♔⠀XIX. ᵇʳᵒᵗʰᵉʳʰᵒᵒᵈ ᵒᶠ ᵐᵘᵗᵃᶰᵗˢ

24 1 1
                                    


Wanda lubiła leniwe sobotnie poranki. Chociaż czy były one takie leniwe? Nie do końca. Młoda mutantka od rana była już na nogach. Soboty były bowiem dniem sprzątania i tygodniowych zakupów. W tygodniu nigdy im się nie chciało chodzić, więc uzgodnili całą czwórką, że będą robić zakupy raz w tygodniu, najczęściej w soboty — i wcale nie dlatego, że było w tym dniu najwięcej promocji. Gdyby ktoś obcy ich podglądał, zdziwiłby się, jak wyglądało życie w Bractwie. Bliźniacy, Todd i Lance byli wyjątkowo zżyci z sobą, choć nie zawsze to sobie publicznie okazywali. Dom Bractwa, choć zaniedbany z zewnątrz, w środku był zawsze ogarnięty i posprzątany — co najczęściej było zasługą Wandy. Gdyby ktoś się jednak zastanawiał, skąd czwórka nastolatków miała fundusze na utrzymanie tak wielkiego domu, robienie zakupów i opłacanie wszelkich rachunków — odpowiedź była prosta, budynek należał do samego Magneto, i to on zajmował się tym, by jego dzieciom niczego nie zabrakło. Kto wie, może w ten sposób potężny mutant starał się odpokutować to, że był beznadziejnym ojcem. Wanda nie chciała o tym myśleć, skupiała się jedynie na tym, że nie musiała się martwić, że odetną im prąd w najmniej oczekiwanym momencie.

Popijając od czasu do czasu kawę, przygotowała śniadanie dla brata i przyjaciół. Dopisała do listy zakupów kilka rzeczy, które jej się przypomniały. Dziś na zakupy miał udać się Pietro wraz z Lancem, zaś Todd zaproponował, że pomoże jej w zakupach. Mutantka znała powód, dla którego nastolatek chciał jej pomagać. Todd od dawna był zakochany w Wandzie, ale ta uparcie odpychała go od siebie, nie widząc w nim nikogo poza znajomym. Z czasem jednak się z nim zaprzyjaźniła, i przyznać musiała, że nie był taki zły i obleśny, za jakiego go wszyscy mieli. Fakt, jego mutacja nie była najciekawsza, a długi żabi  język odstraszał, jednak potrafił być pomocny i miły. Nie bał się jej, nawet gdy traciła panowanie nad sobą. Okazał się niezwykle dobrym słuchaczem, czasem po prostu siedzieli razem w kuchni, pijąc herbatę i milczeli.

Pierwszy do kuchni zszedł Lance,  SMS-ując już z Kitty. Wanda uśmiechnęła się  duchu. Z początku uważała, że relacja Lance'a i Kitty to zauroczenie, które nie przetrwa tego, że byli po przeciwnych stronach barykady. Z czasem jednak przekonała się, że zamiast być to przeszkodzą,  było to czymś, co wzmacniało ich związek każdego dnia. Młodzieniec przywitał się z Wandą, zajmując miejsce przy stole, jednocześnie chowając telefon do kieszeni spodni.  Jedną z niepisanych zasad było nieużywanie telefonu podczas wspólnych posiłków, i o dziwo, wszyscy przestrzegali tej reguły. Kilka minut później do kuchni wszedł zaspany jeszcze Pietro. Zamiast usiąść przy stole, podszedł do Wandy, by jej pomóc, jednak ta zaraz go pogoniła, oznajmiając, że poradzi sobie sama. Todd jak zawsze zszedł na śniadanie spóźniony, co wywołało kilka kąśliwych uwag od przyjaciół, jednak chłopak się nimi nie przejął, wiedząc, że to żarty.

Godzinę później, gdy Pietro i Lance pojechali do centrum na zakupy — Wanda upomniała ich co najmniej kilka razy, by zachowywali się przyzwoicie — pozostała dwójka mutantów wzięła się za ogarnianie kuchni i reszty domu. A raczej robiła to Wanda. Todd zajął się sprzątnięciem swojego pokoju, od czasu do czasu pytając, czy Maximoff nie potrzebuje pomocy w czymś. W końcu  nie tylko mieszkańcy Instytutu pomagali sobie. Co prawda by „tymi złymi", jednak nie dla siebie nawzajem, o tym nie musieli jednak wiedzieć inni.

Czas płynął szybko, gdy człowiek zajął się sprzątaniem. Wanda zdążyła ogarnąć większość rzeczy, dwa razy rozmawiała z Pietro przez telefon, gdy ten zadzwonił, że jadą jeszcze w kilka miejsc, bo w sklepie nie  było wszystkiego, co chcieli kupić, a i srebrnowłosy zdążył zgłodnieć. Dziewczyna układała poduszki na swoim łóżku, gdy usłyszała krzyk Todda „WANDA!". Zaniepokoiła się, słysząc niepokój w głosie przyjaciela. Nie zdążyła odkrzyknąć, gdy młodzieniec zawołał ponownie „WANDA! CHODŹ TU SZYBKO!". Od razu zbiegła po schodach i spojrzała na Todda stojącego w drzwiach z workiem na śmieci w ręku. Mutantka stanęła za plecami przyjaciela, kładąc mu dłoń na ramieniu. Nie musiała pytać, o co chodzi. W odległości kilku metrów od ich domu stała grupka ludzi z kominiarkami na twarzach i — co zaniepokoiło ją najbardziej — koktajlami Mołotowa w rękach. Pierwszy Mołotow wylądował przed drzwiami, oboje mimowolnie podskoczyli. Kolejny uderzył o ścianę budynku. Wanda otrząsnęła się z szoku i pospiesznie utworzyła barierę wokół domu, prosząc Todda, by zadzwonił po Pietro i Lance'a.

Wtedy właśnie zrozumiała, że pokój pomiędzy ludźmi a mutantami był tylko iluzją...

VOICES⠀ ♔⠀ x-men: evoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz