Rozdział 16.

78 16 0
                                    

  Prudencja nie mogła dłużej kryć swojego smutku. Kiedy Stanley otoczył ją delikatnie ramionami, ta przycisnęła do niego swoją sylwetkę. On uspokajająco gładził ją po plecach. Nic nie mówił, ona także się nie odzywała. Stali tak przez kilka dobrych minut i wtedy Stanley się powiedział:

-Zadzwonimy na policję i wszystko im opowiemy. Pożałują tego, że chcieli cię skrzywdzić - szeptał do niej kojąco. - Teraz pójdziemy do mnie, bo jest bliżej i zawiozę cię do lekarza. Musi opatrzeć twój policzek.

-Nie chcę iść na policję, to nic nie da - odpowiedziała ochrypłym głosem. Wysunęła się z objęć Stanleya i zapięła płaszcz.

-Jeśli nie pójdziemy, to wszystko im ujdzie na sucho - oponował.

-Ojciec tej suki to jakiś ważniak i jeśli zechce, to będzie miał policję w garści.

-Daj spokój, przecież twój ojciec jest prawnikiem.

-Mam gdzieś mojego ojca - powiedziała i wytarła wierzchem dłoni krew, która wciąż spływała z jej świeżej rany.

  Stanley poddał się i powiedział tylko:

-Ale do lekarza musisz iść. Trzeba będzie zszywać. Chodź za mną.

  Prudencja bez słowa poszła razem z chłopakiem. Wzięła swój plecak rzucony obok drzewa. Chwila słabości już minęła, więc musiała wziąć się w garść. Musiała jednak o coś go spytać.

-Skąd wiedziałeś, że oni, no wiesz...?

-Słyszałem ich rozmowę przed szkołą. Domyśliłem się, że chodzi o ciebie, ale pewności nie miałem. Musiałem sprawdzić.

  Przez chwilę dziewczyna nie odpowiadała, ale w końcu mruknęła:

-Dziękuję.

  Stanley popatrzył na nią i tylko kiwnął głową.

-Może mam do kogoś zadzwonić? - spytał tylko.

-Niby do kogo?

-A twój ojciec? Chłopak?

-Nie mam pojęcia, dlaczego ty sądzisz, że mam chłopaka.

-Myślałem, że ty i Brian...

-Ja i Brian co?

-No, że jesteście razem.

-Zaskoczę cię: istnieje coś takiego, jak przyjaźń damsko- męska.

-Nigdy w nią nie wierzyłem - odpowiedział.

  Prudencja zaśmiała się mimo woli.

-Więc jednak czasem się uśmiechasz? Dziwne.

-Dlaczego dziwne?

-Bo ty zawsze jesteś smutna lub zła. Chyba, że rozmawiasz ze swoim chłopakiem.

-Przyjacielem - poprawiła go.

-Skoro Brian to twój przyjaciel, to kto dostąpił zaszczytu bycia twoim chłopakiem?

-Ten zaszczyt obecnie nie przypada nikomu.

-Nie wierzę ci.

-Trudno- odpowiedziała i oboje zamilkli.

  Szli w ciszy przez kilka minut, aż w końcu znaleźli się na drodze przed domem Stanleya. Dziewczyna już zapomniała, jakie wrażenie na niej wywierał ten dworek. Jego bliźniak stojący obok, wyglądał odrobinę inaczej niż wcześniej. Podwórze wyglądało na uprzątnięte, a trawa- na skoszoną. Prudencja z zaciekawieniem spoglądała na niego, aż idący obok niej chłopak powiedział:

loneliness in paradiseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz