Rozdział 78

461 37 105
                                    

☆pov. Thomas☆

Otworzyłem leniwie oczy, napotykając rażące światło żarówki wiszącej z sufitu. Podniosłem dłoń, kładąc ją na moim rozgrzanym czole, mając nadzieję że moje ręce były zimne od twardego betonu i przyniosą mi ulgę. Byłem okropnie wycieńczony. Musiało być już po wschodzie słońca, a ja jedyne na co miałem ochotę to zostać dalej na ziemi.

Zmusiłem się, by podnieść się do pozycji siedzącej, a dłoń spoczywająca na moim czole oderwała się od niego z nieprzyjemnym uczuciem jakbym odklejał sobie plaster.

Spojrzałem na swoje dłonie z niesmakiem. Pewnie znowu były całe brudne z ziemi. Jak zawsze po pełni. Ale widok czerwonej przez krew skóry, przypomniał mi o wszystkich wydarzeniach z poprzedniego wieczora. Patrzyłem na swoje dłonie, nie zdolny do choćby najmniejszego ruchu. Wendy!

- Nie! Kurwa nie!- krzyknąłem łapiąc się za glowę.- Kurwa!- pociągnąłem za swoje włosy będąc pewien, że wiele z nich właśnie wyrwałem, ale nie liczyło się to dla mnie w ogóle.

Sapnąłem zrozpaczony, a powietrze ledwo dostało się do płuc przez gulę w gardle.

To wszystko jego wina. Gdyby jej tu nie zamknął. Gdyby mnie nie zamknął. Nie przemieniłbym się tutaj. Nie przy niej. To jego powinienem zabić. To on powinien zginąć nie ona.

Zacisnąłem dłonie czując rosnącą wściekłość. Byłem wykończony, ale nagle jakbym dostał zastrzyku energii. Ale prawda była taka, że to głównie moja wina. Po jaką cholerę się do niej zbliżałem. Dobrze wiedziałem, że bała się takich jak ja. Jak widać miała do tego swoje powody. Starałem się przekonać ją, że wilkołaki nie były bestiami i przez to zginęła. Z moich własnych rąk. Cholerne przekleństwo! Co wilkowi się w niej nie podobało? Była miła, dobra, a przy tym taka nieśmiała. Chowała wszystko w sobie. Chciałem być dla niej osobą, której mogła zaufać.

Wendy...

Opuściłem głowę załamany. Nie miałem się podnieść. Byłem jednocześnie wściekły na samego siebie, jak i nie miałem sił, by coś z tym zrobić.

Nagle poczułem delikatny dotyk na swoich plecach, na który przez całe moje ciało przeszły dreszcze. Spiąłem się, a gdy wtedy dłoń zniknęła odwróciłem się pełen nadziei. Może to tylko moja wyobraźnia, która nadal nie chciała się z nią pożegnać. Ja też nie chciałem.

- Wszystko dobrze?- zapytała. Siedząc przede mną wyglądała tak bezbronnie. Patrzałem na nią w milczeniu, chcąc upewnić się, że nie była jedynie złudzeniem. Nie zniósłbym gdyby nie okazało się to prawdą. Ale było. Brunetka siedziała przede mną, zagryzając zawstydzona wargę. Zawsze to robiła gdy nad czymś myślała, czy czuła się niekomfortowo. Tak musiało być i teraz, a ja nie ułatwiałem jej tego, nadal milcząc.- Thomas?- odparła zmartwiony tonem, a wtedy nie miałem wątpliwości, że była prawdziwa.

☆pov. Wendy☆

Obudziły mnie tego ranka czyjeś krzyki. Nie pojęłam jeszcze co krzyczała to osoba, ale musiała być pod wpływem silnych emocji.

Podniosłam się z ziemi rozmasowując bolący kark od niewygodnego leżenia. Przede mną siedział Thomas, który pochylił się do przodu. Wyglądał jakby coś go bolało.

Może zrobił sobie coś poprzedniej nocy?

W momencie, gdy myślałam że nadszedł mój koniec, że zginę od pazurów i kłów wilkołaka, ten jedynie złapał zębami moją koszulkę, ciągnąc w stronę pomieszczenia, w którym był wcześniej zamknięty. Kazał mi w nim zostać, a z każdą moją próbą ucieczki, zjawiał się obok mnie znikąd i zakazywał wychodzić. Jego wraczenie skutecznie mnie od tego odwiodło. Później Thomas zniknął na długi czas, a gdy wrócił, jego łapy były pokryte krwią. Mdliło mnie na myśl co mógł wcześniej robić. Nawet nie chciałam sobie tego wyobrażać. Jedyne co mi przychodziło na myśl to to, że walczył z Ben'em i bardzo chciałam w to wierzyć. Wydawało się to najłagodniejszym wyborem. A przynajmniej dla mnie, po tym jak mężczyzna mnie tu zamknął.

Szklana DamaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz