♔⠀XXXIII.ᵈᵉˢᶜʳᶤᵖᵗᶤᵛᵉ ᶜʰᵃᵖᵗᵉʳ

29 1 2
                                    


Starszy mężczyzna siedział w bujanym fotelu znajdującym się na ganku domu, obserwując, jak w ogrodzie bawi się grupka kilkuletnich dzieci. Nie widział ich co prawda za dobrze, byli kolorowymi biegającymi plamami, ale słyszał ich śmiech, słyszał, jak śpiewały wyliczanki podczas zabawy. Kiedyś, gdy był dużo młodszy, gdy wchodził w dorosłe życie, nie sądził, że tak skończy się jego historia. Nie wierzył, że będzie w stanie odnaleźć spokój i zasiąść gdzieś na stałe. A tu proszę. Był już stary, miał żonę, dzieci i gromadę wnuków. Z zainteresowaniem słuchał jak opowiadały o tym czego nowego nauczyły się w Instytucie, kogo poznały. Zawsze wtedy przypominały mu się jego młodzieńce lata, wrogowie, których pokonał, przyjaciele  jakich zdobył, tych, których stracił. Gdy tylko zamknął oczy, widział uśmiechnięte twarze mieszkańców Instytutu oraz Bractwa. W nocy śniły mu się wspomnienia z ich wspólnych wypadów, walk czy imprez. Były to miłe wspomnienia, lecz przez lata powoli wyblakły. Pielęgnował je w sobie od zawsze, mając jednak miejsce na nowe wspomnienia i przeżycia.

Teraz był dziadkiem na bujanym fotelu, obserwującym jak jego wnuki wraz ze znajomymi bawią się w ogrodzie. Nie miał już siły, by do nich dołączyć, chcąc nie chcąc, zestarzał się i stawy omawiały już posłuszeństwa.

Tato? zapytała głośniej kobieta, kładąc dłoń na ramieniu mężczyzny.

Spojrzał na nią, posyłając jej ciepły uśmiech, choć ta patrzyła na niego stroskana.

Pytałam, czy przynieść Ci koc, albo herbaty — dodała, widząc, że nie zarejestrował jej wcześniejszego pytania.

Siwowłosy mężczyzna kiwnął głową, odpowiadając „herbaty", przenosząc ponownie spojrzenie na ogród. Z tego co wnioskował, dzieci bawiły się teraz w berka — choć nadal były dla niego kolorowymi plamami. Oczywiście, gdyby ubrał okulary, zapewne by rozróżnił każde z nich. Nie chciał jednak wstawać, ani prosić o to, któreś ze swoich dzieci. Był już zmęczony, dziś zdecydowanie bardziej niż zawsze. Częściej też myślał o przyjaciołach, których stracił. Niektórych odebrała mu ludzka nienawiść, innych starość. Dziś, po wielu latach boju ludzie ufali, i co najważniejsze, nie bali się już mutantów. Powstało więcej szkół dla mutantów, w których uczyli także zwykli ludzie. Po wielu latach szykanowania, nienawiści i prawie doprowadzenie do wyginięcia, mutanci w końcu byli wolni, byli szczęśliwi. Uśmiechnął się w duchu, żałując jednak, że nie wszyscy doczekali tak wspaniałych czasów.

Zamknął oczy, czując, jak senność ogarnia jego zmęczone ciało. Dziwny rodzaj błogiego spokoju rozlał się po nim, gdy tylko zamknął oczy. Spokój, którego nie odczuwał od wielu lat. Najdziwniejsze poczuł jednak kilka sekund później. Znajomy zapach kwiatowych perfum, i delikatny kobiecy dotyk na twarzy. Otworzył oczy, po chwytając spojrzenie młodej kobiety naprzeciw niego. Spojrzenie, którego nie widział od lat.

Już czas — powiedziała delikatnie kobieta, uśmiechając się tak czule, że chciał zapłakać ze szczęścia — Czekaliśmy na Ciebie... Wszyscy razem, od wielu lat — dodała, łapiąc go za dłoń i  pomagając wstać, zabierając jego duszę do zaświatów, gdzie czekali  na niego najbliżsi.


Wybudzona ze snu, pierwszy raz uśmiechała się przez łzy.




_________

żeby nie było, że wszystkich morduję :D

VOICES⠀ ♔⠀ x-men: evoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz