♔⠀XII. ʳᵒᵍᵘᵉ

35 2 3
                                    


Brak prądu dobijał każdego. Instytut teoretycznie powinien posiadać własne generatory, i sytuacja taka jak ta, nie powinna mieć miejsca. Niestety z jakichś powodów i generatory padły. Rogue nie za bardzo to jednak przeszkadzało. Mogła bezkarnie spędzić dzień w pokoju, czytając tanie romansidła, które ostatnio kupiła jej Astoria. Gdy Twój dotyk zabija, nie masz co liczyć na bliższą relację z kimkolwiek, dlatego Rogue tak zawzięcie zaczytywała się we wszelakich romansach — o ile nikt tego  nie widział. To zrujnowałoby jej reputację, dlatego nikt poza Astorią — która miała podobne gusty książkowe — nie wie dział, i tak zostać powinno. Jednakże ile można spędzić w łóżku i czytać? Co prawda miała spokój, bo jej współlokatorka spała, ale i tak zaczęło ją nudzić czytanie, szczególnie w ciszy. Na telefonie zostały jej resztki baterii, a laptop już dawno wyładowany leżał na biurku. Zamknęła więc książkę i odłożyła ją na półkę. Pogoda na dworze się poprawiała, choć deszcz nieustępliwie nadal padał. Ubrała więc na siebie pluszową bluzę i wzięła talerze po śniadaniu, które przyniósł im Ezra. Wyszła po cichu z pokoju, kierując się do kuchni. Gdy tam dotarła, pożałowała tego, że była niepomalowana. W kuchni siedział bowiem nie kto inny jak Gambit. Popijał ze szklaneczki coś, co kolorem przypominało sok jabłkowy, ale Rogue mogła założyć się, że tym na pewno nie było. Wzięła głębszy oddech i jakby nigdy nic, ignorując Cajuna weszła do środka. Zmywarka nie działała, więc była zmuszona umyć naczynia ręcznie. Niestety wiązało się to ze zdjęciem rękawiczek, które ostrożnie położyła obok, zaraz biorąc się za szybkie umycie naczyń.

— A już myślałem, że nigdy ich nie zdejmujesz, cherie — usłyszała za sobą głos Gambita.

— Oczywiście, że zdejmuję — odparła dziewczyna, zerkając przez ramię na mężczyznę. Stał kilka kroków od niej, respektując jej przestrzeń osobista — A ta para to moje ulubione rękawiczki, więc o nie dbam — dodała, gdy kończyła opłukiwać talerze.

Wytarła dokładnie dłonie w ręcznik kuchenny, po czym z ulgą założyła rękawiczki. Spojrzała na Cajuna, opierając się o szafkę kuchenną obok zlewu. Ostatniego czasu dziewczyna zaczęła się dogadywać z tym paskudnym szczurem błotnym — jak nazywała go w myślach — i musiała przyznać, że gdy się nie popisywał, był całkiem miły. Ostatnio dołączył do niej podczas treningów indywidualnych. Z początku mutantka obawiała się tego jak to będzie wyglądać, bała się, że Gambit za wszelką cenę będzie próbował ją podrywać albo będzie rzucał niewybredne uwagi. Pomyliła się jednak co do niego. Oczywiście, nie byłby sobą, gdyby nie rzucił jakieś dwuznacznej aluzji, jednak najczęściej gawędzili o muzyce, którą Gambit polecał Rogue, a to o filmach, jakie niedawno obejrzała dziewczyna, czasem dyskutowali o tym co prawdopodobnie będzie na kolację. Pomagał jej też w treningach, pokazywał jak wykonać jakiś ruch. I co najciekawsze, mutantka czuła się przy nim wtedy wyjątkowo  swobodnie — oczywiście nie na tyle, by ćwiczyć w odsłoniętych ramionach, ale mur, jaki stworzyła wokół siebie, zdawał się wtedy topnieć. Rodziła się między nimi nić porozumienia.

— Rogue? — zapytał Remy, widząc, że dziewczyna odpłynęła mu gdzieś myślami i nie usłyszała pytania, jakie zadał.

Ciemnowłosa zamrugała kilka razy, zaś jej kącik ust drgnął w zakłopotanym uśmiechu, że tak się zamyśliła.

— Słucham? — zapytała, patrząc na mężczyznę.

— Remy pytał, czy nie chciałabyś wyjść z nim na obiad — powiedział spokojnie, a widząc, że dziewczyna chce coś powiedzieć, dodał pospiesznie — Spokojnie, cherie. Nie będzie to randka, wiem, że na nią się nie zgodzisz — „jeszcze" uzupełnił zdanie w myślach — Przyjacielski wypad na... chińczyka?

— Ale... teraz?

— Remy nie widzi żadnych przeciwwskazań, by udać się teraz. I tak na obiad pewnie będzie coś niezdrowego z miasta... Więc jak cherie? Dasz się porwać?

Rogue chwilę rozważała wszystkie za i przeciw tego wypadu. W Instytucie i tak nie miałaby co robić. Danger Room był nieczynny przez brak prądu, na dworze padało, więc nie miała co liczyć, że pójdzie pobiegać. Astoria i Ezra spali, więc partyjka Uno odpadała.

— Sushi? — zapytała, a gdy Gambit kiwnął głową, posłała mu delikatny uśmiech. — Jeśli profesor się zgodzi, i pojedziemy samochodem, to... czemu nie. Z chęcią. Pójdę się tylko przebrać — wskazała na swój „domowy strój" — A Ty porozmawiaj z profesorem. Piętnaście minut i jestem gotowa.

Gdyby dłużej zastanawiała się nad jego propozycją, pewnie by go spławiła. Dzisiaj był jednak jeden z tych dni, gdy nawet ona potrzebowała towarzystwa. Pospiesznie udała się do sypialni i zaczęła szukać odpowiednich ubrań. Z szafy Astorii pożyczyła sweterek w kolorze głębokiego wina, zaś ze swojej wyjęła proste  jeansowe spodnie. Uśmiechnęła się lekko  do swojego odbicia, gdy malowała się, jednak nieco  delikatniej niż zawsze, nie miała czasu na pełen mroczny makijaż.

Koniec końców Astoria oddała jej sweterek w kolorze wina, a Rogue ubierała go za każdym razem, gdy wychodziła z Gambitem na sushi.

VOICES⠀ ♔⠀ x-men: evoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz