XVII

170 23 3
                                    

- Orano? – cisza. – Orano, jesteś tutaj? – Rubi nieśmiało weszła do pokoju siostry, nie słysząc jednak żadnej odpowiedzi.

Łóżko było idealnie zaścielone, a obok stała spakowana walizka, na której leżała niewielka koperta. Zaadresowana była właśnie do niej. Zaciekawiona otworzyła i wyjęła niewielki liścik.

Kochana Rubi.

Wybacz moją nieobecność, ale wypadło mi coś pilnego do załatwienia. Nie czekajcie na mnie. Wrócę sama do Betli. Przeproś i pożegnaj ode mnie rodzinę, za co już teraz bardzo Ci dziękuję. Do zobaczenia w domu.

Orana.

Dziewczyna przeczytała wiadomość parę razy, nie mogąc uwierzyć w jej treść! Z pewnością list został spisany ręką Orany, ale jego zawartość? Orana, którą znała, nigdy tak nie znikała. I co też takiego pilnego jej wypadło, że musiała z samego rana zrywać się łóżka i gnać do miasta! Do obcego, ogromnego miasta!

Kopertę z listem schowała do kieszeni i pośpiesznie poszła do pokoju ojca. Zapukała cicho i weszła do środka. Zbliżyła się do łóżka, w którym leżał starszy mężczyzna. Spał, oddychając płytko i szybko, a pod jego oczami zarysowały się szare sińce. Znak, że jego organizm ponownie osłabł i wymagał spokoju.

Jak więc mogła go teraz obudzić i jeszcze dzielić się tak niepokojącymi wiadomościami? Była w kropce i nie wiedziała, jak powinna się zachować. W końcu doszła do wniosku, że nic tu po niej i powinna poszukać kogoś innego z rodziny.

Z sypialni taty udała się do wspólnej jadalni, w której zebrała się już najbliższa rodzina nowożeńców. Rubi od razu skierowała swoje kroki do siostry. Kiedy ta zwróciła się w jej stronę, dziewczyna na moment zaniemówiła, dostrzegając nieudolnie zatuszowany, spuchnięty ślad na policzku Aweny.

- Witaj kochana – siostra przywitała ją uśmiechem. – Dobrze się wczoraj bawiłaś? A jak sen? Ja z tych wszystkich emocji nie mogłam zmrużyć oka.

- Co ci się stało? – zapytała bezpośrednio i bezwiednie.

- Hm? – Awena zmarszczyła brwi, a Rubi dotknęła swoje policzka. – A, to. Pośliznęłam się na rozlanej wodzie w łazience i uderzyłam. Nic wielkiego – Awena machnęła lekceważąco dłonią. – Siadaj i się częstuj – dodała, po czym od razu od niej odeszła, zagadując wesoło kolejnego gościa.

„Dziwne – pomyślała. - Ślad nie wyglądał na poważne obrażanie, zwłaszcza po uderzeniu w twarde kafelki. Przypomniał bardziej cios, ale przecież to niemożliwe, by świeżo poślubiony mąż ją uderzył. I za co?"

Postanowiła w to nie wnikać, mając inne zmartwienie na głowie. Odszukała wzrokiem ciotki Pakity i to do niej w następnej kolejności podeszła, zajmując miejsce obok przy stole.

- Dzień dobry ciociu – przywitała się.

- Witaj Rubi – odparła wesoło ciotka. – Jak się dziś czujesz?

- Dobrze – odpowiedziała. – Ale nigdzie nie mogę znaleźć Orany.

- Może jeszcze śpi?

- Nie ma jej w pokoju.

- Więc może gdzieś wyszła – ciotka ewidentnie bagatelizowała zniknięcie Orany.

- Właściwie to zostawiał dla mnie wiadomość – odparła.

- Tym bardziej nie powinnaś się martwić.

- Niech ciocia spojrzy na ten liścik. Dla mnie nie ma on sensu.

Ciotka odłożyła sztućce i zabrała z rąk dziewczyny list. Przebiegła szybko po nim wzrokiem, po czym zwróciła.

- Tak jak mówiłam. Nie ma się czym martwić.

UtopiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz