♔⠀XXXVII. ᵈᵉˢᶜʳᶤᵖᵗᶤᵛᵉ ᶜʰᵃᵖᵗᵉʳ

22 1 2
                                    


Rogue w milczeniu obserwowała, jak Remy układał pasjansa na kuchennym stole. Nadal nie  rozumiała, co takiego pasjonującego było w tym, że zawsze pochłaniało to Gambita. Musiała jednak przyznać, że obserwowanie jak Remy sprawie i delikatnie układa karty, było niezwykle... satysfakcjonujące.

— Chere się gapi — zauważył Gambit, co wyrwało Rogue z głębokiego zamyślenia.

Spojrzała na niego, marszcząc przy delikatnie brwi.

— Nie gapię się —  burknęła — Obserwowałam. I zastanawiałam się, co takiego jest w układaniu kart, że tak to lubisz — dodała, obejmując kubek dłońmi.

W kuchni  poza ich dwójką nie  było nikogo, i jakoś to jej nie dziwiło. Dzisiaj wszyscy siedzieli zamknięci w swoich pokojach, jakby samo wyściubienie nosa z  bezpiecznych czterech ścian  miało sprowadzić na nich śmierć. Młoda mutantka miała dość bezczynnego siedzenia w sypialni, zważywszy na to, że Astoria przesiadywała głównie w MedLabie pod okiem swojego ojca. I właśnie dlatego Rogue siedziała teraz z Remym w kuchni, popijając nieco zbyt  słodką herbatę, obserwując, jak od dobrej godziny układał pasjansa — i to któregoś z kolei.

— Próbowałaś kiedyś? — zapytał Cajun, wskazując brodą na karty.

— Kiedyś... ale na telefonie — wywróciła oczami, gdy w odpowiedzi  na swoje słowa, usłyszała prychnięcie.

Mężczyzna odsunął się delikatnie, robiąc obok miejsce dla dziewczyny, zaraz zbierając karty i sprawnie  je tasując. Widząc jej pytające spojrzenie, poklepał miejsce obok.

— Siadaj. Remy obiecuje, że będzie trzymał ręce przy  sobie, no, chyba że chere będzie mieć inne plany...

— Remy dostanie zaraz w zęby jeśli nie  przestanie mówić o sobie w trzeciej osobie — odparła spokojnie, ale poprawiwszy bluzę, zajęła miejsce koło mężczyzny.

Musiała przyznać, ze ładnie pachniał. Mocna woda toaletowa w połączeniu z zapachem dymu tytoniowego przyjemnie włączyła się z typowym zapachem Gambita. Uśmiechnęła się delikatnie, gdy ten odsunął się jeszcze kawałek, by ta czuła się pewniej.

— Lubię, gdy mówisz do mnie Remy — przyznał, co szczerze zaskoczyło dziewczynę, nim ta jednak zdążyła coś powiedzieć, wręczył jej talię kart. — Spokojnie, Rogue, karty nie  gryzą.

Pokręciła głową, po czym przetasowała karty, tylko po to by lepiej układały jej się w dłoni. Powoli, słuchając instrukcji Remy'ego zaczęła rozkładać karty. Znała podstawy, jednakże głos Cajuna odciągał jej myśli od zła, które miało się według snów jej przyjaciółki spełnić.

W ciągu kilku ostatnich kilku tygodni Rogue i Gambit często spędzali czas razem — na wspólnych treningach, gotowaniu, czy jak teraz, na zwykłych głupotach jak układanie kart. Było w tym coś, co w dziwny sposób uspokajało dziewczynę. Remy był zadowolony, że ta otwierała się przed nim, nie była tak zdystansowana jak na początku, gdy pojawił się w Instytucie, nie zmieniało to faktu, że bywały dni, kiedy była bardziej nieufna niż normalnie. Mężczyzna nauczył się, że wtedy lepiej nie naciskać, i dać jej spokój. Najbardziej go cieszyło, że nie uciekała przed nim i nie odskakiwała, gdy był zbyt blisko  niej — tak jak teraz, gdy przysunął się, by wskazać jej kolejny ruch, który  przeoczyła. Remy już dawno zauważył, że dziewczyna wyjątkowo lubiła truskawkowy szampon, i zdecydowanie używała go dzisiaj, czuł wyraźnie intensywną woń jej szamponu. Mieszał się on z nutą wanilii, piżma i jakiegoś słodkiego kwiatu, którego nie potrafił aktualnie zidentyfikować. Była to przyjemna dla nosa mieszkanka, która podobała się mężczyźnie — nie wspomniał jednak tego Rogue, wiedząc, że ta nazłość mu, przestanie używać tych perfum.

Postukał palcem w kolejną z kart damę kier, wskazując, gdzie może ją przełożyć. Rogue starała się nie skupiać uwagi na mocnym zapachu wody kolońskiej mężczyzny, jednak gdy odwróciła głowę w bok, by skomentować, że widziała kartę. Słowa ugrzęzły jej w gardle, gdy zobaczyła jak blisko niej znajdował się Cajun. Wcześniej nie zarejestrowała kiedy się przysunął. Z tej odległości mogła dokładnie zauważyć, że jego oczy nie były po prostu czarne. Były...

— ODSUŃ SIĘ OD NIEJ — usłyszeli podniesiony głos Logana.

Rogue od razu odsunęła się na bezpieczną odległość, poprawiając swoją bluzę, jakby chciała się w niej ukryć. Logan nie przepadał za Gambitem, i za punkt honoru wziął sobie ochronię Rogue przed nim. I był też ostatnią osobą, która powinna zobaczyć tę dwójkę w takiej sytuacji — dziewczyna nawet przed samą sobą, nie  potrafiła się przyznać, że ten bezczelny Cajun się jej podobał.

— Idź spać, chere, późno się zrobiło — odezwał się Remy, jakby wrzask Logana nic nie znaczył — Dokończymy innym razem pasjansa.

Od razu podniosła się z miejsca, dopijając zimną już herbatę.

— Dobranoc Logan. Dobranoc... Remy.


________

Trzy rozdziały do końca :c. Szczerze mówiąc, boję się ich ;(

VOICES⠀ ♔⠀ x-men: evoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz