Zjechałam windą na dół. Pewnie Clint będzie chciał już dziś zacząć powtórki strzelania z łuku. Muszę sobie napewno dużo przećwiczyć. Dawno nie miałam nawet łuku w ręce. Te wszystkie wydarzenia były takie...szybkie. Nie szukałam już później w internecie żadnych szkółek karate ani strzelania. Zaprzestałam po pierwszym dniu poszukiwań. Matka o tym nie wiedziała. Ojciec? Jego nie praktycznie w domu. Nie wiem, gdzie łazi. Nie ma go całe dnie, a czasami noce. Jak już przyjdzie, to jest teoretycznie strasznie zmęczony, a często też ma wiele ran i zadrapań.
Po wyjściu z windy od razu zauważyłam Clinta. Stal do mnie tyłem i oglądał łuki oraz strzały. Na sali stały oczywiście tarcze.
-Cześć. Chciałeś mnie widzieć? - spytałam stając obok niego.
-A tak. Chciałem. Poćwiczymy dzisiaj strzelanko, skoro już z nami jesteś. A i Stark kazał ci przekazać, że pojechał po Pepper i Morgan.
-Po kogo?
-Po Pe...a ty nie wiesz. Po swoją ukochaną i córkę.
-On ma córkę?
-Właśnie to powiedziałem.
-Okej...no dobra, dzięki.
-Łap za łuk i lecimy. Zgaduje, że znasz podstawy?
-Oczywiście.
-To świetnie. Chodź.
Poszłam za nim. Pokazał mi wszystkie trzy tarcze i zaczął coś gadać. Ja w tym czasie ustawiłam się, wymierzyłam cel i strzeliłam. Trafiłam w pierwszą w sam środek. Spojrzałam na niego z podniesionymi brwiami.
-Okej. To ja się już nie odzywam. Później ci pokażę kilka sztuczek.
-Jasne.
***
Ćwiczyliśmy jakoś z godzinę, może chwilkę dłużej. Clint starał mi się pokazać kilka swoich sztuczek. Kilka mi wyszło i muszę przyznać, że były dość cwane i przemyślane. Nie wszystkie rozumiałam i wiedziałam jak wykonać, przez co często słyszałam jego śmiech. Jednak muszę przyznać, że mimo długiej przerwy dobrze mi szło.-Na dzisiaj skończymy, prooosze.- zaczęłam gadać, bo już mnie ręka bolała.
-Okej. Jutro też przyjdź.
-Jasne. Lecę na górę. A Clint... Czy ja mogłabym sobie zrobić coś do jedzenia?
-Pewnie. Nawet nie pytaj. Idź i jedz.
-Dzięki.
Odłożyłam łuk na jego miejsce i zostawiłam go samego. Nie weszłam tym razem do windy, chciałam się trochę przejść. Nie była to jakaś długa droga.
W kuchni spotkałam Wandę, która robiła chyba sobie coś do picia.-Cześć.- zaczęłam.
Powinnam zacząć się już z innymi integrować, bo przecież miałabym z nimi spędzić dużą część życia.
-Hej. Jak tam trening?- spytała popijając napój.
-Całkiem dobrze. Podobno Tony pojechał po swoją dziewczynę i córkę?
-Mhm. Zgadza się. A co?
-Nie wiedziałam, że ma córkę.
-No to już wiesz. Jest mała, będziecie się bawić.
-Aha. To...fajnie.
-No i dziś ma być chyba jakaś impreza. Przyjdzie kilka nowych osób. Znajomi Steve'a i Tony'ego.
-Też fajnie.
-Czemu jesteś taka zestresowana?
-Ja...nie po prostu. Dopiero wszystkiego się dowiedziałam i już mam tu mieszkać, niedługo może wam pomagać. Nie zanim was zbyt dobrze nawet.
CZYTASZ
Warrior M.| Missing Avenger pt.II
FanfictionOto kolejna część trylogii ,,Missing Avengers". W tej części zostanie przedstawiona historia 20 letniej Mai z Japonii, która przeprowadza się do Stanów Zjednoczonych z powodu pracy rodziców. Przeżyj z bohaterami MCU i nie tylko ich kolejną, zwariow...