Nie podpisała kontraktu! N-i-e p-o-d-p-i-s-a-ł-a-! Coś niewyobrażalnego! Jak można było być kimś tak nierozgarniętym?! Bo przecież to musiało być jakieś niedopatrzenie, roztargnienie, a nie celowe działanie! – myślał, szykując się do drogi, by jeszcze w nocy dotrzeć do miasteczka sąsiadującego z Betlą.
Wszak już jutro miał się spotkać z ojcem i zdać mu relacje ze swoich prac, w tym przygotowywanego planu małżeństwa. Z samego rana uda się do narzeczonej i wyjaśni z nią tę niesłychaną sytuację.
Czy w tej rodzinie nikt nie znał swojego miejsca i nie potrafił należycie przyjmować od losu hojnych darów!? Na Patronki, co z tymi ludźmi było nie tak?!
Cóż, być może choroba nestora rodu zaburzyła rozsądek sióstr, które ewidentnie igrały z losem, kpiąc sobie z osób o wiele potężniejszych i możniejszych od nich samych.
Niestety odnajdywał winę także w sobie. Za mocno skupił się na Rubi i własnych pragnieniach, nie dopilnowując należycie powierzonego przez Medarda zadania.
Ale z tym koniec! – obiecywał sobie. – Dość uprzejmości i schlebiania. Nadszedł czas stanowczego załatwienia interesów. I koniec z sentymentami, bo w przeciwny razie sam będę miał z tego tytułu poważne kłopoty!
Zmotywowany jak nigdy udał się wczesnym rankiem do dworku sióstr i stanąwszy przed drzwiami, kołatał kilkukrotnie, aż w końcu ktoś raczył mu je otworzyć. Na dodatek służka obrzuciła go niespokojnym spojrzeniem i wręcz nie chciała wpuścić za próg. W duchu po raz kolejny obiecywał sobie szybką wymianę obecnych i uzupełnienie nowymi pomocnikami w tym domu. Bynajmniej nie miał zamiaru odchodzić z kwitkiem i wymawiając się naglącą sprawą, pchnął nieznacznie drzwi, zmuszając kobietę do cofnięcia się, przez co bez problemu dostał się do środka.
- To nie jest dobry moment panie. Panienka nie będzie teraz ...
Marcus nie słuchał jej, zdejmując z szyi szal.
- Gdzie mogę zastać pannę Ramnon? – spytał ostro i stanowczo.
- W salonie – odparła przestraszona, a on od razu ruszył w znanym kierunku.
Gosposia mamrotała coś jeszcze pod nosem, ale przecież od samego początku nie interesowało go jej zdanie, więc niby dlaczego miałoby i teraz?
Bez pukania wkroczył do dziennego pokoju, zastając w nim o dziwo Rubi. Najwyraźniej służąca, jak zawsze niepoprawnie wywiązała się ze swojego zadania i wskazała mu nie tę siostrę, co trzeba. Złość i adrenalina wypełniały go z coraz to większą mocą. Obiecał sobie, że tym razem będzie musiał zostawić Runabianę w spokoju, by nie poddać się jej urokowi. Co jednak mógł poradzić na to, że gdy tylko ją zobaczyło, coś dziwnego pojawiło się w jego ciele, tak że nie był w stanie przeprosić za najście i wyjść, zapytawszy wcześniej o Oranę. Nie, nie było to możliwe, gdyż jedno spojrzenie na Rubi sprawiło, że wiedział, iż przytrafiło jej się coś złego. Twarz miała mokrą od łez, oczy zaczerwienione, a w dłoniach ściskała białą chusteczkę, w którą zapewne wylewała swoje smutki. Przestraszona jego wtargnięciem, wstała z kanapy, nie zdążywszy ukryć swojego stanu.
- Och. To naprawdę zły czas panie – wydukała. – Wybacz. Musisz odejść... Może przyjdź kiedy indziej – dodała dumnie, łamiącym się głosem.
Tak naprawdę w jednej chwili zapomniał, po co tutaj przyszedł, a każda komórka jego ciała chciała jakoś jej pomóc, uspokoić i dać pocieszenie.
- Pani, czy coś ci się stało? – zapytał automatycznie, ignorując jej słowa. – Czy ktoś wyrządził ci krzywdę?
Dziewczyna nic na to nie odpowiedziała i jakby opadając z sił, ponownie usiadła, chowając twarz w chustce. Zbliżył się do niej i przykucnął, podejmując:
CZYTASZ
Utopia
RomanceOrana uważała się za szczęśliwą, młodą kobietę, której przyszłość jawiła się w jasnych barwach. Jednak ten doskonały świat, o którym marzyła, legł w gruzach w przeciągu paru chwili. A prawda o perfekcyjnym i dobrym życiu osób jej podobnych, została...