Rozdział 77

472 32 75
                                    

Siedziałam nadal w tym samym miejscu, ale czas zdawał się jakby na chwilę zwolnić. Uchyliłam powieki. Chłód niewiadomo skąd wtargnął do pomieszczenia i zaczął krążyć wokół mnie, choć nikt inny nie zdawał się odczuć spadku temperatury. A może to tylko mi się wydawało? Tak samo jak widok, który przed sobą ujrzałam. Postać Thomas'a zdawała mi się rozmazywać, a na jego miejscu pojawiła się z początku niewyraźna sylwetka mojego ojca. Jego krótkie, czarne włosy, zwykle idealnie ułożone teraz wydawały się jakby dopiero co wyszedł spod prysznica. Roztrzepane na wszystkie strony, a nawet i pojawiło się na jego głowie więcej siwych pasem niż zapamiętałam. Jego ubiór również różnił się od tego, który tak lubił nosić. Od zawsze był wrogiem ciemnych ubrań. Koszula musiała być biała, ewentualnie niebieska czy szara. Podobnie jeśli chodziło o spodnie. Teraz jednak widząc go nie umiałam doszukać się choćby jednej części jego ubioru, który nie byłby głęboką czernią.

Przyglądałam mu się, nie mogąc uwierzyć jak mógł się aż tak bardzo zmienić. Wyglądał na bardzo wykończonego, a do tego jakby coś właśnie po raz kolejny zawaliło mu się na ramiona. Czy to właśnie teraz tak wyglądał? Jakimś sposobem mogłam go zobaczyć? Czy to tylko mój umysł ponownie postanowił sobie ze mnie zadrwić? Byłabym w stanie w to uwierzyć, dopóki otoczenie nagle nie zaczęło zmieniać się i zamiast obskurnej piwnicy miałam przed sobą podejrzanie wyglądający bar. Wszędzie było ciemno, a jedyne światło jakie padało, dochodziło z małych lampek zawieszonych na ścianach pomieszczenia. Tata siedział przy stoliku najbardziej wsuniętym w kąt, jakby nie chciał się rzucać w oczy. Wcale mu się nie dziwiłam. Ja również bym nie chciała. Jedyne na czym by mi zależało, to by schować się gdzieś przed wzrokiem innych, ale on nie był takim tchórzem jak ja. Musiał mieć powód. Pf... głupia. Przecież był zbiegłym więzniem. To oczywiste, że się ukrywał.

Siedział pochylając się nad kuflem wypełnionym żółtawym płynem, a jego wzrok był nieobecny. Stałam obok niego, widziałam go, słyszałam, ale to nie sprawiało, że tam byłam. Jak bardzo bym tego nie chciała, nadal znajdowałam się zapewne kilka tysięcy kilometrów od niego. Jak daleko wyjechał? Gdzie był? Chciałam się tego dowiedzieć, ale nie wiedziałam jak. Nie mogłam ruszyć się z miejsca by wyjść na zewnątrz. Jedyne co mogłam robić to patrzeć i słuchać.

- Tato.- szepnęłam żałośnie, choć dobrze wiedziałam, że nie może mnie usłyszeć.

Nie wiedziałam jak działała moja popieprzona moc. Co potrafiłam, a co było dla mnie niemożliwe? Choć to słowo coraz bardziej przestawało mieć dla mnie jakiekolwiek znaczenie.

Najbardziej jednak zaskoczył mnie widok wpatrzonych we mnie zielonych tęczówek. Były tak bardzo mi znane. To właśnie po nim odziedziczyłam ich piękny kolor. Teraz wpatrywały się we mnie z niedowierzaniem. Widział mnie? Mógł mnie zobaczyć? Myślałam, że to nie było możliwe. Nigdy nikt mnie nie widział podczas moich dziwnych wędrówek.

Tata wyciągnął dłoń w moim kierunku, a ja to samo zrobiłam ze swoją. Ale tak jak poprzednim razem, jego ręka przeniknęła przez moją, a ja w tym miejscu poczułam jedynie pełno małych igiełek wbijających się w moją skórę. On widząc to natychmiast zabrał dłoń. Patrzałam na niego, chcąc jeszcze przez chwilę zatrzymać ten obraz przed sobą. Bym przypadkiem nie zapomniała jak wyglądał. Choć wiedziałam, że nigdy bym tego nie zrobiła.

- Wendy!- w mojej głowie rozbrzmiał głuchy dźwięk. Jakby ktoś wolał mnie z bardzo daleka.- Wendy ocknij się!- przecież byłam świadoma. Kim był ten głos?- Wendy, proszę.- chciałam go zignorować, ale ten zatroskany ton jakim mnie wolała, wywołał u mnie wątpliwości czy aby na pewno dobrze robiłam. A im bardziej miałam wątpliwości, tym coraz mniej wyraźnie widziałam przed sobą ojca. On jednak wydawał się tym bardziej przejęty ode mnie.- Wendy!- odwróciłam się gwałtownie, gdy tajemniczy głos odezwał się tuż za mną.

Szklana DamaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz