze bardziej uwierające, iż coś mu zawdzięczam i przez to staję się jego cichą dłużniczką. Dlatego obiecałam sobie, że gdy tylko wyczuję w jego wypowiedzi aluzję dotyczącą odpłaty za pomoc, zerwę z nim wszelkie stosunki i nie będę otwierać drzwi. Jego medyk oraz podarunki zostaną odesłane, a my ... My jakoś sobie poradzimy. Pozostanie nam jedynie opcja sprzedaży majątku, gdyż jedyną pomoc, jaką mogę dostać od Aweny, to rada o „pomyślnym" zamążpójściu.

Och Mamo! Tego typu koncept jest dla mnie czymś nie do pomyślenia! Rozumiem, że taka jest kolej rzeczy, ale ja czuję się tak bardzo nieprzygotowana na taki krok. I gdzie niby miałabym szukać swojego wybranka, który nie wzbudzałby we mnie niechęci? Zamknięta całymi dniami w dworku, rozmyślająca o rodzinnych kłopotach jestem raczej marną partią do zamążpójścia. Martwią mnie również inne kwestie. Mamo, ja po prostu czuję ogromny uraz do męskiej części populacji. Nie miałam styczności z wieloma mężczyznami, ale na przestrzeni ostatnich wydarzeń ciężko było się do nich nie zniechęcić, wszak odebrali nam wszystko! Awenę, która stała się obojętna; Oranę, która być może zniknęła z powodu jednego z nich; moje dobre zdanie o nich w osobie Croya. Wybacz, że to napisze, ale czuję, że nawet tata nas zawiódł. Przecież wiedział, jaki jest stan finansów dworu! Zostawił nas z niczym, bo czy w jakikolwiek sposób chciał nas ochronić przed ubóstwem i utratą godności? A może liczył, jak Awena, że wyda nas dobrze za mąż? Och, Mamo, czy gdybyś tu była, sprawy ułożyłyby się inaczej? Tak bardzo mi ciebie brakuje!

Wybacz mój przepełniony żalem i pretensjami tom. Wiem, że to nieuczciwe, ale ostatnio trudno doszukać się sprawiedliwości w otaczającej mnie rzeczywistości.

UtopiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz