Rozdział 11

738 37 76
                                    

Podobno człowiek zachowuje się w pełni naturalnie jedynie podczas chwili zagrożenia życia lub silnego strachu. Jest wtedy w pełni sobą i ukazuje wszystkie swoje wady. Osoba którą uważaliśmy za twardą i opanowaną, ucieka z przerażeniem na twarzy, byle jak najdalej od miejsca gdzie wszystkie jego sekrety zostały odkryte. Ucieczka. Naturalny mechanizm obronny, gdy czujemy że nie damy sobie rady z przeciwnikiem. Każde żywe stworzenie go odczuwa. Tak jak strach. Więc czemu moje nogi nadal pozostają w bezruchu, skoro ja trzęsę się w środku jak galaretka. Widząc zaciśniętą szczękę Olivera i napięte mięśnie na jego założonych rękach, nie byłam w stanie poruszyć się choćby o milimetr. Czekałam na jego reakcje, choćby słowo, a sekundy dłużyły mi się jak godziny. Naprawdę wolałabym by zaczął krzyczeć. Jednak on postanowił wwiercać we mnie swoje zimne spojrzenie. Stałam skulona czekając na jego reakcje.

- Teraz też wpadliscie na siebie na ulicy?- warknął szorsto w moją stronę. I choć może wydawać się to dziwne, ale poczułam ulgę. Wolałam jak mówił, niż żeby stał w ciszy. Był wtedy bardziej przerażający.

- Byłam u Rose zrobić projekt, Thomas tylko nas odwiózł.- szepnęłam bojąc się, że głośniejszy dźwięk odbierze jako krzyk. A nie chciałam go bardziej denerwować.

- Jakoś nie spieszyło ci się by wysiąść z jego samochodu.- prychnął przewracając oczami.

Zacisnęłam dlonie, a paznokcie zaczęły wbijać mi się w skórę.

Może gdybyś nie przypominał wściekłego wilka to bym tak długo się nie wahała. Jak bardzo chciałam mu wykrzyczeć to w twarz, to nie mogłam. Byłoby tylko gorzej.

- Sprawdzałam czy mam przy sobie telefon. Nie chciałam go znowu zgubić.- Oliver miał jedną zaletę gdy był wściekły, gdy nie wychwycił w moich słowach czegoś co uznałby za zdradę, po prostu odpuszczał.

- Dobrze.- westchnął, a jego wzrok odrobinę złagodniał jednak zaświeciła się w nim niebezpieczna iskierka.- Przepraszam.

Nawet ja zdołała rozpoznać, że nie były to do końca szczere przeprosiny. Dalej musiałam uważać co mówię, bo doskonale wychwytywał albo wmawiał sobie moje zainteresowanie płcią przeciwną. Jednak ucieszyłam się że tak szybko odpuścił, co było do niego nie podobne.

- Jest u ciebie ktoś w domu?- zapytał obracając się i spojrzał w okna domu. W jednym paliło się słabe światło. Czyli mama wróciła już od babci.- Musimy pogadać.

- Dobrze.- odparłam niepewna tematu jaki chciał poruszyć. Ruszyłam w kierunku domu jednak zatrzymał mnie głos blondyna.

- Wolałbym by nikt nam nie przeszkadzał. Pójdziemy do mnie.- patrzał na mnie czekając na zgodę.

Tak jakby był inny wybór.

Podeszłam do niego.

- Gdzie twój samochód?- rozejrzałam się, jednak nigdzie go nie zauważyłam. Obawiałam się, że będzie chciał pożyczyć moje auto.

- Został w domu, przyleciałem tu.- mruknął i ruszył powoli w stronę lasu.

Dobra cofam to co powiedziałam. Może sobie wziąć mój samochód. Podam mu kluczyki na złotej tacy tylko by się zgodził. Raz popełniłam ten błąd jakim była zgoda na wspólny lot. Po pięciu minutach ledwo nie zwróciłam swojego obiadu, a serce omal mi nie wybuchło. Dodatkowo ten wiatr który wysuszał mi oczy i mało co widziałam. Jakim cudem on nie nosi jakiś ochronnych okularów?

- To ja pójdę po kluczyki.- miałam nadziej, że uda mi się szybko wymknąć do domu.

- Nie mam czasu na jechanie drogą. Polecimy, będzie szybciej.- odparł zirytowanym tonem nakazując mi jak najszybciej iść za nim.

Szklana DamaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz