Rozdział 80

489 27 97
                                    

Następny dzień wydawał się mi całkiem przeciwieństwem tego co miałam okazję widzieć codziennie. Sam poranek przywitał mieszkańców miasteczka ciepłymi promieniami słonecznymi, które zdawały się naładować ich pozytywną energią. A przynajmniej mnie. Miałam wrażenie, że mogłabym zrobić wszystko. Biec całą drogę do szkoły pomimo mojej słabej kondycji, wejść na ścianę wspinaczkową, nawet jeżeli ręce załamywały się pod moim ciężarem już po jednej pompce, nawet moja nieśmiałość w tłumie zdawała się zejść na drugi plan, a mnie nie obchodziły żadne ciekawskie spojrzenia osób z klasy. Bo jak to tak, że taka mało znacząca osóbka, która zawsze jedyne co robiła to obserwowała innych, sama zaczęła ignorować fakt, że znalazła się w centrum uwagi śmiejąc się na cały głos na szkolnej stołówce. Nawet Edwin patrzał na mnie nieodgadnionym wzrokiem, ale na pewno w jakim stopniu dociekliwym, a przecież to on był sprawcą mojego napadu śmiechu.

- Jesteś dzisiaj bardzo energiczna.- oparł się o krzesło, zakładając ręce za głową. Zauważyłam, że ostatnio była to jego ulubiona pozycja.

- Czy to źle?- wzruszyła ramionami z lekkim uśmiechem. Miałam dobry humor. Nie musiałam udawać, że obchodziłam żałobę, bo zwykle tak się zachowywałam.

- Nie, wręcz przeciwnie.- pochylił głowę do tyłu, nabierając głęboki oddech.- Zastanawiam się tylko czy to sprawka twojego Azora?- opuścił na mnie swoje spojrzenie, a w jego oczach widziałam szczęśliwe ogniki. Jemu chyba również odpisywał humor.

- Thomas nie jest psem.- uniosłam brwi.

Skoro wilkołaki były nazywane obraźliwe psami, to wampiry kim powinni być? Na pewno nie nietoperzem. Kto wpadł na taki pomysł, by ich do siebie porównać? Ale musiałam się z nim zgodzić, że to właśnie Thomas był sprawcą mojej widocznej radości. Nie mogłam doczekać się popołudnia, by móc się z nim zobaczyć. Było to dla mnie takie dziwne. Czułam się jak totalna wariatka, albo stereotypowa jedenastolatka, która poznała chłopaka dzień wcześniej i wiedziała, że była to jej wielka miłość. Zawsze śmieszyło mnie zachowanie takich dziewczyn, które co chwilę gadały o swoim chłopaku, albo nie mogły dziesięciu minut wytrzymać, by do niego nie napisać. Uważałam to za zbyt dużą przesadę. Ale to właśnie w tym momencie czułam. Było to dla mnie całkiem niezrozumiałe. Byłam z Oliver'em pół roku, a nawet na początku naszego związku nie czułam się tak jak teraz. Kochałam go. Tego nie mogłam się wyprzeć, ani nie mogłam powiedzieć, że byłam z nim, bo tak mi się zachciało. Naprawdę go kochałam i miałam nadzieję, że będzie to coś dłuższego niż było, ale to właśnie w tym momencie zdawało mi się jakbym przeżywała swoją nastoletnią miłość.

- Myślałem, że chociaż ty zostaniesz po właściwej stronie.- odparł zawiedziony wampir, tym samym ściągając mnie na ziemię.

- Nie jestem po żadnej stronie.- przewróciłam oczami, dobrze wiedząc że się zgrywał.- Ale jeśli już tak bardzo chcesz wiedzieć to tak, idę po szkole do Thomas'a.- brunet miał przyjechać po mnie zaraz po szkole jak często to robił.- A tak naprawdę to do Kiry.- sprostowałam szybko.- To znaczy do jej domu, ale Thomas znowu u niej mieszka.- poplątałam się trochę w zeznaniach, ale ogół wyszedł dobrze, to się liczy prawda?

Thomas wrócił do Kiry, ponieważ był zaniepokojony pojawieniem się jakiś upadłych w lasach. Ja wcale nie zamierzałam narzekać na jego przeprowadzkę. W końcu był bliżej mnie i mogłam w każdej chwili pójść się z nim zobaczyć. Oczywiście nie miałam w planach ich nachodzić. Chociaż od razu dostałam pozwolenie od białowłosej, gdy zobaczyła jak zbliżyliśmy się do siebie z Thomas'em, że mogę przychodzić do niej kiedy będę chciała. Choć jeszcze nie byliśmy parą, chyba? A może? To znaczy żadne z nas nie zapytało się tego drugiego o chodzenie ze sobą, ale byłam prawie pewna, że żadne z nas chyba tego nie potrzebowało. Inni za to zaczeli nam dogryzać na każdym kroku, że nareszcie przejrzeliśmy na oczy. Jakby się teraz nad tym zastanowić to faktycznie byliśmy ślepi. A przynajmniej ja. Ale to chyba było normalne, prawda? Mimo że odnośnie mnie nie można było użyć słowa normalne, nawet nie byłam człowiekiem tak jak długo myślałam, to akurat to było u mnie codziennością, że nie potrafiłam zobaczyć oczywistych znaków.

Szklana DamaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz