24

42 5 1
                                    

Lloyd

L: dobra skończmy ten temat

Mi: może Jednak jutro wpadniecie do Misako ,a dziś odpoczniecie

Spojrzałem na Mistake, później na Charlotte . Cóż ... Trudno zostanę

L:dobra zostaniemy

Mi: może pokaże wasz pokój

Powoli wstałem podnosząc brunetkę.

Parę godzin później....

Charlotte

Wybudziłam się ze snu otwierając oczy.Byłam w małym pokoju ,a dokładniej siedziałam na materacu .Przez chwilę słyszałam cichy płacz, który ustał gdy wstałam.
Obok mnie był drugi materac na którym spał Lloyd.Czyżby to on płakał?

Rozpaliłam skrzydła oświetlając pół mrok. Podeszłam do niego kucając obok jego głowy.Moje światło oświetlało jego zapłakaną twarz .Albo płakał przez sen ,albo umie udawać .
Szturnełam go ,ale zero reakcji

Ręką przetarłam jego policzki wycierając łzy .To takie dziwne ..

Poprawiłam kocyk, którym był przykryty obserwując go.
Dobra stop , przestań się na niego gapić!
Otrząsnęłam myśli wracając na* materac.Polożyłam się spowrotem rozkładając skrzydła.Mój wzrok był wlepiony w   sufit .Tak bez celu szepnęłam  do siebie

Ch: przykro mi Lloyd ,ale zawiedziesz się... Nie wejdę do pałacu... Nie mogę walczyć z Lilii...

Rano godzina 9:18 Charlotte wchodzi do pokoju , gdzie Mistake przygotowuje herbatę

Nie powiem byłam okropnie zmęczona.Jeszcze na dodatek tego głupka nigdzie nie ma.Może sam poleciał?
Tak było by najlepiej

Mi:szukasz kogoś?

Ch:tego blondyna w zielonym stroju

L:achh tak... Kazał ci przekazać że będzie czekał na ciebie   w barze u nie  jakiego Deretha(nie wiem czy dobrze napisałam)

Ch: że co?!

Mi:to na końcu tej ulicy w prawo będziesz widzieć odrazu

Ch: dowidzenia

Już chciałam wyjść kiedy ta kobieta zatrzymała mnie  .

Mi: chciała bym abyś coś mi obiecała
Mi: Chodzi o Lloyda ..obawiam się że tym razem może mieć problem  z pokonaniem ojca...

Ch:nie mieszajcie mnie w to!

Mi: jeśli nie będzie chciał walczyć i się podda nas wszystkich czeka śmierć.Chciałabym abyś była jego światłem w  mroku .Nie pozwól ,aby zakiełkowało w nim ziarno niepewności .

Ch:jest pani nienormalna!

Mi: być może ,ale to ty masz skrzydła, wyrastają ci rogi ,w niedługim czasie szpony  , aż całkiem staniesz się feniksem

Mi:, jesteś boską istotą możesz żyć wiecznie ,ale bez  najważniejszych elementów wszystko może zniknąć

Ch: kłamiesz jak wszyscy!

Trzasnęłam drzwiami   wybiegając z herbaciarni.Kłamała , napewno kłamała

Poczułam jak łzy spływają z moich policzków,a wzrok ludzi czułam  cały czas odkąd wyszłam  z tamtego nienormalnego miejsca.
Zatrzymałam się przed klubem/pabem*
Opanowałam oddech   i spróbowałam schować skrzydła.W pałacu robiłam to cały czasu,ale tutaj odkąd osłabłam  nie potrafię tego zrobić.To uciążliwe
Założyłam skrzydła blisko pleców ,aby były mniejsze.Poprawiłam niechlujnego koka i weszłam do środka.Na wejściu czuć było  zapach alkoholu i jedzenia .Prawie nikogo nie było. Poza Lloydem ,jakimś gościem w stroju, matką Lloyda i tą rudą idiotką.
No właśnie ! Co ona tu robi?!

-śliczna  pomóc ci,znam...

Ch:spadaj oblechu

Powoli poszła  w stronę lady gdzie byli wszyscy , zauważyli mnie jak stanęłam przed nimi.

M:witaj Charlotte

Ch:co ona tu robi?

Palcem wskazałam na rudowłosą , która nie zwracała najmniejszej uwagi na moją obecność.

L:płakałaś?

Zignorowałam  go  siadając na rogu blatu

D:skąd  wzięliście tą dziewczynę?!

L:to Charlotte

D: piękne imię

Spojrzał na mnie lecz nie dałam mu satysfakcji i  nadal miałam kamienny wyraz twarzy.

L: Dereth  możesz się skupić?

Ktoś się chyba wkurzył,no cóż   będzie musiał przeboleć więcej.

Ch: przepraszam że przerywam  ,ale mnie musicie wykluczyć z waszych planów.Nie mam zamiaru tam wracać z resztą to nie mój problem

M: jak to  przecież...

L: nie mamy czasu    co z tobą?

Spojrzałam na niego   zchodząc ze stołu.

Ch: Wiele rzeczy nie zrozumiesz,pozatym ja nie jestem ci do niczego potrzebna

Odwróciłam się idąc na zewnątrz,nie słuchałam ich szłam przed siebie słysząc jak ktoś idzie  za mną.
Nie znając  ulic zaczęła biec, skręcając w mniejsze uliczki.Szkoda że nie mam rękawic  , cóż...
Będzie boleć , wspiełam się po drabinie pożarowej wchodząc na dach bloku.Nigdy nie skakałam po dachach , odwróciłam wzrok widząc jak Lloyd też stoi parę metrów ode mnie .

Ch:, idź !

L:nie 

Ch: zostaw mnie już , odpuść sobie dobrze wiesz że nie pasuje do waszej drużyny!

L:tu nie chodzi o to

Cofnęłam się do tyłu czując krawędź dachu.Nie wiele brakuje bym spadła i zapomniała o wszystkim.

Ch: powodzenia

Łza za łzą spływały po moich policzkach ,a wzrok stawał się rozmazany  przez głupie łzy.Jest już obok mnie  lecz odsunęłam go skrzydłem.

Ch:nie zależy mi już na niczym więc po prostu mnie zostaw

Przetarłam łzy  czując że niewiele brakuje bym straciła kontrolę.Zacisnełam dłonie w pięści
Panując na emocjami

L:zaprzeczasz sobie, wczoraj nie spałem ... Czułem i słyszałem to wszystko

L: może i nie zrozumiem bo mi nie powiesz ,ale nie musisz być z tym sama

Słyszał to wszystko

Zrodzona z popiołu~lego ninjagoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz