XVIII

98 7 1
                                    

Chwila spokoju...Czy ja proszę o zbyt wiele? Odruchowo sięgnąłem po pistolet zastanawiając się gorączkowo jak z tąd uciec.
Lex dalej kontynuował swój denny monolog ale wiedziałem, że kątem oka cały czas na nas zerka.
Myśl Talon myśl, jak się z tąd wydostać. Musisz jakoś wyciągnąć z tąd Penny... a no i jeszcze przydałoby się uratować Quimby'ego.
Gdy Lex skończył się teatralnie przedstawiać ruszył w stronę naszej kryjówki. Wstałem i wycelowałem w niego, jednak on tylko się zaśmiał.
- Nie próbowałbym Tal - on również we mnie wycelował ale czymś czego się zupełnie nie spodziewałem.
Bransoletka Penny. Musiała zostać w mieszkaniu i Lex ją znalazł. Starałem się zachować względny spokój, może nie wie jak działa?
- Żartujesz sobie? - moja ręka usilnie starała się nie drzeć - Chcesz mnie załatwić bransoletką?
- Mały, naiwny Talon, - uśmiechnął się szyderczo - myślisz że nie wiem do czego to maleństwo służy?
Wycelował bransoletkę w stronę szefa i wystrzelił. Ten na szczęście w ostatniej chwili się uchylił ale ściana za nim nie miała tyle szczęścia. Eksplodowała w drobny mak zostawiając po sobie wielką dziurę, siła eksplozji wyrzuciła gruz prosto na ulicę. Słyszałem przyspieszony oddech Szefa Quimby'ego, ale wnioskowałem że raczej nic mu nie jest.
Nie wiedziałem jak profesorek zamknął taką moc w tak małej bransoletce, ale wiedziałem jedno, taka broń w rękach Lex'a będzie siać spustoszenie.
Spojrzałem Penny prosto w oczy, a w nich równie dobrze mogłem wyczytać to co sam miałem na myśli - Mamy przerąbane...
Lex jeszcze przez chwilę podziwiał dziurę w ścianie po czym zwrócił się znowu w naszym kierunku.
- Więc teraz Tal, zabierz swoją małą przyjaciółkę ze sobą i zapraszam za mną. Na biegunie czeka ktoś kto chce się z wami spotkać - dalej mierzył w nas bransoletą.
Nie miałem pomysłu jak wybrnąć z tej sytuacji. To nie był zwykły laser a śmiercionośna broń, która mogła roznieść wszystko w pył.
To koniec. Nie mamy jak uciec. Każdy mój opór zostałby momentalnie skontrowany. Penny też, choć widać było że nadal usilnie próbuje coś wymyślić, nie była w stanie znaleźć żadnego wyjścia.
Co ze mnie za chłopak? Nie dość że nie potrafiłem wyciągnąć Penny z niebezpieczeństwa to jeszcze po części sam je na nią sprowadziłem. Dlaczego zgodziła się na takiego nieudacznika jak ja? Powoli zbierało mi się na płacz, gdy nagle niespodziewanie Lex upadł na ziemię przygnieciony ciężarem dębowego biurka. Gdzieś obok rozległ się głos szefa.
- W nogi dzieciaki. Biegiem! - skierował wzrok na Penny która chciała zaprzeczyć - To rozkaz!
Nie zastanawiając się długo złapałem Penny za rękę i ruszyłem w stronę drzwi. W ucieczce przed Lex'em każda milisekunda była na wagę złota.
Ruszyliśmy korytarzem, a po mojej głowie krążyło kilka pytań. Po pierwsze: skąd Quimby w tym wieku miał taką krzepę? Po drugie: Co teraz?
To było moje ulubione pytanie ostatnich kilku dni, co robić?
Z zamyślenia wyrwała mnie Penny.
- Do laboratorium - pociągnęła mnie za rękę niczym korytarzem - musimy czymś go powstrzymać.
Biegliśmy korytarzami ile sił w nogach, lecz już gdzieś w oddali słyszałem zbliżającego się Lex'a. Miałem wrażenie że jeśli jakimś cudem przeżyje następne dni będę się bał każdego szmeru za plecami.
- Gdzie teraz Penn? - spytałem za kolejnym zakrętem
- Przez tamte drzwi - wskazała na koniec korytarza - schodami na dół i w prawo.
Ruszyliśmy dalej, jednak na drodze stanęła nam osoba, która w tej chwili była nam absolutnie nie na rękę.
- PENNY!! - przyjaciółka Penn Kyla wykrzyczała jej imię tak głośno, że mogłem się założyć że przechodnie na ulicy słyszeli ją bardzo wyraźnie... Lex pewnie też.
- Kyla! - wyraz twarzy Penny wskazywał że raczej nie była uradowana tym spotkaniem.
- PENNY JESTEŚ CAŁA?! NIE WIERZE... DZIEWCZYNO GDZIEŚ TY BYŁA!? MARTWIŁAM SIĘ! A CO Z TOBĄ ROBI TALON? CZY TO NOWA FRYZURA?!...
- Kyla dość, nie teraz! - gdzieś w tle rozległy się odgłosy zbliżającego się Lex'a - Chodź z nami - złapała ją za rękę i pociągnęła za sobą
Zbiegliśmy po schodach i pobiegliśmy korytarzem.
- Tamte drzwi to laboratorium profesorka - wskazała na koniec korytarza.
Do laboratorium wpadliśmy w takim pośpiechu że o mało nie przeleciałem przez stół stojący na środku pomieszczenia. Penny zamknęła drzwi, po czym roztrzaskała czytnik.
- Szukajcie czegoś co mogłoby nam pomóc - rzuciła otwierając z impetem pierwszą szafkę.
Otwierałem kolejne drzwiczki szukając jakiejkolwiek broni anty-Lex'owej, jednak poza kolbami z bliżej nieokreślonymi substancjami i pozostałym sprzętem chemicznym nie znalazłem niczego co mogłoby nam się przydać.
- Penny, wyjaśnisz mi w końcu co tu się dzieje? - spytała Kyla kręcąc się bez celu po laboratorium. - Co tu robi Talon? Chodzicie ze sobą? Tak? Maskara! A co to za ciacho o białych włosach? Jest wolny? A...
Zastanawiałem się jak pojemne musi mieć płuca skoro powiedziała to na jednym wdechu. Penny odwróciła się do kolejnej szafki. Mógłbym przysiąc że widziałem żyłę pulsującą na jej czole.
Otworzyłem kolejną szafkę w której stało niewielkie pudełko z niebieskimi piłeczkami.
- Penny co to jest? - wskazałem na swoje znalezisko
- Talon, znalazłeś dezaktywatory zasilania! Świetnie kochanie. - pocałowała mnie w policzek
- HA, WIEDZIAŁAM! OD POCZĄTKU MÓWIŁAM, ŻE...
- Kyla, zamknij się! - krzyknęliśmy równocześnie
- Co to za cudo? - wziąłem jedną z kulek do ręki i podrzuciłem
- Ta kulka pozwoli nam zdezaktywować wszystkie zabezpieczenia w kryjówce M.A.D.
- Super - wziąłem dwie kule i wasadziłem sobie do kieszenie, Penny zrobiła to samo.
Nagle usłyszeliśmy głośny huk. Spojrzeliśmy najpierw na drzwi a potem po sobie. Nawet Kyla zamilkła przestraszona. Zacząłem rozglądać się za potencjalnym wyjściem, jednak żadnego nie znalazłem.
Złapałem za pistole leżący na blacie i wziąłem głęboki wdech.
Szykuj się Lex, nie poddamy się bez walki.

Ms. Inspektor ClawOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz