Rozdział 29: Bardziej Chyba Zaniepokojona | ✔

509 73 48
                                    

Tego dnia usługi dłużyły mi się niemiłosiernie. Z nudów kręciłam się - głupio, muszę dodać - na biurowym krześle na kółkach, który był usytuowany przy biurku. Zazwyczaj stacjonowałam w gabinecie pielęgniarki, ale pani Matthews zgłosiła dzisiaj chorobowe. Więc to oznacza, że zostałam przeniesiona w miejsce, które nienawidzę najbardziej.

Główne biuro.

Niektórych pewnie zastanawia, czemu tak bardzo nienawidzę głównego biura? Cóż, oprócz nieprzyjemnej historii, kiedy to Declan został przyłapany na próbie zhakowania jednego ze szkolnych komputerów, a ja zostałam zaszczycona towarzystwem Raymonda i jego przyjaciół (zauważ sarkazm) są też inne rzeczy, których w nim nie lubię. Po pierwsze, główne biuro jest połączone z gabinetem dyrektorki Barnes. Po drugie, jestem zmuszona do integracji z innymi ludźmi. I - jak już wcześniej powiedziałam - nie chodzi o to, że nie jestem towarzyska, to inni po prostu zdecydowali się ze mną nie integrować. I ostatnie oraz najważniejsze... ona.

- Lorraine, znowu nic nie robi, jak widzę - odezwał się irytujący, piskliwy głos.

Przewróciłam oczami na sam dźwięk tego głosu.

- Nie ma tu nic do roboty, jak widzisz - powiedziałam, wskazując na puste biurko przede mną.

- Tu jest pełno rzeczy, które zapewnią ci zajęcie - powiedziała arogancko i wskazała na coś nosem.

Ta arogancka, zarozumiała kobieta, z którą muszę przebywać, kiedy stacjonuję w głównym biurze to panna Carol. Jej fryzura już dawno wyszła z mody - ewidentnie farbowane blond włosy, naturalnie czarne, ścinała na boba. Zazwyczaj nosi odkrywające koszule zapinane na guziki razem z tymi ołówkowymi spódnicami, które są o dwa rozmiary za małe. Jest wysoką kobietą, która nosi zbyt wysokie szpilki, żeby przewyższać ludzi wzrostem oraz szczupłą figurą - z wyboru, oczywiście. Zazwyczaj pakuje sobie lunch, który składa się głównie z sałaty i wody, i zjada go w biurze. Jeśli chce zaszaleć, bierze sałatkę z kurczakiem i batonik Muesli. I nie, nie chodzi o te smaczne batoniki Muesli, ale o te, co smakują jak karton. Kalorie przed smakiem, zawsze mówi. Panna Carol jest pod czterdziestkę, chociaż ludziom (głównie mężczyznom) wmawia, że jest przed 30, w połowie 20 - jeśli ktoś jest naprawdę łatwowierny. To dlatego zawsze, gdy się do niej zwracam, kładę nacisk na słowo "panna", żeby przypominać jej, że jeśli zostanie przy swoim usposobieniu, będzie singielką przez jeszcze bardzo, bardzo długi czas.

Szczerze mówiąc, nie wiem czemu się tak nienawidzimy. Okej, może "nienawiść" to za mocne słowo. Można naprawdę, naprawdę, naprawdę się nie lubić? W takim razie my naprawdę, naprawdę, naprawdę się nie lubimy. To brzmi lepiej. 

Nie wiem, jak ta rywalizacja się zaczęła. Może wtedy, gdy przez przypadek wylałam jej kawę w drugiej klasie, kiedy zaczęłam usługi. W pierwszej klasie byłam na tyle głupia, że spróbowałam aktorstwa, myśląc że dzięki temu ludzie bardziej mnie polubią. Taa, to był dość głupi pomysł - ośmieszyłam się przed całą szkołą z bardzo skomplikowanym systemem przewodowym i odrobiną magicznego pyłku wróżki. Nie, żeby to się już nie stało... Albo może zaczęła się (nasza rywalizacja), bo ja rzeczywiście robię to, co do mnie należy, podczas gdy ona nie, za co dostaje wykłady od dyrektorki Barnes. A może dlatego, że przyłapała mnie na przedrzeźnianiu jej. Albo to albo wiele innych powodów, dla których naprawdę, naprawdę, naprawdę się nie lubimy.

Prychnęłam.

- Oh, taa, niby co?

- Posprzątaj w szafkach.

- Zrobiłam to.

- Poukładaj szkolne akta.

- Zrobiłam to.

The Good Girl's Bad Boys: The Good, The Bad, And The Bullied // PL | ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz