Rozdział 75

464 36 96
                                    

☆pov. Thomas☆

Jechałem powoli miejskimi ulicami miasteczka. Może powinienem bardziej skupić się na drodze, ale moje myśli odpływały wciąż do jednej dziewczyny. Spojrzałem przez chwilę na miejsce pasażera. Siedziała na nim kobieta, która wyglądała z pozoru na dużo młodsza niż była w rzeczywistości.

Gdyby ktoś powiedziałby mi, że dobrowolnie spotykałem się z wampirzycą, stwierdziłbym że postradał rozum. A przecież już od dłuższego czasu planowałem się z nią spotkać. Do tej pory wymienialiśmy jedynie krótkie telefony, a nasze rozmowy w sms-ach przypominały zlepek słów wyrwanych z kontekstu dla zwykłego czytelnika. My jednak wcale nie mieliśmy problemów z ich zrozumieniem. Każde wiedziało co chciała przekazać druga osoba.

Nie spodziewałem się, że tak miło będzie mi się rozmawiało z wampirzycą. Byłem pozytywnie zaskoczony, gdy pojechałem po nią dzisiaj na lotnisko i zamiast wyniosłej kobiety ujrzałem opanowaną i zdecydowaną wampirzycę. Nie dawała mi do zrozumienia na każdym kroku, że byłem na jej łaskach. Że robiła mi przysługę zgadzając się na nasze spotkanie. Nawet jeśli by tak było, zniósłbym jej humorki bez mrugnięcia okiem. Była jedyną osobą która mogła mi pomóc, pomoc Wendy, a na tym zależało mi najbardziej.

Zoe, bo tak właśnie nazywała się wampirzyca, odziedziczył po ojcu geny wampira, a jej matką była jedną z przedstawicielek Nakali. Była jedyną osobą która wiedziała o nich prawie wszystko. Miała wiele czasu by doszkolić się i uzupełnić wiadomości, które przekazała jej matka. Tylko ona potrafiła powiedzieć mam dlaczego z Wendy działy się tak nietypowe rzeczy. Mogła pomóc jej opanować móc, którą w sobie odkryła. Miałaby kogoś kto by ją rozumiał. Nie byłaby już taka zagubiona. Tylko to się wtedy dla mnie liczyło. Widziałem jak z każdym dniem powoli wracała do swojej skorupy. Wycofywała się z powrotem do osoby, która była podatna na manipulacje innych. Do siebie, zanim ją poznałem.

Z każdym kolejnym dniem byłem coraz bardziej sfrustrowany, gdy nie potrafiłem znaleźć żadnego tropu. Nikogo, kto choć trochę wiedział dlaczego miała takie zdolności. A gdy w końcu natknąłem się na Zoe, zdecydowałem, że była jedyną nadzieją by jej pomóc. Ta jej moc wymykała się spod kontroli. Pochłaniała ją, a ja coraz bardziej bałem się zostawiać ją samą.

Na początku sam starałem się jej pilnować, ale gdy musiałem coraz częściej wyjeżdżać, a Wendy zaczęła mieć nawet sny, które mogły stać się dla nie niebezpieczeństwem, musiałem się spieszyć. Poprosiłem mojego kuzyna by obserwował ją jako kot, tak jak to do tej pory robił. Jednak Wendy stała się bardziej ostrożna i utrudniała mu to zadanie na każdym kroku. Dlatego rolę ochrony przejął Edwin. Musiałem powierzyć ją jemu i zaufać komuś kogo do tej pory uważałem za nieprzyjaciela.

Edwin'a poznałem kilka lat temu. Zjawił się tak nagle w mieście. Musiał podróżować z przewoźnikiem. Jeden z Nakali zapewne pomógł dostać się mu do miasteczka. Było ono otoczone terenami, które miały ze sobą wielkie spory, a granice były pilnowanie bardziej niż sam biały dom. Driffield było neutralnym terenem, więc nikogo nie zastanawiało pojawienie się nowego wampira. Jeden mniej czy więcej nie robił nikomu różnicy. No może prawie nikomu. Znaleźli się i tacy, którzy chcieli wykorzystać młodego, samotnego wampira.

Wilkołaki żyły z krwiopijcami jak pies z kotem i nieustannie skakali sobie do gardeł. Nie żeby teraz coś się zmieniło. Próbowali wrobić go w atak na jednego z nich. Mogliby wtedy bez konsekwencji dopłacić się mu i nikt nie miałby nic przeciwko. Przypadkiem podsłuchałem ich rozmowę. Nawet wilkołaki potrafiły się upić i mielić jęzorem więcej niż powinni.

Ostatecznie ich plan wyszedł na jaw z moją małą pomocą. Nienawidziłem wampirów, ale to nie znaczyło że przymknąłbym oko na zachowanie swoich. To właśnie za to tak bardzo gardziłem tymi pijawkami. Krętactwo mieli we krwi, a tamci zachowali się dokładnie tak samo. Teraz mógłbym stwierdzić że była to najlepsza decyzja w moim życiu. To właśnie dzięki temu Edwin nie mógł powiedzieć Wendy kim byłem. Zgodziłem się za nim wstawić przed alfą, jeśli on zapomni o moim pochodzeniu. Że nie ujawni mojej tożsamości innym. Nie każdy nadprzyrodzony potrafił rozpoznać drugiego po zapachu. Wojna którą wtedy prowadziliśmy z elfami była na naszą korzyść. Żaden z nich nie wiedział kiedy miał do czynienia z wilkołakiem. A ja mogłem w spokoju żyć w Driffield. Właśnie dlatego, że nie wiedzieli że również byłem wilkołakiem. I chciałem żeby tak pozostało. Jak widać bardzo słusznie.

Szklana DamaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz