ROZDZIAŁ 20

5.1K 203 86
                                    

Stoję na tarasie, wpatrując się w słońce, które po całym dniu w końcu chowa się za horyzont

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Stoję na tarasie, wpatrując się w słońce, które po całym dniu w końcu chowa się za horyzont. Obie dłonie wsuwam w kieszenie czarnych, jeansowych spodni, wybranych specjalnie na dzisiejszy wieczór.

Co do spodni garniturowych to uważam, że każde jaja wyglądają w nich idiotycznie, do tego człowiek czuję się jak pieprzony szczur korporacyjny. Ilekroć widzę garnitur, przypominam sobie nieudane stylizację swojego przyjaciela i wiem, że za żadne skarby świata nie chcę się tak prezentować. Daniel jest w stanie obrzydzić człowiekowi, absolutnie każdą rzecz. Naprawdę, on jest w tym pieprzonym mistrzem. 
Tak więc, biała koszula i marynarka, to wszystko do czego mogę się dziś zmusić.

Do diabła, co ja wyprawiam?...

Ciągle zadaje sobie to pytanie, a odpowiedź ni jak się nie zmienia. Sam komplikuje sobie życie, kurewsko jestem tego świadomy i co jest kompletnym idiotyzmem, nie zamierzam się z tego wycofać. Ta mała gaduła przyciąga mnie do siebie, intryguje i cholernie irytuje. To wszystko uderza we mnie jednocześnie, z taką samą siłą.

Jestem pełen sprzeczności. Traktuje ją jak największą nagrodę i najgorszą karę. Postrzegam, jako piękną diablicę o lazurowym spojrzeniu, które zatrzymuje czas. Odpierdala mi ... Chce mieć ją blisko, ale nie za blisko. Cholernie mi się to nie podoba i wiem, że będą z tego problemy, ale chce w to wskoczyć. 

- Wszystko gotowe ? - pytam, kiedy za swoimi plecami słyszę kroki. Jestem pewien, że należą one do Diego, ponieważ tylko on stawia je tak subtelnie.

- To dobry pomysł? - pyta, zamiast powiedzieć, zwykłe "tak", które cholernie pragnę usłyszeć - Dziś twoje zaręczyny - przypomina, podchodząc do balustrady i staje obok mnie.

- Właśnie dlatego dziś z portu wypłynie statek - tłumacze spokojnym głosem, nie odrywając wzroku od zachodu słońca - Nasi ludzie mają trzymać się daleko i tylko w razie konieczności interweniować - mówię po raz dziesiąty - Nie chce żadnych problemów.

- Wszyscy są gotowi - zapewnia Diego, zaciskając swoje dłonie na szklanej balustradzie. Najwyraźniej wszyscy oprócz niego.

Mój consigliere i zarazem przyjaciel, miał idiotyczny nawyk kalkulowania wszystkiego co najmniej dziesięć razy. We wszystkim widział problemy i był przekonany, że każdy czeka na to, by odstrzelić nam łby. Podejrzewałem, że w pełni nie ufa nawet samemu sobie. Możliwe było, że wieczorami sprawdzał każdy swój ruch z dnia poprzedniego. Facet naprawdę miał nieźle zrytą banie. Uwielbiał mieć wszystko zaplanowane i nienawidził działaś spontanicznie. W tej kwestii, jak i w wielu innych, byliśmy jak piekło i niebo. Ale wiedziałem, że mogę mu ufać, a takich gnojków obok siebie, miałem naprawdę niewielu.

- Świetnie - Wyciągam dłoń z kieszeni spodni i spoglądam na srebrny zegarek, znajdujący się na moim lewym nadgarstku. Z zadowoleniem stwierdzam, że do rozpoczęcia przyjęcia pozostała godzina z kilkoma minutami. Obrzucam wzrokiem swojego przyjaciela, który wydaje się być pogrążony w rozmyślaniach - Zrelaksuj się - polecam, mocno uderzając go w plecy. Śmieję się pod nosem, kiedy jego ciało przechyla się do przodu, a ten siarczyście przeklina pod nosem - Jeśli zjawią się psy, pozostaniemy poza wszelkimi podejrzeniami - tłumacze, odwracając się i kierując w stronę basenu.

Hated LifeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz