Pamiętniki 26.03.2020

17 1 0
                                    




Witam
5:30, za oknem cudownie śpiewają słowiki... a nie czekaj, co ja pierdole, jeszcze raz. Jest 5:30, na dworze skrzeczą wrony i gołębie gruchają, ja siedzę przed biurkiem bawiąc się zapałkami podpalając je i oddaje się autorefleksji o tym gdzie się podziała moja chęć do życia. Co by nie mówić ostatni czas był dla mnie cudowny, poznałem wiele super ludzi, poprawiły mi się kontakty ze starymi znajomymi, od ludzi z którymi nigdy nic mnie nie łączyło słyszę ze daje im pozytywna energię i jest super. Co zabawne są tez ludzie którzy próbują wpoić mi, że również mam dla nich jakaś wartość, usłyszałem niedawno ze jestem podstawa czegoś i ego chwilowo podskoczyło, tak samo jak ktoś wprost powiedział mi ze coś dla niego znaczę. No właśnie, chwilowo. Podczas całej zabawy zapałkami widzę w tym pewne podobieństwo do mojego poczucia własnej wartości. Kiedy ktoś wystarczająco długo mi pokazuje ze coś znaczę, zapalam się, jednak po czasie- krótszym czy dłuższym wszystko gaśnie. Przez chwile uwierzyłem ostatnio ze ten płomień przetrwa dłużej, a nawet zostanie ze mną najlepiej do końca, ale po chwilowym zachwycie zawiał wiar i znów wszystko zgasło. Póki co cała ta metafora ma sens, jakby nie patrzeć. Tylko w tym wszystkim jest jedno ale, jak zapałka może tyle razy płonąc? Przecież po jednym zapaleniu i zgaśnięciu wyrzucamy zapałkę bo już do niczego nam się nie przyda, co nie? A wiec coś tu zdecydowanie nie gra. Im dłużej się nad tym zastanawiam tym bardziej wydaje mi się ze poczucie własnej wartości, moje czy kogokolwiek innego nie jest zapałka, czy pożarem, tylko samym żarem. Już spieszę ze sprostowaniem. Jakby nie patrzeć każdy w życiu ma podkopywane własne mniemanie o sobie, co się wtedy dzieje? Każdy chyba zaczyna wątpić w swoje umiejętności, w perspektywy oraz w możliwości - płomień wartości zostaje zgaszony przez wiatr wątpliwości. Jednak kiedy coś, bądź ktoś daje nam jak na dłoni to ze coś jest dzięki nam dorzuca do tego pozostałego żaru zapałkę i płomień znów się rozpala. Jezusie to chyba najbardziej infantylna i przeruchana metafora jaka mogłem skonstruować, ale czasami potrzebujemy dość do własnych wniosków na takie tematy. Życzę wam wszystkim miłego dnia, dobranoc

PamiętnikiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz