Rozmowa, którą chciała przeprowadzić z Marcusem, w jej głowie przybrała już różne oblicza, a i tak nadal wydawała się czymś niepewnym. Jej przebieg stawał się trudnym do przewidzenia. Być może zbyt długo z nią zwlekała, ale czy można się było temu dziwić? Gdyby nie wdzięczność Orany i jej entuzjazm względem dobroci tego mężczyzny, nie odzywałaby się do niego w ogóle. Mogła wzdychać bez końca, ale przyznać musiała, że podziękowania Marcusowi należały się bez dwóch zdań. Wiedziała o tym za dobrze. A na dodatek Orana, która była świadoma uczuć dawnego absztyfikanta do siostry, stała się gorącą orędowniczką na cześć owego człowieka. Rubi musiała przyznać, że z czasem jej złość pomieszana ze strachem zmalała i zamieniała się w coś na kształt obowiązku, który stale krążył nad jej głową.
„A więc może i lepiej, że tu przyjedzie" – rozmyślała. – „Wszak będę u siebie, wśród bliskich. Tutaj nic mi nie grozi" – myślała, mając cały czas gdzieś w sobie poczucie dawnego osaczenia przez Marcusa. – „Wystarczą podziękowania i będziemy kwita".
Niestety łatwiej było to sobie wmawiać, niż zrealizować. Z łóżka wstała już o świcie, gdyż i tak niewiele spała i od razu zaczęła od krzątania się w kuchni – nie w jakimś konkretnym celu, ale tylko po to, by zająć czymś głowę.
W powietrzu wokół niej dało się wyczuć podejrzaną atmosferę nerwowości i spięcia, które napędzały porozumiewawcze spojrzenia wymieniane pomiędzy Lucą a Oraną, gdyż obie kobiety były zorientowane w dawnych zaszłościach związanych z nią i Marcusem. Z jednej strony bardzo ją to denerwowało – to, że siostra wiedziała o uczuciach owego mężczyzny do niej, a z drugiej ciężar sekretu podzielił się na pół i łatwiej było z nim jej walczyć. Być może Orana nie powiedziała tego wprost, ale dzisiejszy uroczysty obiad na cześć wybawiciela rodziny Virgo, był nie tylko dla nich, ale także dla niej jako okazja do wyrównania dawnych rachunków.
„... Gdy go spotkasz, to powinnaś mu po prostu podziękować i wierz mi: to wystarczy." – W uszach wciąż dźwięczały jej słowa Orana jeszcze sprzed jej porodu. – „I nie bój się tego spotkania. Kiedy do niego dojdzie, poczujesz się lepiej, bo będziesz to miała za sobą."
Łatwo powiedzieć! Kiedy w czasie szpitalnych odwiedzin u siostry będącej w połogu przypadkiem dostrzegła Marcusa razem z Ulanem na szpitalnym korytarzu, od razu spłoszyła się i wycofała w boczny krużganek, by go nie spotkać.
„Nie jestem mu już nic winna, poza krótkim dziękuję" – powtarzała sobie przez chwilę w myślach, zbierając się na odwagę, by końcu stanąć z nim twarzą w twarz. Lecz gdy ponownie wyjrzała zza ściany, postacie obu mężczyzn już gdzieś zniknęły. Rozczarowana swoim tchórzostwem opuściła budynek, tracąc ochotę na spotkanie z siostrą i jej potomstwem. To była doskonała okazja do tego, by w końcu zamknąć „ten" rozdział w jej krótkim, choć momentami burzliwym życiu.
Lecz dziś już nie ucieknie przed konfrontacją, bo niby jak? Jeśli kolejny raz zwinie pod siebie ogon i nie da rady stawić czoła „zaległym przeprosinom", to będzie łajana nie tylko przez własne sumienie, ale i surowy wzrok Orany, której chyba najbardziej zależało na oczyszczeniu atmosfery pomiędzy nią, a Marcusem.
Wszyscy wiedzieli, jak dużo stracił z powodów znanych tylko nielicznym. Na dodatek doszło do tego, że tak jakby ich role się odwróciły. Ona odzyskała stracone dobra w osobie Orany, a teraz i powrotu do dworu, on natomiast został sam, bez rodziny, majątku i dawnej świetności.
Nie dało się ukryć, że zjazd z miasta do Betli stał się doskonałym pomysłem. Kiedy doszło u Orany do rozwiązania, ich rodzina stanęła przed poważnym dylematem związanym z za małą powierzchnią mieszkalną. Trójka dodatkowych, nawet bardzo małych, lokatorów z pewnością przekraczała możliwości ich ówczesnego mieszkania w Stolicy. To Ulan jako pierwszy poruszył temat opuszczonej Betli i zostawiając Oranę pod opieką lekarzy oraz siostry, wyruszył na wieś ze swoją rodziną i Lucą, by przygotować domostwo na nowych lokatorów. Również Tasza poparła ten pomysł, choć ubolewała na tym, iż ponownie zostanie osamotniona w mieście. Ale i ten kłopot był dość prosty do rozwiązania. Wystarczyło częściej odwiedzać Betlę, gdzie został dla niej przygotowany oddzielny pokój. Tasza od pierwszych chwil pobytu w dworku pokochała jego antyczną duszę i ochoczo wspierała jego renowację, głównie finansowo, tłumacząc to rekompensatę za możliwość pobytu w tak uroczym miejscu. Co się zaś tyczyło rodziców Ulana, to okazali się niezwykle niestrudzonymi i zaradnymi ludźmi, dla których mało co mogło być problemem. Także ich córka, choć niepełnosprawna, nie stroniła od pracy i pomagała, jak tylko mogła w codziennych obowiązkach. Gdy i Rubi przybyła do Betli wraz z siostrą i dziećmi, Luca nie szczędziła słów podziwu nad rzetelnością i pilnością rodziny Ulana w ulepszaniu dworu.
CZYTASZ
Utopia
RomanceOrana uważała się za szczęśliwą, młodą kobietę, której przyszłość jawiła się w jasnych barwach. Jednak ten doskonały świat, o którym marzyła, legł w gruzach w przeciągu paru chwili. A prawda o perfekcyjnym i dobrym życiu osób jej podobnych, została...