Rozdział 68: Kto Cię Zatrzymuje? | ✔

239 36 46
                                    

Na Sylwestra zdecydowaliśmy się pójść na noworoczną imprezę u Andre.

Stanęliśmy przed domem Andre, gdzie miała odbyć sylwestrowa impreza. Jednak to na co patrzyliśmy nie wydawało się być jedną z tych imprez, którą urządziłby Andre. Muzyka grała dziesięć razy głośniej niż powinna, tak głośno, że w można było praktycznie wyczuć wibracje w powietrzu. Nie tylko to, wszystkie domy w okolicy miały pozapalane światła. Ludzie prawdopodobnie dzwonili już na policję, żeby zgłosić hałas. Najgorsze jednak było to, że bramkarzy, którzy powinni stać przed wejściem i sprawdzać, czy wchodzący ludzie są na liście gości - skoro to przyjęcie tylko dla przyjaciół i ich przyjaciół - oraz przeszukiwać wchodzących, nigdzie nie było.

Bez nadzoru bramkarzy, gromady ludzi wchodziły do domu. Pomimo ogłuszającej muzyki, można było słyszeć okrzyki i wiwaty wydobywające się z budynku. Oprócz tego słychać było też trzaski, dźwięki rozbijających się przedmiotów, które za każdym razem sprawiały, że podskakiwałam z zaskoczenia.

Declan zmarszczył brwi.

- Co do...

- Chodźcie, musimy zobaczyć o co chodzi - powiedziałam, martwiąc się o Andre i przyjęcie.

We czwórkę weszliśmy do budynku, przepychając się między ludźmi, którzy także chcieli dostać się na imprezę. Jakoś się wcisnęliśmy, żeby przyjrzeć się widokowi, który w najmniejszym stopniu nie przypominał imprezy Andre. Muzyka wybuchała z głośników i dzwoniła mi w uszach, wszędzie migały neonowe światła, lał się alkohol, a na podłodze leżały fragmenty połamanych mebli i powybijanych okien. Spojrzałam do góry i zobaczyłam chłopaka bujającego się na żyrandolu, który groził zarwaniem. Jeden z bramkarzy przebiegł obok nas, a potem minął nas drugi, biegnący w zupełnie innym kierunku.

Niespodziewanie przed nami upadł Andre, który szybko wstał i rozejrzał się po imprezie. Miał ten sam wyraz twarzy co bramkarze: pełen strachu, paniki, zdezorientowania, frustracji i gniewu. Usłyszeliśmy jakiś huk i właśnie miał pobiec w tamtą stronę. gdy nagle zatrzymał się i odwrócił w naszą stronę. Na początku wyglądał na złego, prawdopodobnie myśląc, że jesteśmy niezaproszonymi gośćmi, tak jak 90 procent osób na tym przyjęciu, ale chwilę później w jego oczach zauważyłam błysk rozpoznania.

- Nie mówię, że nie jest świetnie was widzieć - zapewnił nas Andre pośpiesznie - ale teraz to naprawdę nie jest najlepszy czas.

- Co cię stało? - zapytałam. - To w ogóle nie przypomina twoich imprez.

Andre przyłożył ręce do głowy, przebiegając palcami po włosach, ale wyglądał tak, jakby chciał je sobie wyrwać.

- Nie wiem, nie wiem - powiedział ze zmieszaniem. - Impreza zaczęła się o ósmej. Przez jakąś godzinę wszystko było dobrze, dopóki nagle ogromna grupa ludzi nie wpadła przez drzwi. Wydaje mi się, że jakiś popularny dzieciak nawalił z zaproszeniem przyjaciół przyjaciół. Zamiast tego musiał zaprosić przyjaciół przyjaciół i resztę pieprzonego świata! - zawołał.

- Chyba sobie żartujesz - wymamrotał Jordan.

- Od tego czasu ja i moi bramkarze próbujemy zebrać tylu ludzi, ile to możliwe i wykopać stąd ich pijane tyłki, ale zbyt wielu wciąż przychodzi. Jednocześnie próbujemy powstrzymywać bójki i...

Pamiętasz tego dzieciaka, który bujał się na żyrandolu? Taa... ten żyrandol już dłużej nie wisi na suficie.

Andre wyglądał jakby chciał krzyczeć, zemdleć albo krzyczeć, a potem zemdleć.

- Moi rodzice mnie zabiją!

- Gdzie oni tak w ogóle są? - zapytał Bennett.

- Poza miastem, jak zwykle - powiedział. - Pozwalają mi urządzać te imprezy, wiedząc że będę dobrym gospodarzem. Jednak kiedy wrócą... powiedzmy, że możecie już zacząć szykować swoje mowy pogrzebowe na mój pogrzeb.

The Good Girl's Bad Boys: The Good, The Bad, And The Bullied // PL | ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz