XV

184 23 4
                                    

List 284

Kochana Mamo!

Wybacz mi tę dłuższą przerwę w naszej korespondencji, ale pod nieobecność Onarianny miałam więcej obowiązków. Przyznaję, nie było to dla mnie dużym problemem, gdyż od zawsze lubiłam zajmować się gospodarstwem domowym i doglądaniem obowiązków podwładnych. Mimo to myśl o powrocie starszej siostry do domu, napawała mnie radością. Być może przez nieuchronne odejście Aweny, która już teraz rzadko bywała w Betli, bardziej przywiązałam się do Orany i jej wyjazd z wujostwem napawał mnie smutkiem i dziwny niepokojem. Prawdopodobnie podświadomie obawiałam się tego, że i ona powróci z wyspy z kontraktem małżeńskim, jednocześnie przypieczętowując naszą kolejną, tym razem ostateczną, rozłąkę.

Och Mamo, niestety moje obawy nie pozostały bezpodstawne. Orana powróciła do domu zaręczona z Marcusem Maura Croyem! W pierwszej chwili nie mogłam zrozumieć, co siostra stara mi się przekazać, zwłaszcza że ton jej głosu przypominał bardziej rychłe nieszczęście, a nie mariaż z człowiekiem niesamowicie majętnym i wpływowym! Doprawdy, wszystko to wydaje mi się bardzo zagadkowe! Dlaczego?

Ha! Można by tu wiele pisać, ale najbardziej podejrzane wydaje mi się właśnie to zachowanie Orany. Jak już wcześniej wspomniałam, podczas przekazywania TYCH jakże ważnych informacji, mi oraz Tacie, siostra miała mało wesołą minę. Widziałam, jak stara się trzymać fason, by wręcz się nie rozpłakać. Bynajmniej nie ze szczęścia. Próbowałam później, na osobności, podpytać Oranę o przyszłego męża, ale wyrażała się o nim bardzo dobrze, chwaląc jego osobę oraz maniery. A brzmiało to bardzo szczerze, choć zdawkowo. I właśnie dlatego nic z tego nie rozumiem.

Początkowo tłumaczyłam sobie to tym, iż może czuje strach przed opuszczeniem rodzinnego gniazda w tak młodym wieku. Jednak to nie obawy, a smutek otacza ją ze wszech stron. Można odnieść wrażenie, że kwiaty stojące w wazonie, więdną, gdy tylko je mija.

Orana stała się małomówna i skryta. Czasami mam wrażenie, że słyszę jej płacz z odległego końca domu. W nocy często nie ma jej w swoim łóżku, a jednego ranka znalazłam ją śpiącą na kanapce w salonie. To dopiero jest nie pojęte, gdyż jak obie wiemy, nie ma drugiego tak niewygodnego mebla w naszym domu.

Mamo, jak mam to rozumieć?

Nie mam się niestety z kim naradzić w jej sprawie. Awena nie powróciła do domu, gdyż bezpośrednio z wyspy udała się do wujostwa w Stolicy, by tam wspólnie z ciotką Pakitą pilnować przygotowań do ślubu, który odbędzie się za trzydzieści dni. Z wujkiem Jonasem także nie mam kontaktu, dlatego i od niego nie dowiem się, czy na wyspie nie przydarzyło się coś złego. Czuję się z tego powodu taka bezradna!

Czasami, z biegiem dni, mam wrażenie, że stan ducha Orany ulega poprawie. Nadal jednak bywają chwile, gdy pozostaje ona z nami jedynie ciałem, a duchem błądzi gdzieś w niebiosach.

Kiedyś, gdy byłam młodsza, wyobrażałam sobie zamążpójście jako wspaniałą nowinę, która wprawia w dobry nastrój rodzinę i znajomych narzeczeństwa. A ich samych uskrzydla miłością. Z biegiem lat zrozumiałam, że wzajemne uczucia są czymś bardziej względnym, czasami jakąś możliwością do zaakceptowania, co uwidoczniło się na przykładzie Aweny. Wciąż mam wrażenie, że małżeństwo mojej najstarszej siostry jest bardziej wyborem rozumu niż serca, ale Awena podczas przekazywania tej nowiny promieniała zadowoleniem! Ewidentnie nikt jej do tego kontraktu nie zmusił i choć jej narzeczony wydał mi się, w trakcie odwiedzin i podpisywania umowy, taki niesurowy i wydelikacony, żeby nie napisać zniewieściały, to oboje sprawiali wrażenie ukontentowanych ich przyszłym wspólnym losem.

Zaczęłam więc zastanawiać się nad tym, jakim człowiekiem może być mój przyszły drugi szwagier. Cóż, niedługo dane mi było to, by przekonać się o tym w bezpośredniej konfrontacji.

UtopiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz