IX

178 27 6
                                    

To był po prostu kolejny dzień, który musiała przeżyć z maską „nic się nie stało" przytwierdzoną do twarzy. I choć nadal nie było to łatwe, to zaczynało jej wchodzić w krew.

To miejsce. Ta wyspa. Ten pałac.

Właśnie tym były - iluzją, która istniała jedynie w umysłach innych ludzi. Sztuczne piękno. Równość, która faworyzowała. Szczęście niczym mrzonka, niemożliwa do zrealizowania. Szczery uśmiech, wymalowany na twarzach nielicznych.

Może odnalezienie tego jednego, z wymienionych wyżej elementów, pośród „zadowolonego" tłumu, sprawiło, że wskrzesiła w sobie odrobinę energii i optymizmu, by częściowo mimowolnie odwzajemnić uśmiech Ulana. Nie była na niego obrażona, a jedynie chwilowo zła. Jednak nie zrobił on nic wbrew jej oczekiwaniom, a mówił jedynie prawdę. Być może dlatego zapragnęła zamienić z nim ponownie parę słów.

Od początku dzisiejszego wieczornego rautu towarzyszył jej Marcus, który oderwał ją od wujostwa i poprowadził do kręgu swoich przyjaciół. Dotychczasowe zdenerwowanie i zauroczenie zeszło na dalszy plan i ciężko jej było udawać wesołość. Sam Marcus musiał coś dostrzec, przytając ją o samopoczucie. Oczywiście zapewniła go o tym, że nic jej nie dolega, co przyjął z wyrazem wdzięczności i ulgi, nie powracając więcej do tego tematu.

Wśród jego znajomych nie czuła się dobrze, często nie rozumiejąc tematów ich rozmów. Nie dzieliła z nimi żadnych wspólnych wspomnień czy podobnych zainteresowań. Ona całe życie spędziła w wiejskiej willi, w towarzystwie rodziny i służby pochodzącej z okolicznych wiosek, a oni zwiedzali światy i zgłębiali tajniki życia, które i owszem brzmiały ciekawie, ale i zupełnie obco. Stała więc, przybierając zaciekawiony wyraz twarz i słuchając konwersacji osób zgromadzonych głównie wkoło Marcusa.

Kiedy zaś adorator poprosił ją do tańca, w przeciwieństwie do poprzednich ich spotkań, tym razem milczał, nienagannie prowadząc ją po parkiecie.

Nie licząc pytania o to, jak minął jej dzień. Być może mogła zapytać go o to samo, ale w sumie nie była ciekawa. Sama karmiła go tym, co powinien usłyszeć, więc jak mogła dociec, czy i z jego strony nie wynikało to samo?

Dlatego, kiedy tylko przystanęli, by odsapnąć, a mężczyzna podał jej rozcieńczone wino i przeprosił na moment, przeczesała wzrokiem dostępną część sali i szczęśliwym trafem napotkała wzrok Ulana. Jego postać jawiła jej się teraz niczym powiew świeżego powietrza, w tym zgniłym miejscu.

- Duszno tutaj, nie sądzisz?

To były jej pierwsze słowa, gdy zrównała się z nim, na co uśmiechnął się nieznacznie i wskazał jej przejście w stronę zadaszonych tarasów.

- Od razu lepiej - westchnęła, gdy przystanęli przy balustradzie, wpatrując się w ciemną dal ogrodu. - Nie sądzisz? - zerknęła na niego.

- Sądzę - odparł i odwrócił się w jej stronę. - Jak się czujesz Orano?

Dziwne. Słyszała dzisiaj to pytanie już niejeden raz, ale dopiero teraz poczuła się dobrze, chcąc na nie odpowiedzieć.

- Źle, naprawdę źle.

- Nie martw się tym wszystkim tak bardzo - ciepły ton jego głosu autentycznie dodał jej otuchy, więc spojrzała na niego. - To minie, zobaczysz. Wszystko mija. Nic nie trwa wiecznie - jego wzrok ponownie powędrował gdzieś przed siebie.

- Więc stanę się obojętna, tak?

- Mam nadzieję, że nie. Są spawy, których nigdy nie zrozumiemy, co nie znaczy, że nasze życie musi być z tego powodu smętne i pozbawione sensu. Trzeba jedynie znać wartość tych niewiadomych i rozważyć ich autentyczny wpływ na nasze życie. Czy to, czego się dzisiaj dowiedziałaś, jest ci do czegoś w przyszłości potrzebne?

UtopiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz