♔⠀XXXI.ᵈᵉˢᶜʳᶤᵖᵗᶤᵛᵉ ᶜʰᵃᵖᵗᵉʳ

26 1 1
                                    

Od zawsze z ekscytacją myślała o tym dniu, jako mała dziewczynka przed snem wyobrażała sobie jak to wszystko będzie wyglądać. Nie było dzisiaj jednak tak, tak to sobie wyśniła — ale i tak było idealnie. Na jej palcu lśniła złota obrączka, miała obok siebie męża, którego kochała całym sercem, jej przyjaciele, rodzina, także tu byli i świętowali wraz z państwem ... najpiękniejszy dzień, ich ślub. Bawili się, śpiewali, tańczyli. Kobieta z uśmiechem obserwowała wirujące na parkiecie pary, samej chwilowo odpoczywając od tańca. Musiała przyznać, że wysokie szpilki nie nadawały się zbytnio do szalenia po parkiecie, ale  była gotowa przecierpieć kilka pierwszych tańców, by zaraz potem zmienić buty na wygodne balerinki. Biała suknia ślubna, choć ciężka przez ilość materiału, jaką posiadała, była niezwykle piękna. Drobne diamenciki błyszczały przy każdym jej ruchu, mieniąc się w kolorach tęczy. Uśmiechnęła się, upijając  łyk szampana z kryształowego kieliszka, wzrok kierując na parkiet. Widziała Ezrę, który tańczył przytulając do siebie Rose ubraną we zwiewną niebieską sukienkę, pod której kolor młodzieniec miał krawat.  Największe zaskoczenie robiła jednak inna para. Tańczyli powoli i ostrożnie, z daleka od innych par. On wyglądał jak model wyrwany wprost z okładki jakiegoś magazynu o modzie, ona zdawała się być nieco zestresowana sytuacją, w jakiej się znalazła. Gdyby nie rękawiczki, jakie miała na sobie, panna młoda w życiu nie powiedziałaby, że partnerką Remy'ego jest Rogue. Uśmiechnęła się na ten widok, kto jak kto, ale Rogue zasługiwała na chwilę czułości.

Odłożyła kieliszek na stół, gdy czyjeś dłonie znalazły się na jej ramionach. Odwróciła głowę w tył, a na jej twarzy pojawił się jeszcze szerszy uśmiech. Za nią stał nie kto inny jak jej mąż. „Jej mąż", to brzmiało tak pięknie, że kilka razy powtórzyła te dwa słowa w umyśle.

— Przyniosłem Ci buty na zmianę — powiedział, wskazując na parę baletek, którą chwilę wcześniej postawił na podłodze.

— Dziękuję, jesteś kochany — odparła, zsuwając ze stóp szpilki, chowając je pod stołem, by zaraz założyć byt, które przyniósł jej mężczyzna.

— Wiem o tym — odpowiedział z rozbawieniem, po czym wyciągnął ku  niej dłoń, pomagając wstać z miejsca — Chodź, idziemy tańczyć, w końcu to nasze wesele — ucałował ją czule w usta, chwilę później ruszając z nią w stronę parkietu.

Dotarli do niego akurat, gdy zaczynała się kolejna wolna piosenka. A przyznać trzeba, że na ich weselu sporo  takich utworów było, kobieta sama wybierała piosenki na dzisiejszą okazję. Każda z nich przypominała jej i jej mężowy o jakimś ważnym wydarzeniu z ich życia — pierwsza randka, pierwszy wspólny wyjazd, zaręczyny. Przytuliła się ostrożnie do męża, nie chcąc pognieść sobie sukni. Czuła jego dłoń, która delikatnie gładziła ją po plecach, słyszała ciche mruczenie nad uchem, gdy mężczyzna nucił lecący utwór. Zamknęła oczy, skupiając całą swoją uwagę na tej chwili, chcą zapamiętać ją jak najlepiej.

Z przyjemnych myśli wyrwał ją głośny huk. Stoły  stojące najbliżej jednej ze ścian nagle wyleciały w powietrze — razem ze wspomnianą ścianą. Zszokowana panna młoda wraz z  mężem patrzyli na unoszący się dym oraz gruz, który przygniótł niektórych gości. Grupa X od razu wiedziała, że właśnie skończyła się zabawa i czas na pracę. Niektórzy wyprowadzali gości, inni w gotowości czekali na to, kto wyjdzie do nich z kłębów dymu. Okazało się jednak, że to nie stamtąd nadejdzie wróg. W jednej chwili coś zerwało dach.

Sentinele! krzyknął któryś z przyjaciół — Uważajcie! To Sentinele!

Kobieta stanęła odruchowo przed mężem, jednak ten sprawnym ruchem wepchnął ją za swoje plecy, chcąc chronić przed wrogiem. Kolejny wybuch odrzucił ich jednak na kilka metrów, rozdzielając ich od siebie ścianą ognia. Usiadła na kolanach, kaszląc. Jej śnieżnobiała suknia była teraz pokryta kurzem, brudem i krwią. Krew? Skąd? Obejrzała się uważnie, nie widząc jednak na swoim ciele żadnej z ran. Jeśli to  nie  była jej krew to...

Zerwała się na równe nogi, nawołując męża, i za pomocą swoich mocy, próbując przebić się przed ścianę ognia. Cały czas nawoływała, jednocześnie unikając ataków żołnierzy nasłanych na nich wraz z Sentinelami. Nim dotarła do męża, minęło kilka minut.  Leżał na gruzie z kawałkiem szkła wbitym w brzuch. Jeszcze żył, i próbował walczyć, choć z ledwością był w stanie sie ruszyć. Upadła na kolana obok niego, używając swojej sukni jako opatrunku na ranę. Sama także była ranna, biała suknia na wysokości lewego ramienia robiła się ciemnoczerwona od sączącej się z rany krwi.

— Mutanci .... i .... rozpoznani. Status: szczególnie niebezpieczni. Cel: Zlikwidować — usłyszeli obydwoje.

Nad nimi stał jeden ze Sentileli, wymierzając w ich stronę wiązkę lasera. Ostatnie co zrobiło małżeństwo, było przytulenie się do siebie, i po raz ostatni szepnięcie „Kocham Cię"



Astoria obudziła się, czując w ustach metaliczny posmak krwi.

VOICES⠀ ♔⠀ x-men: evoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz