Dookoła widziałam ciemność. Kłęby czarnego dymu były wszędzie, a cały świat wirował. Próbowałam wstać, jednak mijało się to z celem. Po chwili zdałam sobie sprawę że jestem z powrotem na statku. Wszystko wirowało i spadało w kierunku twardej ziemi. Po chwili z dymu zaczęły wyłaniać się języki ognia, które błyskawicznie się do mnie zbliżały. Czułam jak dym wypełnia mi płuca.
- Talon ! - zawołałam bezdźwięcznie
Obudziłam się gwałtownie. To tylko sen. Leżałam przez moment starając się uspokoić oddech. Po chwili zdałam sobie sprawę że leżę z głową na piersi Talona. Oddychał spokojnie, musiał jeszcze spać. Zaczęłam zastanawiać się nad tym co naprawdę kierowało jego intencjami. Nie możliwe żeby od tak z dobrego serca się o mnie troszczył.
Moja troska też nie wyglądała naturalnie. W głębi ducha go kochałam, niezależnie od tego jaki był, ale on o tym nie wiedział. Nie powinien wiedzieć.
Za bardzo odkryłam przed nim swoje uczucia. Nie może mieć na mnie haka. Gdyby się o tym dowiedział wyśmiał by mnie, a ja zapadłabym się pod ziemię.
Muszę być czujniejsza. Nie może wykorzystać mojej słabości do niego przeciwko mnie.
Tylko jak mam jej trzymać na wodzy i jednocześnie dbać o niego? Nierealne.
- Dzień dobry Piękna Penny, jak spałaś? - odwróciłam głowę w jego stronę
- Dobrze, a ty? - odparłam zanim zdarzyłam ugryźć się w język.
- Spałem jak dziecko - odpowiedział przeciągając się - Jak twoja noga?
- Boli znacznie mniej.
- To dobrze - odparł zapalając lampkę - Zaraz sprawdzę jak się goi.
Usiadłam pod ścianą i narzuciłam koc na plecy, podczas gdy Talon szukał czegoś w plecaku. Po chwili wyjął z niego paczkę krakersów i rzucił ją do mnie
- Łap Penn. Przygotowałem pożywne śniadanie, twoje ulubione - powiedział żartobliwie
Roześmiałam się. Cieszyłam się z jego towarzystwa, nawet jeśli miał sypać żartami bardziej suchymi niż te krakersy.
Talon klęknął przy mnie i zaczął oglądać moją kostkę. Na jego twarzy zobaczyłam ulgę kiedy okazało się że opuchlizna zmalała.
- Twoja kostka wygląda dużo lepiej. Myślę, że dzień bądź dwa i będzie w pełni sprawna.
- To świetnie - odparłam otwierając opakowanie ciastek - To znaczy że możemy zacząć szukać wyjścia
- Zdecydowanie. Zaraz się za to zabiorę.
- Ani mi się waż - popatrzył na mnie zdumiony - Najpierw coś zjesz - odparłam przykładając mu ciastko do ust.
- Nie jestem małym dzieckiem Penn. - odsunął się lekko - Potrafię sam zjeść.
- Może i potrafisz jeść, ale dalej nie pamiętasz, że masz to robić - przysunęłam się i znów przytknęłam mu ciastko.
- Nie dasz za wygraną co? - uśmiechnął się po czym zamknął oczy i pozwolił mi się karmić
Siedzieliśmy w ciszy i zajadaliśmy krakersy. Wpatrywałam się w jego przystojną twarz wyłapując jej każdy szczegół. Czy byłoby to dziwne gdybym go teraz pocałowała? Przybliżyłam się lekko, jednak szybko się odsunęłam. Co ja sobie myślę? Nie mogę go od tak pocałować. Nie chcę żeby się do mnie zraził. Jak na wrogów nasza relacja i tak była bardziej serdeczna niż naszych wujów i nie chciałam tego zmieniać.
Po chwili Talon oparł swoje czoło o moje. Otulił mnie zapach morskiej bryzy. Miałam wrażenie że chciał coś powiedzieć jednak odsunął się i sięgnął do plecaka po butelkę wody i otworzył mi ją.
- Proszę.
- Dzięki - odwróciłam wzrok, odsunęłam luźny kosmyk włosów za ucho
Talon nalał sobie chłodnej już czekolady i usiadł obok mnie. Ewidentnie nie chciał się sprzeczać. I tak by przegrał. Przez dłuższą chwilę trwała martwa cisza. Nie wiedzieć czemu położyłam głowę na ramieniu, a on oparł o nią swoją i westchnął.
- Dobrze czasem mieć przerwę od ciągłej walki - uśmiechnął się i zaczął kręcić kubkiem na palcu - Nie uważasz że jest miło Penn? Nawet mimo to, że siedzimy w zasypanej grocie.
Zastanowiłam się przez chwilę. Faktycznie jest miło, nie czuje się samotna. Mogłabym tu zabawić dłużej byle by był tu razem ze mną.
- Masz rację.
- Myślisz że gdyby nie ten cały konflikt między naszymi wujami moglibyśmy być przyjaciółmi? - zaskoczyło mnie to pytanie
- Być może - odpowiedziałam - ale gdyby nie to możliwe że nigdy byśmy się nie poznali.
- Jedna pozytywna rzecz w tym konflikcie - stwierdził - No nic odpoczywaj, a ja biorę się za znalezienie jakiegoś wyjścia. - wstał i odłożył kubek
Przysunęłam się w kierunku plecaka, aby obejrzeć jego zawartość. Był w miarę dobrze zaopatrzony jak na tak krótki czas, który Talon miał na dotarcie do mnie. Czyżby plecak był naszykowany już wcześniej? Może chciał uciec od wuja?
Talon tymczasem podleciał do otworu by sprawdzić czy jest jakakolwiek szansa na użycie go jako potencjalnego wyjścia.
Starałam się uspokoić myśli. Zbyt dużo nich biegało wokół Talona. Co raz bardziej biłam się ze swoimi uczuciami. Przez chwilę nawet naszła mnie szalona myśl, żeby powiedzieć mu prawdę. Ale co by to dało? Zrobiłabym z siebie pośmiewisko, jako agentka, która ma słabość do własnego wroga. I przede wszystkim byłabym pośmiewiskiem w jego oczach. Wypominałby mi moje szczeniackie uczucia do końca życia.
W głowie nawet już słyszałam jego śmiech i szydercze riposty pod moim adresem. Nie mogłam do tego dopuścić.
- Penny! - z zamyślenia wybudziło mnie wołanie Talona - Słyszysz mnie? Coś się stało?
- Nie, wybacz zamyśliłam się. Możesz powtórzyć?
- Mogłabyś mi tutaj poświęcić? - poprosił, dalej zaniepokojony
Wzięłam lampkę do ręki i skierowałam strumień światła w jego kierunku. Obadał dokładnie szczelinę wzdłuż i wszerz jednak bezskutecznie.
- Cholerna dziura - wyglądał na co raz bardziej zdenerwowanego - I jak się stąd wydostaniemy? - w akcie złości kopnął nogą w sufit.
Po chwili wydarzenia zaczęły biec bardzo szybko. Jeden z butów zaczął szwankować i Talon wylądował zdezorientowany na ziemi. Nagle od sufitu oderwało się kilka luźnych i ostrych odłamków lodu i sopli. Było za późno żeby z tamtąd uciekł.
- Uważaj! - krzyknęłam ale na nic to było, więc zrobiłam jedyną sensowną rzecz jaka przyszła mi do głowy.
Rzuciłam się w jego kierunku.

CZYTASZ
Ms. Inspektor Claw
FanfictionMimo nieustannej walki dobra ze złem agenci M.A.D rosną w siłę i przyjmują jeden z posterunków centrali. Próbę odzyskania siedziby podejmuje starsza agentka Penny. Jednak czy i tym razem dobro zwycięży? I czy młody zastępca jednego z największych pr...