~14~

19 3 0
                                    

Zjechałam windą na dół. Pewnie Clint będzie chciał już dziś zacząć powtórki strzelania z łuku. Muszę sobie napewno dużo przećwiczyć. Dawno nie miałam nawet łuku w ręce. Te wszystkie wydarzenia były takie...szybkie. Nie szukałam już później w internecie żadnych szkółek karate ani strzelania. Zaprzestałam po pierwszym dniu poszukiwań. Matka o tym nie wiedziała. Ojciec? Jego nie praktycznie w domu. Nie wiem, gdzie łazi. Nie ma go całe dnie, a czasami noce. Jak już przyjdzie, to jest teoretycznie strasznie zmęczony, a często też ma wiele ran i zadrapań.

Po wyjściu z windy od razu zauważyłam Clinta. Stal do mnie tyłem i oglądał łuki oraz strzały. Na sali stały oczywiście tarcze.

-Cześć. Chciałeś mnie widzieć? - spytałam stając obok niego.

-A tak. Chciałem. Poćwiczymy dzisiaj strzelanko, skoro już z nami jesteś. A i Stark kazał ci przekazać, że pojechał po Pepper i Morgan.

-Po kogo?

-Po Pe...a ty nie wiesz. Po swoją ukochaną i córkę.

-On ma córkę?

-Właśnie to powiedziałem.

-Okej...no dobra, dzięki.

-Łap za łuk i lecimy. Zgaduje, że znasz podstawy?

-Oczywiście.

-To świetnie. Chodź.

Poszłam za nim. Pokazał mi wszystkie trzy tarcze i zaczął coś gadać. Ja w tym czasie ustawiłam się, wymierzyłam cel i strzeliłam. Trafiłam w pierwszą w sam środek. Spojrzałam na niego z podniesionymi brwiami.

-Okej. To ja się już nie odzywam. Później ci pokażę kilka sztuczek.

-Jasne.

***
Ćwiczyliśmy jakoś z godzinę, może chwilkę dłużej. Clint starał mi się pokazać kilka swoich sztuczek. Kilka mi wyszło i muszę przyznać, że były dość cwane i przemyślane. Nie wszystkie rozumiałam i wiedziałam jak wykonać, przez co często słyszałam jego śmiech. Jednak muszę przyznać, że mimo długiej przerwy dobrze mi szło.

-Na dzisiaj skończymy, prooosze.- zaczęłam gadać, bo już mnie ręka bolała.

-Okej. Jutro też przyjdź.

-Jasne. Lecę na górę. A Clint... Czy ja mogłabym sobie zrobić coś do jedzenia?

-Pewnie. Nawet nie pytaj. Idź i jedz.

-Dzięki.

Odłożyłam łuk na jego miejsce i zostawiłam go samego. Nie weszłam tym razem do windy, chciałam się trochę przejść. Nie była to jakaś długa droga.
W kuchni spotkałam Wandę, która robiła chyba sobie coś do picia.

-Cześć.- zaczęłam.

Powinnam zacząć się już z innymi integrować, bo przecież miałabym z nimi spędzić dużą część życia.

-Hej. Jak tam trening?- spytała popijając napój.

-Całkiem dobrze. Podobno Tony pojechał po swoją dziewczynę i córkę?

-Mhm. Zgadza się. A co?

-Nie wiedziałam, że ma córkę.

-No to już wiesz. Jest mała, będziecie się bawić.

-Aha. To...fajnie.

-No i dziś ma być chyba jakaś impreza. Przyjdzie kilka nowych osób. Znajomi Steve'a i Tony'ego.

-Też fajnie.

-Czemu jesteś taka zestresowana?

-Ja...nie po prostu. Dopiero wszystkiego się dowiedziałam i już mam tu mieszkać, niedługo może wam pomagać. Nie zanim was zbyt dobrze nawet.

Warrior M.| Missing Avenger pt.IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz