Z wyraźną ulgą opuścił pojazd i znalazł się na świeżym powietrzu. Rozejrzał się dokoła, widząc jedynie rozległe połacie ziemi, którym to rodzina jego narzeczonej, zawdzięczała swoją dawną świetność. A w przyszłości to właśnie jego miała wprowadzić w niebywały splendor. Gdzieniegdzie majaczyły samotne pnie drzew, pogłębiając nędzność tego krajobrazu. Obecnie rola leżała odłogiem i tylko w przydomowych pasach widać było pozostałości po uprawach.
Minął wiekową bramą, której tak, jak i całej reszcie obejścia należało się generalne odświeżenie i reperacja, po czym znalazł się na niedużym placyku, z którego to prowadziła wąska, brukowana ścieżka pod drzwi dworku.
Parterowe domostwo cechował klasyczny wzór na rzucie prostokąta z mieszkalnym poddaszem i kolumnowym gankiem, zwieńczonym trójkątnym szczytem. Z boku znajdowała się przybudówka, a w głębi obejścia dało się dostrzec budynek gospodarczy, stajnie oraz stodołę. Tuż nad wejściem do domu można było dostrzec napis głoszący:
"O Patronki, niech mieszkam w tym gnieździe ojczystym,
a Wy mnie opatrzcie zdrowiem i sumieniem czystym."
Cóż nawet ten napis kojarzył mu się z zamierzchłymi latami świetności tego miejsca. Prawdę mówiąc, nie było takie złe, jak mógłby się spodziewać, a wyobrażał sobie różne scenariusze. Po prostu brakowało tutaj polotu i charyzmy, by nadać temu majątkowi odwagi i klasy. Nie wspominając już o pieniądzach, które w bardzo łatwy sposób rozwiązywały wszelakie problemy.
Miejsce to nawet po remoncie nie byłoby w stanie dorównać klasą jego rodowej posiadłości, lecz mogłoby cieszyć oczy i stać się celem wypadów dla odpoczynku od wielkomiejskich hałasów. Swego rodzaju samotnią, miejscem wyciszenia.
W trakcie snucia swoich planów ktoś w końcu pofatygował się, by otworzyć mu drzwi, gdyż kołatał w niej już po raz trzeci.
Nic dziwnego, że dwór podupada – westchnął w myślach. – Skoro służba nie pali się do pracy i prawdopodobnie gospodarz tego miejsca nie potrafi zrobić z nią porządku.
Z wywiadu na temat rodziny Orany, dowiedział się już wcześniej, iż jej ojciec w ostatnich latach podupadł na zdrowiu i nie opuszczał swojego domu. Co w pewien sposób tłumaczyłoby wiele spraw, jakie tu dostrzegł.
Oglądał właśnie podjazd z placykiem, gdy do jego uszu doszedł odgłos otwieranych drzwi. Odwrócił się, a jego oczom ukazała się niezwykłej urody dziewczyny. Tak. Właśnie tak pomyślał, widząc ją po raz pierwszy.
Postawna i wyprostowana, emanowała pewnością siebie, choć na pewno była od niego młodsza. Włosy niewiasty miały odcień jasnego brązu wpadającego w odcienie rdzy. Nie była jednak klasycznym rudzielcem, gdyż posiadała śnieżnobiałą cerę i nawet z tej odległości był pewien, iż pozbawiona była piegowatej skazy. Delikatnie kręcące się i falujące pukle włosów okalały jej twarz, którą zdobiły błyszczące brązowe oczy, zgrabny nosek oraz pełne symetryczne usta. Ogólnie jej harmonijność i idealne proporcje, dostrzegalne były zarówno w rysach twarzy, jak i budowie ciała. Wiedział, że tego typu cechy u kobiety były bardzo rzadko spotykane i prawdopodobieństwo ujrzenia takiej dziewczyny wynosiło praktycznie zero.
- Tak, słucham? – jej melodyjny, a zarazem wyraźny ton zabrzmiał w jego uszach, poruszając dodatkowe struny zachwytu w głowie.
- Marcus Maura Croy – skłonił się nieznacznie. – Przyjechałem odwiedzić swoją narzeczoną.
I wtedy na twarzy dziewczyny pojawił się najpiękniejszy uśmiech, jaki kiedykolwiek u kogoś widział. Odsunęła się i wpuściła go do środka, a on zaciekawiony rozejrzał się po wnętrzu holu. Jednak już po chwili jego wzrok i tak automatycznie powrócił do wcześniej podziwianego obiektu.
CZYTASZ
Utopia
RomanceOrana uważała się za szczęśliwą, młodą kobietę, której przyszłość jawiła się w jasnych barwach. Jednak ten doskonały świat, o którym marzyła, legł w gruzach w przeciągu paru chwili. A prawda o perfekcyjnym i dobrym życiu osób jej podobnych, została...