Niezapowiedziana wizyta Croya w ich domu była dla Rubi niewygodną sprawą, jednak pojawie się w dworku nowego medyka, przysłanego na jego zlecenie, stało się jawnie krępujące. Co prawda medyk zarzekał się, iż jest dobrym przyjacielem rodziny Marcusa i odwiedza chorego jedynie na serdeczną prośbę przyjaciół, ale i tak nijak nie umniejszało to niezręcznej sytuacji. Rubi nawet nie mogła zaproponować zapłaty, gdyż nie miała pieniędzy na taki wydatek. Wszak domownicy musieli jeszcze coś jeść, łącznie z chorym. Dlatego z trudem przełknęła tłumaczenia medyka, by przyjąć bezpłatną pomoc. Początkowo czuła się z tym źle, ale kiedy medyk zrelacjonował jej stan taty, dodał własną opinię i pewne sugestie, odetchnęła z ulgą, dochodząc w końcu do wniosku, że przyjęcie pomocy od kogoś, kto ma wszystko na skinienie dłoni, nie jest czymś złym. Owszem, czuła się zażenowana, gdyż zawsze odnosiła się do Marcusa z chłodną rezerwą, a on mimo to, jako jedyny, nie odwrócił się od rodziny Ramnon w potrzebie.
W ciągu parunastu dni dostały także przesyłkę z lekami, plastrami i maściami do pielęgnacji ojca. A kiedy Marcus odwiedził ich dom ponownie - podobno będąc przejazdem w okolicy, zostawił dwa kosze z produktami spożywczymi, które miały pomóc ojcu stanąć na nogi. Rubi dziękowała w duchu Patronkom, iż nie było jej wtedy w obejściu, a Luca przezornie nie wzywała ją ze stajni, gdzie zajmowała się trzodą. Spaliłaby się wtedy ze wstydu, pokazując mu w gospodarskich ubraniach, umorusana z sianem we włosach. Nie zależało je na jego dobrej opinii, ale swój honor miała. Urodziła się szlachcianką, a to, że żyła obecnie jak wieśniaczka nie mogło tego zmienić.
Rozpakowując razem z Luca prezent od Marcusa, wiedziała, że są to produkty dla wszystkich domowników - te bardziej luksusowe, jak przyprawy i cukier, bez których mogli się obejść, ale dobrze było je ponownie mieć. Chociażby na krótki czas.
Była świadoma tego, że jej tata prawdopodobnie nigdy już nie wstanie i cieszyła się tymi rzadkimi chwilami, gdy odzyskiwał świadomość, rozpoznając ją i Lucę. Chodziło bardziej o to, by jego stan nie uległ pogorszeniu. Obaj medycy przestrzegali ją przed zaniedbaniem pielęgnacji ciała chorego.
- Nie chce chyba pani, by gnił we własnym łożu jeszcze przed śmiercią? - powiedział nawet jeden z nich.
Codziennie więc wklepywała w ciało maści oraz kremy, zmieniając pozycję jego ciała w łóżku. Niektóre zmiany, które powstały w czasie oszczędzania na medykamentach, ładnie się cofnęły, a inne przestały powiększać. Obecnym zmartwieniem mogło więc pozostać jedynie kończenie się smarowideł w pojemnikach, ale na chwilę obecną starała się odsuwać od siebie te myśli. Skrupulatnie odkładała pieniądze zaoszczędzone dzięki podarunkom od Marcusa, zbierając fundusze na kolejną partię leków.
Ta, zapewne dla Marcusa, nieduża zapomoga okazana jej rodzinie była bardzo wygodna i zdecydowanie mogłaby się do niej przyzwyczaić, jednak postanowiła tego nie robić, nadal w pełni nie ufając mężczyźnie. Musiała mieć na względzie, że to właśnie on zapoczątkował rozpad jej rodziny i ta dziwna, może nawet bezpodstawna myśl, nie dawał jej spokoju. Poza tym miała przecież jeszcze rodzinę, prawda? Awena nadal nie dawała znaku życia, a skoro tak się sprawy miały, Rubi pozostawało tylko jedno wyjście.
- Muszę jechać do Stolicy - oświadczyła Luce, gdy kończyły poranną toaletę przy ojcu. - Do Aweny - dodała, widząc zaskoczoną twarz służki.
- Ależ pani ...
- Tak, wiem. Pojadę sama, bo ktoś musi zostać z ojcem. Wysłałam już do niej telegram, więc zakładam, że ktoś odbierze mnie ze stacji. Dam sobie radę.
- Pani, nigdy nie podróżowałaś sama.
- Nie wydaje się to trudne - odparła lekko, na co Luca uśmiechnęła się, ale zaraz też posmutniała.

CZYTASZ
Utopia
RomanceOrana uważała się za szczęśliwą, młodą kobietę, której przyszłość jawiła się w jasnych barwach. Jednak ten doskonały świat, o którym marzyła, legł w gruzach w przeciągu paru chwili. A prawda o perfekcyjnym i dobrym życiu osób jej podobnych, została...