Nie mógł od niej oderwać wzroku. Po prostu nie mógł. Od chwili, kiedy tylko przekroczył próg sali weselnej, niczym przyciągany magiczną siłą, odnalazł ją w tłumie, tak by móc sycić się tym słodkim widokiem. Pomimo skromnego stroju wydawała się błyszczeć urodą oraz posągową postawą. Schowana za ruchomy fotel ojca w pewnym sensie odcinała się od otaczającego ją tłumu, co nie mogło go nie cieszyć. To, że nie miał do niej dostępu, było oczywiste przez wzgląd na obecność u jego boku narzeczonej, ale sprawiało, iż inni mężczyźni także nie mieli zbyt wielu okazji do tego, by z nią rozmawiać, czy prosić do tańca.
W miarę możliwości starał się być blisko, by słyszeć, o czym rozmawiała. Skutkowało to tym, że przez większość wieczoru fantazjował i wyobrażał sobie na przykład, jak wspaniale Rubi prezentowałaby się w sukni podarowanej Oranie. Wydawało się mu, że od ich ostatniego spotkania w rodzinnej posiadłości narzeczona pobladła, zmizerniała i stała się jeszcze bardziej chuda. Ewidentnie nie była też w humorze, ale przez to nie narzucała się mu i dawała sporo przestrzeni, nie absorbując swoją osobą. Zamienił z nią parę formalnych zdań, w tym to na temat kontraktu, który przywiozła do Stolicy. Słysząc te słowa, odetchnął z ulgą, ciesząc się z pozytywnie, już wkrótce, zakończonego zadania. Ślub z Oraną od samego początku wydawał mu się pomyłką, ale w przypadku jego ojca nigdy nie było miejsca na dyskusje. Wierzył, że w końcu się jakoś dogadają. Co prawda sprawa jej młodszej siostry mogła wydawać się bardzo delikatną kwestią, ale i z tą na pewno sobie poradzi. Doskonale znał ludzi i ich zależności oraz pragnienia. Był pewien, iż Orana nie mogła od nich daleko odbiegać i na pewno istniało coś, co ona chciałaby od niego dostać w zamian za odrobinę swobody i prywatności.
Kiedy miesiąc temu opuszczał okolice Betli, zakładał, iż chwilowy zachwyt najmłodszą z panien Ramnon to tylko niespodziewany kaprys serca. Obecnie nie był już tego tak bardzo pewny. Dziewczyna musiała mieć w sobie coś, co sprawiało, iż tracił dla niej rozsądek i głowę. Wcześniej nie dowierzał w banały związane z porywem serca i zauroczeniem. Miłość? Nie widział, nie wierzył. A teraz, kiedy tracił grunt pod nogami za sprawą praktycznie obcej kobiety, zaczynał podejrzewać urok lub utratę logicznego myślenia. Mimo wszystko było to zaskakująco przyjemne uczucie, nawet jeśli wiązało się z czekaniem, tęsknotą i strachem.
To, że Runabianna w mistrzowsko krótkim czasie zdołała tak silnie nim zawładnąć, było godne podziwu. Na dodatek dziewczyna nie była świadoma swojego potencjału oraz tego, jak łatwo mogłaby władać męskim światem. Czy tylko on to dostrzegał?
Kiedy więc w końcu nadarzyła się okazja porozmawiania z nią, nie tracił czasu. Przeprosił Oranę, która i tak myślami błądziła, Patronki jedne wiedzą gdzie i stanął naprzeciwko Rubi.
- Witaj pani – zaczął z przekąsem, lekko się kłaniając. – Jak się zapatrujesz na dzisiejszą uroczystość? Zauważyłem, że nie dane ci było skorzystać z weselnych rozrywek.
Początkowo dziewczyna jakby w zdziwieniu otworzyła szerzej swoje błyszczące brązowe oczy, by następnie przybrały one bardziej surowy wyraz.
- Opieka nad tatą nigdy nie stanowiła dla mnie problemu, panie.
- Jednak musisz przyznać, że jedno nie wyklucza drugiego.
- To znaczy?
- Zakładam, że da się pogodzić te dwie kwestie. Opiekę i zabawę. Teraz kiedy rodzic został odprowadzony na odpoczynek, możesz oddać się rozrywkom wieczoru, prawda?
- Towarzyska zabawa nie jest dla mnie czymś niezastąpionym i nie stanowi istoty tego dnia. Cieszę się z pomyślnej przyszłości mojej siostry i dziękuję w duchu Opiekunkom za tak szczęśliwy mariaż. To właśnie dla mnie najlepszy sposób na świętowanie tego dnia.
CZYTASZ
Utopia
RomanceOrana uważała się za szczęśliwą, młodą kobietę, której przyszłość jawiła się w jasnych barwach. Jednak ten doskonały świat, o którym marzyła, legł w gruzach w przeciągu paru chwili. A prawda o perfekcyjnym i dobrym życiu osób jej podobnych, została...