XXV

270 27 9
                                    

Wiele, wiele dni wcześniej...

Orana budziła się, czując, jak jasne światło stara się przedrzeć przez zaspane powieki. Nie mogła ich unieść, jakby ktoś je posklejał. A gdy ruszyła nimi mocniej, poczuła pieczenie. Jęknęła, czując charakterystyczny posmak mułu w ustach – uczucie, które zaczęło jej towarzyszyć od pierwszych chwil, gdy znalazła się na Północnej ziemi.

- Spokojnie serduszko – usłyszała kobiecy głos. – Ostrożnie. Zwilżę twoje powieki i łatwiej będzie ci je otworzyć.

Mokry okład, który spoczął na moment na jej twarzy, sprawił, że faktycznie udało jej się otworzyć oczy. Nad sobą ujrzała pomarszczoną twarz starszej kobiety, wokoło ciasną przestrzeń, rozświetloną chłodnym blaskiem jarzeniówki.

- Gdzie ... – wychrypiała. – Gdzie jestem?

- Proszę, napij się – kobieta przyłożyła do jej ust naczynie z wodą. – Lepiej?

Orana skinęła głową, po czym ostrożnie usiadła, zauważając, że ma na sobie swoje podróżne ubranie.

- Dziękuję – powiedziała normalnym głosem i zabrała z rąk nieznajomej kubek. Wypiła wszystko i z chęcią przyjęła kolejny.

- Nazywam się Hynah. Mój mąż z wnukiem znaleźli cię na stacji. Prosiłaś o pomoc, bo byłaś ranna. Drogie dziecko, nie wiem, jak to możliwe, ale najwyraźniej nie włożyłaś okularów ochronny. Mało kto wychodzi bez z nich na powierzchnię nawet w trakcie bezruchu, ale brak maski czy okularów podczas burzy to wręcz proszenie się o utratę wzroku!

- Ja nie wiedziałam – szepnęła, czując napływające do oczu zły, dlatego szybko je zamknęła.

Do jej głowy zaczęły napływać wspomnienia tamtego popołudnia, kiedy to myślała, że w końcu dotarła do celu. Początkowo podróż przebiegała bez żadnych przeszkód. Szybko przekroczyła granicę, ignorując powątpiewający i zdziwiony wzrok strażników. Zajęła miejsce w pojedynczym wagonie podłączonym do masywnej i podniszczonej maszyny ciągnącej. Dopiero w trasie na kolejnych stacjach podłączone były kolejne jednostki, a wraz z nimi przybywali tutejsi pasażerowie. Na pierwszy rzut oka różnili się od niej sposobem ubioru, rzucając w jej stronę zaciekawione spojrzenia. Nikt jednak jej nie zaczepiał i o nic nie pytał. Dopiero po dzisiejszych słowach tej starszej kobiety zaczynała rozumieć, dlaczego każdy z nich miał przewieszone na szyi różnego rodzaju okulary lub przypięte do paska maski gazowe. Wtedy brała to bardziej za swego rodzaju sprzęt roboczy.

Początkowo, na terenach przygranicznych, pejzaż podobny był do tego, który już znała. Gdzieniegdzie widziała postawione zasieki czy wieżyczki strażnicze. Dopiero później zaczęła dostrzegać coraz bardziej jednolity i monotonny krajobraz. Z daleka na horyzoncie majaczyły skaliste wzgórza, a tuż za nimi ostre kamienne występy, prawdopodobnie tutejszych gór. Tasza zdobyła dla niej nazwę miejscowości, z której pochodził Ulan i podała nawet, na której z kolei stacji powinna wysiąść. Na całe szczęście nie czekała ją żadna przesiadka. Było to jedyny pozytywny aspekt tej podróży, gdyż im dalej oddalała się od granicy z Południem, tym mniej podobało jej się to, co widziała. Nieboskłon pociemniał, zrobiło się mroczniej, dało się słychać przenikliwe wycie wiatru, który momentami uderzając w wagon, wprawiał go w lekkie drganie. Za oknem tańczyły tabuny kurzu, w postaci lei pyłu, wznoszące się i opadające, pojawiające się znikąd i równie szybko znikające. W pewnym momencie dostrzeżenie czegokolwiek za szybą okazało się nie lada wyzwaniem.

Bała się, ale wiedziała, że w tej wyprawie nie ma odwrotu. Że taki był jej wybór wraz z konsekwencjami. Kiedy pociąg zaczął kolejny raz wyhamowywać, zapytała któregoś z pasażerów o nazwę stacji, upewniając się w tym, że przyszła pora i na nią. Kiedy jednak jej stopa postała na peronie, gwałtowny wiatr omal jej nie przewrócił, a pędzący z nim proch, zaczął atakować ze wszystkich stron. Czuła, że wbija się w każdą komórkę jej ciała. Było go tak dużo, że miała wrażenie, iż tonie. W uszach, ustach, nosie i ... Oczach! Ach jak bardzo ją to piekło i szczypało! Nie mogła tego wytrzymać, dlatego rzuciła się na oślep i chyba jedynie jakimś szalonym trafem, wpadła do wnętrza jakiegoś pomieszczenia, może dworca. Czuła się zagubiona i ślepa. Nic nie widziała, dlatego osunęła się na posadzkę i zaczęła płakać. Lecz nawet łzy nie były w stanie oczyścić jej oczu. Zaczęła łkać i prosić o pomoc ...

UtopiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz