- 1 -

2.7K 143 14
                                    

Od siedzenia przed biurkiem w tej samej pozycji ścierpła mu szyja. Przekrzywił ją to w jedną, to w drugą stronę, zaraz słysząc charakterystyczne chrupnięcie, a potem znów wlepił wzrok w ekran laptopa. Zbliżał się koniec miesiąca, więc standardowo przeglądał maila od głównej księgowej. Zostało mu jeszcze kilka rzeczy do sprawdzenia, nim będzie mógł wrócić do domu, choć najchętniej spędziłby w biurze resztę życia. No dobra, bez przesady. Najwyżej najbliższe półtora tygodnia, bo tyle czasu zostało do wyprowadzki Haerin. Niby doba od zawsze miała dwadzieścia cztery godziny, ale z jakiegoś powodu ostatnie miesiące zdawały się ciągnąć w nieskończoność. Jimin odliczał dni, aż będzie mógł wrócić do domu i zastać w nim ciszę oraz spokój, a nie wiecznie obrażoną na niego o coś żonę, która samym swoim pogardliwym spojrzeniem sprawiała czasami, że mężczyźnie odechciewało się żyć. To, że nie pozostawał jej dłużny to już inna kwestia.
Haerin zwyczajnie doprowadzała go do szału, szczególnie teraz, gdy z uporem maniaka dążyła do podniesienia mu ciśnienia na tyle, by w końcu z nerwów dostał wylewu krwi do mózgu. Kręciła się po mieszkaniu i ani jej się śniło choć trochę w nim ogarnąć, chociaż  miała wolne odkąd na planie serialu, w którym grała, ktoś złapał jakieś paskudztwo i producent zarządził przymusowy urlop dla całej ekipy. Zapraszała codziennie do domu swoje koleżanki, a puste butelki po winie piętrzyły się i czekały, aż rano wyniesie je Jimin, który będzie wychodził do pracy. Robiła mu tym na złość, bo doskonale wiedziała, że jej były mąż jest pedantyczny, a najbardziej na świecie nienawidzi kurzu, chaosu i brudu.
Mężczyzna zebrał się z biura, a potem wsiadł do samochodu; obstawiał, co dziś zastanie w korytarzu. Dużo w swoich przypuszczeniach się nie pomylił, bo tym razem jego eks zrobiła porządek w swojej szafie, którą musiała opróżnić przed wyniesieniem się z obecnego lokum. Podpisała dwa worki na śmieci. Jeden nazwany był jako „kosz”, a drugi „do oddania”. Jimin minął oba i wszedł do salonu.
Po pokoju rozchodził się dość intensywny zapach brzoskwiń, bo właśnie ten owoc profanowała swoją osobą żona Parka. Omega leżała na kanapie z telefonem kilka centymetrów od twarzy, a przed nią na stole panował istny bajzel.
– Mogłabyś chociaż posprzątać po tym, jak wyżarłaś coś z mojej lodówki – odezwał się Jimin, rzucając na sofę koło kobiety swoją torbę, którą nosił do pracy. Haerin zerknęła na niego, ale po chwili jej wzrok znów skupił się na telefonie. – Przynajmniej nie udawaj, że ten syf ci nie przeszkadza.
– Ale tobie przeszkadza bardziej, więc i tak, zanim pójdziesz spać, to po mnie posprzątasz –  powiedziała, dobierając słowa tak, by jeszcze bardziej go wkurwić. Posłała mu jeden ze swoich wyuczonych chamskich uśmieszków. – I oficjalnie przez najbliższe dziesięć dni ta lodówka jest też moja.
– Jesteś taka cwana tylko dlatego, że okazałem się na tyle miły i nie kazałem ci wypierdalać stąd w chwili podpisania ostatecznych papierów.
– Teraz to nic już nie możesz mi „kazać” – odparła. Wstała, by minąć byłego męża i zamknąć się w sypialni.
Alfa zacisnął pięść. Nie był w stanie zliczyć, ile razy podczas ostatniego miesiąca myślał o tym, jak pięknie wyglądałaby jego ręka, gdyby z prędkością światła zderzyła się z prostym maleńkim nosem Haerin. Nie wypłaciłby się do końca życia za odszkodowanie, bo omega zdążyła ubezpieczyć się przed wszystkimi możliwymi katastrofami związanymi z popsuciem jej wyglądu, ale pomarzyć zawsze warto.
Nie miał na czym wyładować swojej złości, więc poszedł pod prysznic, ale gorąca woda tylko go rozjuszyła. Miał powoli wszystkiego dość. Żeby tego było mało, wyprowadzka żony nie oznaczała końca kłopotów. Haerin nadal była klientką firmy, której był wspólnikiem. Jej public relations zależały od pracownika Jimina, a z tego, co się orientował, umowa wygasała dopiero za dwa lata. Nie był to może jego problem, bo osobiście w pracy nie zajmował się sprawami byłej partnerki, ale potwierdzało to tylko jego myśl, że odcięcie się od niej nie będzie wcale takie proste. A przecież pozostawała cały czas sprawa majątkowa, która już w ogóle miała chyba nigdy nie mieć końca. Trzeba było podpisać intercyzę – pomyślał Jimin, kiedy wychodząc spod prysznica, natknął się na różowe kapcie Haerin. Na gdybanie było już i tak za późno.
Dopiero wieczorem znów minął się z kobietą w mieszkaniu, bo ta postanowiła w końcu wyjść z sypialni. Z satysfakcją spojrzała na posprzątany stół, a potem zasiadła do niego, by znów pobrudzić to, co Jimin zdążył ogarnąć.
Jakiś czas się do siebie nie odzywali, aż w końcu to omega podjęła temat.
– Będziesz jutro w domu tak jak dzisiaj?
– W sensie, że od razu po pracy?
– Tak.
– Nie przypominam sobie, bym wraz z papierami rozwodowymi podpisał także klauzulę o spowiadaniu ci się ze swojego czasu.
– Nie możesz zwyczajnie odpowiedzieć?
– Mogę. Tak samo, jak ty możesz po sobie, kurwa, sprzątać.
Omega pokręciła głową z niedowierzaniem.
– A nie zastanawiałeś się nad tym, dlaczego robię ci na złość? – zapytała, ostentacyjnie odstawiając talerz po kolacji na stół.
– Zastanawiałem.
– I?
– I doszedłem do wniosku, że robisz to, bo jesteś po prostu głupią suką – odparł bez grama emocji w głosie oraz  na twarzy.
– Robię ci teraz na złość, tak jak ty robiłeś mi to przez całe nasze małżeństwo – powiedziała, puszczając mimo uszu obelgę. To nie pierwszy raz, kiedy się obrażali, więc nie było mowy o jednym słowie za dużo. I tak wystarczająco już się skrzywdzili.
– Znowu zaczynasz – westchnął alfa, parskając lekko śmiechem. – Skoro nie jestem już twoim mężem, to możesz sobie darować te gadki, bo obecnie mam je w dupie.
– Cały ty – mruknęła. – Zawsze, cokolwiek bym nie powiedziała, to ty miałeś to gdzieś. Nawet te rzeczy, które były, kurwa, ważne – syknęła, gotując się w środku ze złości, przez co jej zapach stał się ostrzejszy. Ona na pewno też wyczuła w powietrzu woń byłego partnera. Kiedyś jego oryginalny zapach opium działał na nią uspokajająco. Teraz tylko ją drażnił. – W każdym razie, jak się wyprowadzę, będziesz miał w końcu święty spokój.
– Czekam na ten dzień z utęsknieniem.
– Ja też.
– To wyprowadź się już teraz.
– Czekam, aż skończy się remont.
Jimin uniósł brwi i spojrzał na byłą żonę. Haerin skubała skórki przy paznokciach, co często robiła, gdy się denerwowała. Poprawiła ciemne włosy, by były za uchem, a potem sama na niego spojrzała. Przez chwilę wydawało mu się, że kobieta jest bardziej smutna niż zła, ale kiedy zacisnęła usta, to wrażenie minęło.
– Chyba nie sądziłeś, że nie szukałam niczego dla siebie – odezwała się. – Miałam się wyprowadzić do hotelu? Kupiłam mieszkanie. Gdybyś przeczytał ostatnie akta sprawy, zauważyłbyś, że podpięłam to pod własne wydatki.
– Mam ci pogratulować?
– Cokolwiek. Po prostu, kurwa, nie myśl sobie, że siedzę tu dla własnego komfortu. Jeśli wykonawca wyrobi się szybciej z moim lokum, będziesz musiał mnie oglądać tylko na sali sądowej, jeśli nasi prawnicy się nie dogadają.
Nieprawda – pomyślał. Będę musiał oglądać twoją twarz w reklamach tych lipnych odżywek do włosów, a potem w serialu, w którym grasz pieprzoną główną rolę jakiejś kobiety, która poświęciła się macierzyństwu i rodzinie, rezygnując po części ze swoich przyjemności. Znając życie, dostaniesz kiedyś nagrodę wartą tyle, co nagroda podrabianej ceremonii Korea Drama Awards i będą o tobie trąbić portale plotkarskie. I tyle będzie z niewidywania się.
Jeszcze przez chwilę Jimin nie spuszczał wzroku ze swojej eksżony. Mogła udawać – w końcu była aktorką – ale on widział po niej, że ją też męczy ta sytuacja. Męczyło ją nawet robienie mu pod górkę, choć jednocześnie sprawiało satysfakcję. Mogła zagrać mu na nosie, mogła pokazać, że nic już jej nie może zrobić. A on zaczynał żałować, że nigdy nie trzymał jej krócej. Ojciec roześmiałby się mu w twarz, gdyby zobaczył, jak teraz wyglądają ich relacje. Omega powinna być przecież uległa i ładna, a Haerin była tylko ładna. Nawet jeśli wyszło jej kilka zmarszczek na czole czy wokół ust, to nadal była bardzo atrakcyjna. Przekroczyła trzydziestkę parę lat temu, a figurę miała nadal taką jak wtedy, gdy poznawali się pod koniec liceum. Eksperymentowała trochę z kolorem włosów, ale w tych ciemnych do ramion było jej najlepiej i teraz właśnie zakręcała sobie na palec jeden krótki kosmyk. Nie pomalowała się, bo cały dzień siedziała w domu, ale Jimin zawsze twierdził, że nie potrzebowała dużo kosmetyków. Miała trochę nierówne brwi czy dwa przebarwienia po młodzieńczym trądziku na lewym policzku, ale to nic.
Ona też mu się przyglądała. Czarne włosy miał ułożone, bo do pracy zawsze starał się wyglądać bardziej elegancko. Pewnie patrzyła i zazdrościła mu braku zmarszczek, bo choć był od niej o rok starszy i nie wydawał tysięcy wonów na kremy, to cerę miał jak młody bóg. Kiedyś godzinami potrafiła na niego patrzeć i podziwiać, czy to jego pulchne usta, czy dość długie rzęsy. Teraz nie miała ochoty obcować z nim dłużej niż to konieczne, dlatego wstała i wróciła do sypialni. Tej samej sypialni, w której od lat bezskutecznie starali się o dziecko.
Wyrzucę po niej wszystkie pościele – pomyślał Jimin. Jak tylko zniknie, pozbędę się jej rzeczy, tak jakby w ogóle jej tu nigdy nie było. Żadnych filiżanek, lokówek i prostownic, żadnych zapomnianych, upchanych po szufladach staników.
Zerknął na ścianę przed sobą. Haerin uwielbiała kiedyś te fikuśne ramki do wielu zdjęć. Miał nadzieję, że sama ją wyrzuci, ale ta ostatnia nadal uparcie trzymała się tapety w liście. Sześć fotografii. Pierwsza z jego balu maturalnego. Zaprosił młodszą koleżankę, która wyglądała najlepiej ze wszystkich dziewczyn i wzbudzała zazdrość. Oboje trzymali w dłoniach tabliczki z napisami „I love u”. Drugie było z ich ślubu. Specjalnie zamówili identyczne tabliczki, by zdjęcia do siebie pasowały. Jej biała suknia przyćmiewała jego szary garnitur, ale to jego uśmiech świecił najmocniej. Trzecie i czwarte były z wakacji. Ich pierwsza wycieczka do Japonii, a potem gdzieś dalej, bo zawsze chcieli zobaczyć Europę. Piąte było z rodzicami Haerin z jakichś świąt, a ostatnie ze ścianki, gdzie stała sama i zadzierała niedawno zoperowany nos, choć Jimin mówił jej, że wcale nie jest mocno garbaty.
Pamiętał te wszystkie wydarzenia ze zdjęć. Na balu dopiero zaczynali ze sobą chodzić, a wyjazd do Włoch był jej prezentem „przeprosinowym”. Wtedy pierwszy raz pokłócili się na ten temat i by zakopać topór wojenny, Jimin wykupił im wycieczkę, ale już wtedy zaczęło się wszystko sypać.
I choć tak cholerne trudno mu było się do tego przyznać nawet przed samym sobą, to w głębi duszy wiedział, że może to być jego wina. Odganiał od siebie tę myśl, ale ona powracała jak natrętna mucha. A kiedy mucha cię drażni, trzeba wziąć packę i ją zatłuc. A zatem Jimin tłukł te myśli, aż nie odchodziły w zapomnienie na kolejne tygodnie. Nie mógł ich do siebie dopuścić. Nie było w ogóle takiej opcji. To była JEJ wina. Jej, tylko i wyłącznie jej. Na pewno nie jego.
Z tą myślą położył się spać w pokoju gościnnym, który kiedyś mieli przerobić na pokój dla dziecka.

predators | pjm&jjkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz