♔⠀XXXV. ᵈᵉˢᶜʳᶤᵖᵗᶤᵛᵉ ᶜʰᵃᵖᵗᵉʳ

23 1 2
                                    

Gdyby ktoś powiedział jej, gdy była młoda, że dożyje prawie osiemdziesięciu lat, będzie mieć kochającego męża, kilkoro dzieci i gromadkę wnucząt — a nawet prawnuka w drodze — w życiu by nie  uwierzyła. Nie przy takim życiu, jakie prowadziła, gdy  była nastolatką, a potem młodą kobietą. Zbyt  wiele walk przetrwała, zbyt wiele osób straciła, jej serce nosiło zbyt wiele blizn, które do dzisiaj się nie zagoiły. A mimo to, żyła pełnią życia, robiła to co kochała, i gdyby nie podeszły wiek, i problemy zdrowotne nadal pewnie uczyłaby w Instytucie. Życie jednak chciało inaczej, leżała teraz na niewygodnym szpitalnym łóżku, czekając, aż przyjdzie pielęgniarka, by zmienić jej kroplówkę. Często powiadała, że żyła na kredyt, w związku z wydarzeniami sprzed wielu lat. Ani  ona, ani jej mąż nigdy nie opowiadali o nich na głos, były zbyt bolesne dla obojga, zbyt wielu przyjaciół wtedy stracili. Kiedyś często o tym myślała, z czasem jednak nauczyła się żyć od nowa z tą bolesną zadrą w sercu.

Podniosła drżącą dłoń, na której lśniła złota obrączka, by dotknąć dłoni siedzącego na twardym, plastikowym szpitalnym krześle, męża. Siedział z nią od rana do wieczora, a czasem, gdy na dyżurze była miła pielęgniarka, spędzał noce przy łóżku kobiety. Dziś było podobnie. Równo o ósmej rano po skończonym obchodzie lekarskim, osiemdziesięciu kilkuletni mężczyzna pojawił się w szpitalnym pokoju z pudełkiem ulubionych pączków staruszki — było ich tak dużo, że zawsze częstowali pielęgniarki. Jak co dnia opowiadał jej, co ciekawego wydarzyło się w domu, pokazał jej kolejne laurki narysowane przez wnuki dla niej, przekazywał pozdrowienia od sąsiadków. Na wysłużonym już telefonie komórkowym pokazywał filmiki, jakie dzieci i  wnuki dla niej nagrały. Uśmiechała się delikatnie, choć myśli kobiety były całkowicie gdzie indziej.

— Gdzie mi uciekłaś? — zapytał mężczyzna, głaszcząc policzek małżonki.

— Hmm? — zamruczała, wracając do świata rzeczywistego — Wybacz, po prostu... Śniła mi się dzisiaj...

— Kto? - zmarszczył lekko brwi, jednak sugestywne spojrzenie kobiety mówiło mu  dokładnie, kogo miała na myśli.

Wcale jej się nie dziwił, że jej się śniła, do rocznicy został tylko tydzień. Jak co roku mieli spotkać się z tymi, którzy jeszcze żyli, by po wspominać  stare dobre czasy, wspólnie odwiedzić cmentarz. Niestety z roku na rok, było ich coraz mniej i z oryginalnej grupy X zostało ich kilkoro. Staruszka nie musiała odpowiadać na pytanie męża, kogo widziała we śnie. Nie potrafiła jednak mu go opowiedzieć, jak poprosił o to kilka chwil później. Była dziś zbyt zmęczona. Potrzebowała godziny na drobną drzemkę, a nucenie tak dobrze jej znanej melodii przez staruszka, sprawiało, że powoli zapadała w sen. Uśmiech zastygł jej na ustach, gdy powieki jej się zamknęły i jedyną osobą, którą widziała, była ciemnowłosa dziewczyna, z promiennym uśmiechem na ustach.

Już czas siostrzyczko, czas wrócić do domu...

Na monitorze pojawiła się prosta czerwona linia.

Resztę tej nocy Astoria spędziła, przytulając do siebie pluszowego misia, który  był prezentem od Rose i Ezry.

VOICES⠀ ♔⠀ x-men: evoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz