ROZDZIAŁ 56

929 79 6
                                    

Wybiegam z restauracji niczym huragan, targana uczuciem nienawiści i porażki

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Wybiegam z restauracji niczym huragan, targana uczuciem nienawiści i porażki. W mojej głowie zapętla się wyraz pustych oczu Rosy, które nie prosiły o pomoc. To była moja wina. Miała rację. Mogłam nie kombinować, nie zwracać na siebie uwagi, mogłam uciec z kościoła, nie dać się złapać. Desperacja pchała moją siostrę do samego piekła, które miało ją spalić żywcem, a jednak cała moja rodzina nie chciała stanąć na jej drodze. Obłuda, fałsz ... taką definicję przybierało nazwisko Perez. 

Trzęsącymi dłońmi sięgam po komórkę i natychmiast z listy kontaktów wybieram imię mieszczące się pod literą U. Odbiera po trzech sygnałach. 

- Musisz mi pomóc - informuje niemal natychmiast po usłyszeniu jego chropowatego głosu po drugiej stronie słuchawki 

Plan działania stworzyłam w przeciągu trzech minut patrząc mu głęboko w oczy, przy stole, który mieścił całą moją wyzbytą z uczuć rodzinę. Miałam gdzieś konwenanse, skoro oni byli głusi na to co się działo, do czego sami doprowadzili. Rozmowę kończę nie dając dojść Ulissesowi do głosu. Modlę się do szatana, by zerwane połączenie mogło zasznurować tępy głos w mojej głowie krzyczący, że znów będą z tego problemy. Niestety i tym razem nie miałam wyboru, zostając sama na polu bitwy, musiałam walczyć bez względu na cenę. Nic miało się nie zmienić - byłam najgorsza, bo działałam. Oni byli dobrzy - bo nie podejmowali ryzyka. 

- Pani Navarette? Wszystko w porządku? - naprzeciw wychodzi mi Alessio marszcząc brwi. Chaotycznie lustruje mnie od stóp po sam czubek głowy, oddychając z ulgą dopiero w chwili, kiedy zdaje sobie sprawę, że nie jestem w żaden sposób ranna fizycznie. Trafne oględziny - ja tylko krwawię od środka. 

- Chce jechać do domu - informuje, mijając jego napięte ciało. 

- Oczywiście - przytakuje cichym głosem, po czym zamyka za mną drzwi range rovera i po chwili zajmuje miejsce kierowcy. 

W końcu już niemal nic mi nie pozostało. Nicolas odciął się ode mnie, odstawił do domu na swoje miejsce. Matka bez jakichkolwiek skrupułów wykrzyczała, że mnie nie kocha. Dopóki tego nie przyznała, karmiłam się żałosnym złudzeniem, że w jej zgnitym organie tli się jakiekolwiek pozytywne uczucie względem mnie. Rosa na moich oczach popełniała samobójstwo, a ojciec postanowił być ślepym na głupotę swojej córki. 

Spoglądam przez szybę po swojej lewej stronie, wpatrując się w betonowe budynki, które znam na pamięć. Lessio mnie nie zrozumiał. Ja chciałam do domu, do Nicolasa. Wiedziałam, że miał związane ręce w kwestiach, które najbardziej mnie interesowały, ale prąc pod prąd, na końcu zawsze chciałabym wpaść w jego ramiona. Tęsknie i wcale mi się to nie podoba, jestem tutaj od 12 godzin i mam prawdziwie dość.

W końcu docieram do rezydencji, którą w tej chwili chciałabym zrównać z ziemią. Miłość z tych murów zniknęła, kiedy się pojawiłam. Nie było za czym płakać. A jednak wciąż robiłam to samo. Zabijałam uczucia i byłam w tym coraz lepsza. Odrywam wzrok od szyby i przysuwając się do przednich foteli spoglądam we wsteczne lusterko. 

Hated LifeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz