XXIV

158 26 11
                                    

Już wkrótce wszystko to zniknie z zasięgu mojego wzroku. To miejsce – mój dom – nigdy nie będzie takie same. Ja będę gdzie indziej.

Rubi wolnym krokiem przechadzała się po podwórku oddzielającym dworek od zabudowań gospodarczych. Pogoda dopisywała, gdyż dni stawały się coraz dłuższe i cieplejsze. Gwiazda Południa ogrzewała Stolice, zwiastując, nastanie pory ciepłej. Kiedyś wiązało się to z wesołym ożywieniem w ich przydomowym gospodarstwie. Najęci pracownicy wietrzyli spichlerze oraz stodoły, pozwalali zwierzętom na dłuższe popasy na łąkach oraz zajmowali się przygotowaniem maszyn do prac w polu. Ale nie dzisiaj. Dziewczyna była świadoma tego, że czas uśpienia z okresu chłodu utrzyma się tutaj do kolejnego oziębienia. Nie było komu i za co uprawiać roli. Trudno. I mimo tego, że w pewnym sensie pogodziła się już z tym faktem, to i tak czuła spory ciężar na sercu.

Mijając kolejne, praktycznie opustoszałe, budynki, dochodziła do wniosku, że wyjazd stąd może nie okazać się takim złym pomysłem, jak z początku zakładała. Bo czy spoglądanie na te niegdyś tętniące życiem miejsca, a obecnie jakby martwe, nie pogłębiałby w niej jedynie smutku za tym, co przeminęło?

Tak, teraz miasto będzie jej nowym domem, a dwór ... Dwór pozostawią samym sobie. Może wynajmą jakiejś rodzinie? Jednak jeszcze nie teraz, gdyż nie potrafiła tak po prostu oddać tego wszystkiego, co najbliższe jej sercu we władanie komuś obcemu. Wierzyła, że czas tutaj pomoże, tak samo, jak zmiana miejsca zamieszkania. Być może wtedy tęsknota i sentymenty nie będą już tak silne. Być może nowe miejsce zamieszkania spodoba jej się na tyle, by odpuścić sobie w końcu to, co skończyło się bezpowrotnie.

Nowa siostra zajęła się już najmem lokalu, który podług niej spełni ich oczekiwania. Dwie sypialnie i nieduży pokój dla służby, kuchnia, łazienka i mały salon, pierwsze piętro z osobnym wejściem bezpośrednio z bocznej ulicy, która łączyła się na końcu z główną arterią miasta. Prawda była taka, że nic więcej nie było im potrzeba. To będzie teraz nowy dom, a w nim ona z tatą i Lucą – mała rodzinna komórka, której łatwiej będzie zająć się opieką na chorym. Tasza obiecała zająć się znalezieniem odpowiedniego medyka oraz pomocy w pielęgnacji nad chorym. Jej pomoc bez dwóch zdań była bardzo wygodna i dawała poczucie bezpieczeństwa, gdy miało się u boku tak obrotną i wpływową osobę.

Mimo to Rubi nie była w stanie nie myśleć o swoich pozostałych siostrach. Napisała list do Aweny z informacją o zmianach w ich miejscu zamieszkania, ale ta nie raczyła na razie odpisać, by wyrazić jakąkolwiek opinię.

Zaś myśl o Oranie wywoływała w niej strach i niedowierzanie. Nie mogła uwierzyć, że siostra udała się na Północ! Jednak dlaczego Tasza miałaby kłamać?

Minęło już tyle czasu. Orana albo żyje gdzieś tam w towarzystwie tego człowieka, albo ... Na Patronki! O czym ja myślę?! Nie może być żadnego "albo" – pokręciła z rezygnacją głową.

Tak czy inaczej, Rubi rozumiała aż za dobrze, że już nigdy więcej nie zobaczy Orany. Jej siostrę pochłonęła Północna część Zjednoczonych Stolic.

Spojrzała w kierunku dworu i z niesmakiem skrzywiła się, rozpoznając już z daleka zbliżającą się ku niej postać. Może i nie była to bezpośrednio jego wina, ale z pewnością miał on spory wkład w rozpad i nieszczęścia rodziny Ramnon.

Pośpiesznie weszła do wnętrza stodoły, chcąc uniknąć spotkania. Niestety nie udało jej się ukryć przed Marcusem w cieniu pali i desek. Przystanęła niby obojętnie przy jednym z nielicznie zamieszkałych stanowisk i zaczęła głaskać klacz po boku, udając, iż nadal go nie zauważyła.

- Witaj Runabianno – przywitał się, lekko skłaniając i zbliżając do zagrody kobyły. – Jak się dzisiaj czujesz?

- Witaj panie – odparła, nawet na niego nie spoglądając zajęta pielęgnacją zwierzęcia. – I dziękuję za troskę. Zdrowie mi dopisuje. Tata także ma się dobrze, biorąc pod uwagę jego stan – dodała, chcąc mieć już za sobą te zbędne uprzejmości.

UtopiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz